W ubiegłą niedzielę, przed obiadem wybrałem się wspólnie z żoną i psem na wycieczkę samochodem do lasu (kilka km za miasto), było to zadanie terapeutyczne, w kwestii leczenia mojej fobii społecznej i agorafobii, ale też połączenie pożytecznego z przyjemnym, bo kontakt z przyrodą, a i pies mógł się wyszaleć..Zasadniczo było miło, spacer się udał, godzinę szwendaliśmy się po lesie, lęk na poziomie ok 40% (to moja subiektywna ocena w skali od 0-100 %, gdzie 0% to błogostan, zupełny brak objawów lęku, a 100% powiedzmy że, ostra panika, z zawrotami głowy, dusznościami i hiperwentylacją! :)..), napięcie mięśni od umiarkowanego
umiarkowanego do średniego, zupełny brak derealizacji pod koniec poczułem zmęczenie i trochę mnie „przydusiło”, musiałem wrócić do samochodu, zamknąć oczy i się trochę zrelaksować, ale ogólnie wyprawę oceniam pozytywnie. Mieszkam w centrum miasta (ok. 70 tys. mieszkańców), także dużego blokowiska, co przy moich dolegliwościach stanowi dla mnie wciąż problem.
Po powrocie do domu, wieczorem pomyślałem, że ten mój detoks był z wielu względów trudny i przykry, ale też to było w dużej mierze przecieranie nowych szlaków, pełne błędów, czasem pechowych zdarzeń.. Mam nadzieję drogi czytelniku, że przeanalizujesz moje i nie tylko moje pomyłki oraz wyciągniesz z nich odpowiednie wnioski, by nie powielać i nie przysporzyć sobie niepotrzebnych cierpień i przykrych emocji, w swojej „drodze zdrowienia”..
Nie byłbym jednak sprawiedliwy, gdybym nie wspomniał, że w pewnych kwestiach dopisało mi prawdziwe szczęście, spotkałem kilku wspaniałych, „wielkich” i życzliwych mi osób, psychologów, psychoterapeutów, alkoholika terapeutę, „trzeźwą lekomankę”, z którą korespondowałem ponad 1.5 roku, obecnego psychoterapeutę (psychologa klinicznego) u którego się leczę, bez którego pomocy nie wiem, gdzie bym teraz był i czy w ogóle bym żył (?!) Sympatycznej, doświadczonej pani doktor pod opieką której się znajduję. Ludzi oddanych sprawie, o wielkim sercu, wiedzy i osobowości, a bardzo trudne dla mnie pobyty na oddziałach nerwic i terapiach, zwykle, po zbyt szybkich, nie umiejętnie przeprowadzonych detoksach, miały też pozytywny aspekt i po latach zaczęły procentować przynosząc bardzo wymierne dla mnie korzyści, w postaci niemałej wiedzy o mojej chorobie, sporego wglądu w siebie, zmianie myślenia i zachowania !
Wracając do wątku opisu mojego ostatniego detoksu dochodzę do momentu, kiedy 5 lat temu kończę już w zasadzie terapię psychodynamiczną, a także 1- roczną, grupową dla DDA i DDD (Dorosłe Dzieci Alkoholików, Dorosłe Dzieci z rodzin Dysfunkcyjnych), na którą dojeżdżałem do sąsiedniego miasta 1 raz w tyg. wtedy przychodzi mi pomysł do głowy, czy by nie odstawić czasem benzodiazepin do zera..
Wahając się bardzo, z drugiej strony czując, że to może ostatnia szansa i możliwość na odstawienie proszków do zera, będąc pod opieką tak dobrego fachowca zarówno od leczenia zaburzeń osobowości jak i leczenia uzależnień i że więcej taka okazja się może po prostu nie trafić, a sam raczej nie dam rady ich później odstawić decyduję się w końcu na całkowitą detoksykację..Innym czynnikiem dla mnie mobilizującym było też to,że nie chciałem pozostać na resztę życia, z może już niewielką, ale jednak „kulą” u nogi..
Odstawiałem leki w przeszłości wiele razy, nigdy nie mając epizodów padaczkowych, ani halucynacji, byłem na 5 różnych terapiach w 5 różnych miastach i nie chciałem już nigdzie jechać, zaryzykowałem detoks domowo – ambulatoryjny, będąc w ścisłym kontakcie z lekarzem psychiatrą oraz wspomnianym psychologiem (psychoterapeutą) pracującymi z osobami uzależnionymi w Całodobowym Ośrodku Terapii Uzależnienia od Alkoholu i Współuzależnienia.
