UA-43269020-1

resistance-148608_640-crop-gotowe

Wczoraj był ładny dzień, ciepło jak na początek marca, słoneczko pięknie świeciło, tym razem to żona zaproponowała mi wyjazd z psem do lasu, od razu nerwowo zacząłem się zastanawiać, czy aby ostatnio nie byłem jakiś ponury, zrzędliwy, czepliwy (zdarza się mi niestety), czy nie dałem jej czymś popalić (?!).. i czy teraz nie zostawi mnie w tym lesie i z piskiem opon odjedzie (?!), no ale kto by gotował takie dobre obiady (?!) :).. A tak poważnie to zestresowałem się nieco na początku w z związku z swoimi lękami agorafobicznymi, co prawda już mniejszymi, niż 5 lat temu, ale jeszcze obecnymi..

Miałem obawy głównie dlatego, bo obudziłem się po nocy zmęczony i strasznie obolały, wciąż miewam sny, w których się bardzo dużo dzieje, społeczne, dynamiczne, czyli wszystko to, o czym staram się nie myśleć za dnia, czasem jest to też wynik jedzenia w nocy, „zajadania stresu”, co też mi się jeszcze zdarzam no i później organizm trawi .No, ale na godzinę przed wyjściem rozciągnąłem się wygodnie na łóżku, z mp3 na uszach, puściłem sobie i wykonałem cały trening progresywnej relaksacji Jackobsona, po którym poczułem się znacznie lepiej.. 

Fakt, jest to dosyć żmudna metoda relaksacji, a właściwie to trening polegający na stopniowym zaciskaniu i rozluźnianiu praktycznie wszystkich partii mięśniowych począwszy od mięśni rąk, przez głowę, szczęki, brzuch, aż po uda i stopy, ale warto ją pieczołowicie i systematycznie ćwiczyć, gdyż z czasem wytwarza się nawyk i ćwicząc go wystarczająco długo można ponoć się tak wprawić, że na samą określoną myśl, przywołania zapamiętanego z tegoż treningu wrażenia można jak na zawołanie wywoływać stan relaksu praktycznie całego ciała (gdy się z jakiegoś powodu „zepniemy”, zestresujemy ) niekoniecznie leżąc, ale np. stojąc w kolejce po mięso!:)..

W lesie było bardzo sympatycznie, pospacerowaliśmy, po oddychaliśmy świeżym powietrzem, kontakt z naturą bardzo relaksuje, dystansuje, pomyślałem sobie jakie to ja wcześniej prowadziłem, jak to mój przyjaciel trzeźwy alkoholik określa „pijane życie”, czyli tempo, pośpiech, amok, bez czasu na jakąś refleksję, myśli czego tak naprawdę chcę od życia ?! Tak z wnętrza siebie, JA, osobiście! zupełnie inne wartości, że do lasu, ani na zwykły spacer nie miałem czasu się wybrać (?!) ..

Fakt, nie nazwę tego jakimś mega sukcesem, bo jechałem przez ruchliwe miasto jak  zwykle na tylnym siedzeniu jako pasażer z psem na kolanach, który strasznie świruje podczas jazdy, ucieszę się w 100% jak na taką przejażdżkę sam pojadę jako kierowca (uwielbiam jeździć samochodem)

Przez pierwsze 1,5 – 2 lata od odstawienia tabletek powiem szczerze, że mało co wychodziłem z domu.., w każdym razie bardzo  rzadko (raz na jakiś czas), czasem gdzieś zabierałem się z żoną lub szedłem późnym wieczorem na spacer, można powiedzieć,że wycofałem się dokumentnie po tym, jak w pierwszych miesiącach próbowałem od razu pokonywać „na siłę” swoje lęki i rzucałem się na rzeczy, które wtedy były chyba kompletnie poza moim „zasięgiem”..

Pierwsze miesiące, świeża abstynencja, totalne rozchwianie emocjonalne i nadwrażliwość centralnego układu nerwowego, wysoki poziom lęku, po odstawieniu branych przez 14 lat codziennie benzodiazepin, wszystko kończyło się porażką!

Teraz myślę, że powinienem był w tym obiektywnie trudnym okresie być dla siebie bardziej wyrozumiałym i dać sobie więcej czasu na leczenie, pomimo presji, pewnych naglących okoliczności .. Myślę sobie teraz, że pewnych rzeczy w życiu nie da się od tak po prostu „przeskoczyć”, pewne sprawy mają swoją bezwładność i tempo, żadna choroba fizyczna, psychiczna lub zaburzenie nie jest „w porę” szczególnie dla ludzi bardzo ambitnych, nauczonych mieć bardzo wysokie wymagania i aspiracje w stosunku do siebie.., TYLKO, ŻE..jak nie ma zdrowia to nie ma NICZEGO! Jak jest zdrowie to jest WSZYSTKO!..

A jak to w życiu bywa choroby chodzą po ludziach, bez specjalnego „klucza” i sensu i sprawiedliwości, i nie mam tu na myśli tylko chorób fizycznych.

Światowa Organizacja WHO podaje obecnie, jako definicje zdrowia stan lub dobrostan na który składa się nie jeden, a kilka czynników takich jak: zdrowie fizyczne, psychiczne (emocjonalne i umysłowe), społeczne i duchowe..

