UA-43269020-1

uzależnienie od leków

..cd Jak wspomniałem w poprzednim wpisie tabletki, są tylko fragmentem większej całości, a „pod nimi” są zwykle różne, wewnętrzne, ukryte konflikty (prawdziwa przyczyna cierpienia), często bardzo skomplikowane i zupełnie dla człowieka nieświadome! (chodzi o tzw „konflikty psychologiczne”), do tego dochodzą mechanizmy choroby nałogowej, nieznane na początku zarówno dla osoby uzależnionej, jak i jej bliskich.. Dlatego też zwykle konieczna jest najpierw specjalistyczna terapia odwykowa, a w niektórych przypadkach w późniejszym czasie dłuższa regularna psychoterapia indywidualna lub grupowa, czyli praca nad pierwotnymi przyczynami sięgnięcia po tabletkę

uspokajającą, bo przecież lekomanii, alkoholicy, to nie „pasjonaci”, ani „miłośnicy” używek, tylko osoby z różnorakimi zaburzeniami, dysfunkcjami, nerwicami, fobiami, depresjami, ludzie, którzy z jakichś przyczyn nie umieją radzić sobie ze zwykłym codziennym stresem, w zdrowy, konstruktywny sposób, tak jak robią to zdrowi ludzie, więc dlatego szukają ulgi w chemii, typu, leki uspokajające, alkohol, narkotyki, która albo znieczula, rozluźnia, albo przenosi w inny świat..

W moim przypadku taki terapie były prowadzone równolegle, z naciskiem na różne sfery, w zależności od tego, która z chorób wysuwała się na czoło w danym okresie.

Kiedyś korespondowałem z jednym panem, którego syn, podobnie jak państwa córka, był pełnoletni (absolwent studiów), uzależniony od kodeiny, która w większych ilościach ma właściwości odurzające..

Znalazł sobie on (jak to mówił) taką „odskocznie i sposób relaksu” od stresów życia i ani myślał przerwać.. Jego ojciec był załamany, nie wiedział co zrobić (syn problemu nie widział lub widzieć nie chciał), aż w końcu poszedł do psychologa terapeuty leczenia uzależnień po poradę.. Nie pamiętam skąd był ów terapeuta, ale chyba z poradni terapii leczenia osób uzależnionych od substancji psychoaktywnych..

Zazwyczaj jest tak,że sam uzależniony / uzależniona nie żyje w „próżni”, tylko w jakimś układzie, modelu rodzinnym, czy też „systemie”,jego relacje z poszczególnymi członkami rodziny tworzą pewną niezdrową konstelacje i często ośrodki terapii leczenia uzależnień noszą nazwę np. Całodobowych Ośrodków Terapii Uzależnień i Współuzależnień, jak to jest w przypadku ośrodków leczenia uzależnień od alkoholu.

..i ta druga osoba, którą mogą być: rodzice, mąż, żona, brat, siostra, a nawet córka, syn, ktoś żyjący z osobą uzależnioną, jest stroną, osobą współuzależnioną, pomimo, że nie pije, nie łyka leków, ani nie zażywa narkotyków, po prostu chory bywa wtedy cały „układ” i czasem to ten drugi partner najpierw idzie po jakąś pomoc po to by:

 a) samemu jakoś sobie poradzić z przykrymi emocjami, stanami, jakich doświadcza w kontakcie z osobą uzależnioną

 b) zdobyć wiedzę na temat samej choroby uzależnionego i być może także pewnych swoich problemów

 c) np zdobyć informacje, jak postępować z osobą uzależnioną, by ją zachęcić do leczenia, lub by ta osoba straciła „komfort brania”, by nie popełniać jakiś błędów, które czasem umożliwiają jej branie, pogłębiają chorobę..

Często bywa też tak, a może nawet zwykle, że strona współuzależniona również posiada pewne zaburzenia, kompleksy i „opiekując” się czynnym lekomanem, alkoholikiem, narkomanem dowartościowuje się w ten sposób, buduje swoje poczucie wartości, na zajmowaniu się, „ratowaniu” z opresji, często wręcz poświęcaniu się tej drugiej stronie..

Czasem nie ma innego wyjście i trzeba „ugryźć” problem od tej strony i na zasadzie wspólnej reakcji z sobą naczyń połączonych wymóc zmianę ..

Bardzo ważną kwestią moim zdaniem jest prostu próbować spokojnie rozmawiać merytorycznie, bez wyrzutów, bez pretensji, na argumenty (po partnersku), jeśli już jakąś wiedzę na temat choroby córki będziecie Państwo mieli..

Być może nie przyniesie to natychmiastowego jakiegoś spektakularnego efektu,ale na zasadzie kropla drąży skałę, warto próbować, lepsze to niż siedzieć z założonymi rękami, prawda?

Moim zdaniem moglibyście też spróbować namówić ją na wizyty u jakiegoś w miarę dobrego psychologa uzależnień, w poradni, nawet jeśli miałaby tam pójść bez przekonania, dla świętego spokoju, będąc na razie na „prochach”, nawiązać jakiś kontakt z specjalista, to może z czasem coś trafi jej do głowy, coś za koduje, powoli zdobędzie wiedzę, nabierze motywacji, zobaczy szanse, kierunek.. jeśli nie teraz, to może na przyszłość, w jakiś sposób to zaprocentuje

Co do córki, jej zaburzeń osobowości i negatywnych zachowań, to jako laik, nie specjalista, w dodatku nie znający jej personalnie nie jestem w stanie się wypowiedzieć, co było pierwsze i czy była już taka przed uzależnieniem, ale mogą z całą stanowczością powiedzieć, że każdy nałóg (jeden szybciej, inny wolniej), prędzej, czy później zmienia negatywnie osobowości człowieka, degraduje uczucia wyższe i takie zachowania jak kłamstwa, manipulacje, a nawet kradzieże i różne inne „rzeczy” są wynikiem nieleczonej, postępującej choroby, a sam uzależniony nie widzi tego, oszukuje się lub raczej unika myślenia na ten temat, wypiera nieświadomie. jak to mówią wrzuca „w tył głowy”, bo przymus wzięcia tabletki jest większy

Jako ostateczność czasem się leczy uzależnionych z nakazu sądowego „na siłę”, ale spotykałem coś takiego jedynie w przypadku alkoholików, gdzie rodzina, żona, zgłaszały swoich mężów i byli leczeni z wyroku sądu, gdy byli w takim stanie, że zupełnie stracili kontrolę nad swoim życiem i np. groziło im zapicie się na śmierć lub weszli w konflikt z prawem i mieli do wyboru pójść siedzieć lub poddać się przymusowemu leczeniu…

Czy coś takiego jest możliwe w przypadku uzależnienia od leków, czy narkotyków i jak to się załatwia? i w jakim stanie pacjent musi być, aby można go ubezwłasnowolnić i skierować na leczenia przymusowe, tego nie wiem (?) Oczywiście co warte jest takie leczenie wbrew woli zainteresowanego, to inna sprawa, ale muszę też powiedzieć, że byłem kilka miesięcy w Ośrodku Leczenia Odwykowego od Alkoholu, jako jedyny lekoman, nie alkoholik, to spotykałem facetów leczących się z wyroku sądu, którzy na początku mieli gdzieś, podchodzili do wszystkiego sceptycznie, a później przekonywali się i kończyli terapię z sukcesem..

Z własnych doświadczeń i obserwacji doszedłem do wniosku, że choć natura uzależnienia od benzodiazepin moim zdaniem jest trochę inna, niż np uzależnienia od alkoholu, to podstawowe mechanizmy nałogowe są takie same dla wszystkich uzależnień..