„Odstawkę” zacząłem od 15 mg Cloranxenu, tyle mniej więcej brałem w ostatnim roku terapii psychodynamicznej, zmniejszaliśmy lek o 2.5 mg co 2 tygodnie (zalecenie i plan lekarza) i regularnie co 2 tyg meldowałem się u pani doktor, aby zdać relację z swojego samopoczucia (w razie czego miałem telefon do ośrodka, mogłem umówić się na dodatkową wizytę). Istotną rzeczą w moim mniemaniu jest to,że w domu nie posiadałem żadnych benzodiazepin, oddałem je rodzinie zamieszkałej na drugim końcu miasta, która na moją prośbę wydawała mi 1 tygodniową porcję, pisałem o tym w wpisie „uznanie bezsilności w uzależnieniu od leków”. Dodam też, że byłem i jestem zarejestrowanym pacjentem (uzależnionym), z kartoteką medyczną i psychologiczną w w/w ośrodku, dzięki czemu moje leczenie od dawna było i jest do teraz bezpłatne (w ramach NFZ).
W trakcie odstawiania benzodiazepin lekarz psychiatra zaordynował mi lek antydepresyjny z grupy SSRI zawierający w swoim składzie komponentę o działaniu przeciwlękowym oraz normalizator nastroju stosowany min w chorobie maniakalno – depresyjnej, o działaniu przeciwdrgawkowym, mającym zapobiegać ewentualnym epizodom padaczkowym, jak również zbytniemu rozdrażnieniu, agresji..
Długo trzymałem się nieźle, co zauważyła nawet pani doktor, ale im bliżej punktu 0 tym niestety gorzej, pojawiały się myśli, wątpliwości, niepokój, spinałem się 🙁 Nadmienię, że wtedy usiłowałem normalnie, bez żadnej taryfy ulgowej funkcjonować – tego wymagałem na ten czas zarówno ja od siebie, jak i cała moja rodzina – Niestety, zostałem tak wychowany, że nigdy nie uznawałem swoich słabości, jak wiele osób z zaburzeniami nerwicowo depresyjnymi byłem 100% perfekcjonistą, krytycznym i niewyrozumiałym dla siebie.. A więc chodziłem do pracy, jeździłem samochodem po ruchliwym mieście, ale zaczęły się pojawiać myśli, obawy, (tak to teraz widzę) jak będzie, gdy odstawię leki całkiem (?!)
Czy nie wrócą objawy lęku, ataki paniki znane i wielokrotnie przeżywane przeze mnie w przeszłości, czy nie będzie tak samo (??!), no i błędne koło, samo nastraszanie się, bo z powodu tych myśli lęk i napięcie narastało.., przyznam, że długo, pomimo różnych traum, przykrych wydarzeń nie zdawałem sobie sprawy z tego że cierpię na zaburzenie osobowości typu „unikającego” w kontaktach społecznych, które jest prawdopodobnie przyczyną mojej fobii społecznej, wtórnych od niej lęków agorafobicznych, zespołu „lęku uogólnionego” z których też nie zdawałem sobie sprawy.
Sądzę, że pojawiające się w owym czasie obawy wzięły się stąd, że wszystkie moje dotychczasowe, liczne próby uwolnienia się w przeszłości od benzodiazepin były nieudane, niektóre miały przebieg dramatyczny, więc i tym razem również zaczęła pojawiać niewiara, którą nawet raz wyraziłem na głos swojej koleżance z biura Pamiętam też,że któregoś razu, gdy jechałem zapłacić rachunki za telefony komórkowe, a byłem już chyba na 5 mg Cloranxenu, a może już 2.5 mg (nie pamiętam) i miałem napad dość silnego lęku, który pojawił się u mnie prawdopodobnie na skutek opresyjnych myśli „mam już mało leku w sobie”!.., „nic nie zabezpiecza mnie!”.., „jestem w samochodzie i zaraz na pewno spowoduję wypadek!”, bo benzodiazepiny „zabezpieczały” mnie w mojej subiektywnej ocenie i wyobrażeniu przed odczuwaniem przykrych objawów leku, a więc przed wystąpieniem samego lęku.
Musiałem szybko zjechać z głównej ulicy na pobliski, osiedlowy parking i tam gasząc silnik, jakiś czas siedziałem ciężko sapiąc, zastanawiałem się co zrobić (?) Później wracałem do domu, z duszą na ramieniu, osiedlowymi, podrzędnymi uliczkami..Może trzeba było dużo wcześniej pójść na zwolnienie lekarskie, niż zgrywać chojraka, może..