Przechodząc do tematu zawartego w tytule budowanie „trzeźwości..” (słowo zapożyczone z AA, chociaż trzeźwość, to trzeźwość i moim zdaniem śmiało może być „zaadaptowane” i użyte w odniesieniu do uzależnienia od leków BZD) chciałbym Ci najpierw drogi czytelniku mojego bloga (o ile w ogóle istniejesz (?!) :):):).. przytoczyć pewną bajkę, czy raczej przypowieść, którą kiedyś usłyszałem na swojej psychoterapii..

W górach Andach mieszkał prosty chłop, który prowadził spokojne i szczęśliwe życie, utrzymując się z różnych upraw..

Każdego dnia wstawał o świcie, ubierał się, szedł nad rzekę, płynącą u podnóża gór, skąd mozolnie i powoli znosił różne kamienie, które następnie układał w równe rzędy, pomiędzy którymi zakładał kolejne grządki, siał różne rośliny i warzywa, praca ta dawała mu spokój i sprawiała przyjemność .

Lecz pewnego razu w górach Andach wybuchła gorączka diamentów, ktoś znalazł tam kilka tych drogocennych kamieni..Wieść o tym szybko rozeszła się po okolicy, a nawet dalej..

Z całego świata zaczęli przybywać ludzie, żądni szybkiego bogactwa, z dnia na dzień przybywało ich coraz więcej i więcej. Chłop przyglądał się temu z zaciekawieniem, drapiąc się po głowie dumał, czy by nie porzucić swojego skromnego gospodarstwa i nie pobiec za tłumem, w nadziei na szybki i duży zarobek..

W związku z tym przeżywał różne rozterki i dylematy, lecz szkoda mu było swojego skromnego lecz spokojnego życia, efektów swojej ciężkiej pracy, więc robił dalej swoje, wciąż zastanawiając się czy jednak nie zmienić zadania. I tak mijały dni, miesiące, jedni ludzie się bogacili zdobywając fortunę, inni odchodzili z niczym, a jeszcze inni tracili zdrowie,a nawet życie w pogoni i rywalizacji z innymi.

Gorączka powoli mijała ,ludzi było coraz mniej, chłop zaczął żałować i wyrzucać sobie,że nie zrobił niczego by poprawić swój skromy byt, ogarnęła go apatia i smutek..Aż pewnego razu zawitał do niego ostatni z poszukiwaczy, spragniony poprosił o kubek zimnej wody..Od słowa do słowa, wywiązała się między nimi rozmowa, gość zapytał chłopa, czym ten się zajmuje, wtedy chłop pokazał mu swoje skromne uprawy..

Gdy przybysz je zobaczył, w jednej chwili oniemiał z zachwytu!..Jego oczom ukazały się liczne grządki, wzdłuż których w równych rzędach znajdowała się największa i najpiękniejsza kolekcja diamentów jakie ten kiedykolwiek widział ..

No i z tą „trzeźwością” (tak w ogólnym aspekcie) i jej utrwalaniem z tego co sam zaobserwowałem jest moim zdaniem trochę tak, jak z tym żmudnym układaniem przez chłopa kamieni, ponieważ po odstawieniu substancji uzależniającej, stosowanej regularnie przez wiele lat pojawia się pewien rodzaj pustki, powiedzmy takiej jakby „dziury” psychologicznej (tak było w moim przypadku), którą trzeba zacząć stopniowo („kamyczek, po kamyczku”) zapełniać zdrowymi, konstruktywnymi zachowaniami, zdrowymi rzeczami, pusty kawałek poletka, na którym oprócz chwastów nic do tej pory nie rosło, albo raczej dawno nie rosło..musimy te chwasty jeden, za drugim powyrywać, uprzątnąć, wywieźć na śmietnik, glebę na nowo skopać, zaorać, i wtedy przynieść jeden kamień, drugi, posiać jakąś jedną roślinkę na próbę, zobaczyć, czy wyrośnie, może najpierw poczytać o tym, jak się w ogóle za to zabrać, co warto zasiać, co nas wyżywi, utrzyma…

Co mam na myśli ? czasem trzeba najpierw wyprostować swoje stare sprawy, zmienić patologiczne środowisko, zerwać toksyczne znajomości, takie, które do tej pory nie sprzyjały zdrowieniu, może z kimś kto razem z nami zażywał leki i wciąż to robi nie mając zamiaru przestać..Zerwać „kanały”, źródła z których zaopatrywaliśmy się w specyfiki, czasem nawet trzeba poinformować lekarzy u których będziemy się leczyć w przyszłości, by mieli nasze ograniczenia na względzie i nie proponowali nam takich leków..

Tak, to wszystko nie jest łatwe, ale czasem konieczne i warto się nad tym zastanowić, by uniknąć „wyzwalaczy” (pokus), lecz nie tylko! Ważną kwestią jest np to, by przed ważną operacją, która się ma odbyć pod narkozą poinformować lekarza prowadzącego o naszym uzależnieniu od benzodiazepin lub leków nasennych z tego prostego względu, że z powodu naszej wyższej tolerancji na środki działające depresyjnie na CUN możemy wybudzić się na stole operacyjnym! Jeśli lekarz zostanie uprzedzony, to może zawczasu poinformować anestezjologa, by ten zastosował wyższą dawkę środka usypiającego. Należy jednak pamiętać,że nie od razu Kraków zbudowano, nie wszystko nam się od razu uda, nie wszystko nam od razu wyjdzie! budowanie trzeźwości i jej utrwalanie to proces rozciągnięty w czasie, więc dobrze uzbroić się w cierpliwość co oczywiście nie jest łatwe..cdn