Coraz gorzej też radziłem sobie też w pracy (druga moja praca), wprawdzie praca automatyczna, nie wymagająca specjalnego myślenia, ale w napięciu, bo na czas, na tempo, a dla osoby cierpiącej na nerwicę społeczną dodatkowo stresująca, bo pomiędzy ludźmi. Prawdę mówiąc zamykałem się w tym biurze i starałem się z niego nie wychodzić jak nie musiałem. Pracowała ze mną jeszcze tylko jedna osoba (czasem dwie) Gdy poziom leków w moim organizmie spadał, zacząłem wcześniej wychodzić z pracy, zwalniać się, co dla mnie było bardzo krępujące, a u osoby znajdującej się wtedy na stanowisku kierownika było źle widziane.
Prawdę mówiąc, ze względu na swoją niską samoocenę, nieleczoną nerwicę społeczną i stres z nią związany nigdy nie byłem jakiś efektywny i wydajny w pracy, a w wcześniejszym okresie na dużych dawkach benzodiazepin (jeszcze na Clonazepamie) z kolei senny, wolno myślący, nieskoncentrowany..
.W pewnym momencie lekarz wysłał mnie na zwolnienie lekarskie, stwierdził,że za bardzo się męczę, więc wylądowałem w domu na chorobowym. Nie przestałem jednak uczęszczać na regularną terapię, miałem duże zaufanie do psychoterapeuty, choć wiara w siebie i w powodzenie „operacji” była na poziomie od 0 do – 10!:( Pamiętam, że w pierwszy dzień, po zaprzestaniu fizycznego przyjmowania leku psychoterapeuta uściskał mnie jak kogoś bliskiego, pogratulował, to było bardzo ważne dla mnie!! choć czułem się coraz gorzej..
Okazało się, że nastąpił u mnie duży kryzys, którego powodem był nawrót nie leczonych przez lata w właściwy sposób problemów pierwotnych (zaburzenie osobowości, fobia społeczna, zespół lęku „uogólnionego”), gdyż benzodiazepiny blokują procesy poznawcze i zdolność uczenia się nowych zachowań (patrz przydatne linki – artykuł prof. H. Ashton)
Nadwrażliwość ( hiperaktywność ), rozedrganie centralnego układu nerwowego (CUN) powstałe na skutek spadku stężenia leku we krwi i organizmie, który był przez lata tłumiony silnymi środkami działającymi na niego depresyjnie oraz niektóre elementy zespołu stresu pourazowego (PTSD), który wytworzył się u mnie na skutek licznych, wielokrotnie i cyklicznie powtarzanych cierpień występujących podczas ok 23-25 krotnie podejmowanych nieumiejętnie, zbyt szybko, nieskutecznie prób odstawienia leków, występujący u mnie przez okres ok 1 roku (po odstawieniu benzodiazepin) w formie stale nawracających (natrętnych), przykrych wspomnień z przeszłości mogły być powodem znacznego wzmocnienia intensywności przeżywania moich problemów pierwotnych i zwiększenia siły natężenia związanego z nimi lęku, jego objawów (silna derealizacja, bolesne napięcie, sztywność różnych partii mięśniowych od kończyn, pachwin, głowy,do silnego zacisku szczęk), kłopotów z koncentracją i pamięcią.
Objawy występujące po odstawieniu benzodiazepin jak pisze prof. H. Ashton w artykule „Benzodiazepiny, jak działają, jak je odstawić po wielu latach zażywania” są często „lustrzanym odbiciem” tego co dawały nam leki, więc uspokojenie może przejść w rozdrażnienie, efekt miorelaksacyjny w wzmożone napięcie mięśni, działanie przeciwlękowe i nasenne, w lęk i bezsenność i tak moim zdaniem było w moim przypadku..
W jakieś 2-3 tyg. od odstawienia leków do zera, otrzymałem informacje od lekarza i psychologa, którzy wrócili wtedy, z jakiegoś szkolenia na temat uzależnienia od benzodiazepin, że realnym dniem odstawienia leku nie jest pierwszy dzień następujący, po dniu w którym przyjęliśmy ostatnią dawkę leku, lecz wtedy, kiedy organizm go sam w naturalny sposób usunie z ustroju. Dowiedziałem się wtedy,że benzodiazepiny przez lata brania mogą się kumulować w organizmie (patrz przydatne linki – artykuł prof H.Ashton) i po 14 latach ciągłego zażywania mogę je usuwać nawet przez wiele miesięcy od momentu zaprzestania przyjmowania leku, czemu mogą towarzyszyć dalsze objawy odstawienne związane ze spadkiem stężenia leku w organizmie. Sądzę też że samo realne stężenie leków w osoczu jest wtedy dużo wyższe, niż było było gdybyś my zażyli ten lek jednorazowo, w takiej samej dawce
Przyznam, że dzięki stopniowemu odstawianiu leku nie miałem mimowolnych skurczy mięśni tzw „szarpnięć” (jak przy Clonazepamie), żadnych też drgawek, drżeń, halucynacji, objawów grypopochodnych (rozbicia), towarzyszyło mi lekkie osłabienie i tylko przez 2 dni miałem zlewne poty
Bardzo trudno w tym czasie było określić co jest nerwicą, a co objawami odstawiennymi, a co „głodami lekowymi”(?) (o tych dwu ostatnich i o tym, czym się różnią w moim mniemaniu, od siebie zamierzam napisać w przyszłym poście)
Odnoszę subiektywne wrażenie, że moja psychika i zmysły przez 1 rok adaptowały się stopniowo do „nowej” rzeczywistości po zdjęciu „kurtyny” z leków..Na początku byłem bardzo wahliwy emocjonalnie, drażliwy wszystko wydawało mi się zbyt wyraźne, dziwne, nadwrażliwość na światło, na hałas, nadwrażliwość skóry. Gdy przebywałem na zwolnieniu lekarskim pani dr psychiatra wprowadziła mi dodatkowy lek, z grupy leków przeciwpsychotycznych, z substancją czynną Kwetiapiną (Quetiapinum) do stosowania na noc, ponieważ w małych dawkach (25-50 mg) lek ten działa nasennie, jak również ma korzystny wpływ na sen, gdyż przy okazji jego testów okazało się, że wydłuża głęboką fazę snu (podobno), przez co w ciągu dnia jesteśmy bardziej zregenerowani (informacja od lekarza), no i generalnie, jak już zasnę, to obecnie śpię jak zabity..
W prawdzie treść moich snów pozostawia jeszcze wiele do życzenia, ale to raczej wynika z mojej choroby pierwotnej, dla ciekawostki napiszę, że przez 9 lat zażywania Clonazepamu nic w nocy nigdy mi się nie śniło! Po Cloranxenie czasem, a po odstawieniu leków pierwszą rzeczą na którą zwróciłem uwagę było właśnie pojawienie się snów, fakt, wtedy ciężkich, trudnych, dynamicznych, przerywanych, ale podobno człowiek śni w trakcie głębokiej fazy snu, która jest ponoć najistotniejszą fazą dla człowieka i jego ogólnej regeneracji, benzodiazepiny bardzo spłycają sen! W moim przypadku, na szczęście, ta sfera życia samoistnie, lecz bardzo powoli ,stopniowo zaczęła się z czasem sama normować..
W okresie poodstawiennym popełniłem nieświadomie sporo błędów, chciałem OD RAZU wyzdrowieć i przejść do pełnej aktywności..Myślenie czarno-białe (wszystko, albo nic, bez żadnych etapów pośrednich) Rzucałem się na „głęboką wodę” zamiast wykonywać drobne kroczki, serwowałem sobie zadania, które były poza moim „zasięgiem”, których nie potrafiłem wykonać, co jeszcze bardziej mnie przerażało.
Cierpiąc na poważną nerwicę społeczną i agorafobię siadałem na rower i próbowałem jeździć po mieście lub za miasto (parę kilometrów), pakowałem się „na siłę” do dużych sklepów, dyskontów Biedronka, Tesco, w duże skupiska ludzi i zderzałem się z „ścianą”, objawy silnego lęku przybierały formę okropnego nie napięcia, a wręcz bólu mięśniowego, szczękościsku ! A silna derealizacja dawała mylne odczucie, że dzieję się ze mną coś naprawdę złego i nieuleczalnego.
Takie działanie sprawiało, że coraz bardziej wycofywałem się do domu, zamykając się w czterech ścianach, a średni poziom lęku „uogólnionego” w pierwszych miesiącach nie spadał poniżej 80-90%..biorąc pod uwagę skalę 0-100%
Na tym etapie, obaj z terapeutą poruszaliśmy się też trochę po „omacku”, opierając się na „biblii lekomanów”, jak to jedna znajoma lekomanka określiła często cytowany przeze mnie artykuł specjalistki od odstawiania benzodiazepin prof. Heather Ashton:)..Zdarzało się, że pewne zalecenia i intencje odbierałem na „opak” lub „ku sobie”, obaj popełniliśmy pewne błędy (tak obecnie obaj uważamy).
Być może się powtórzę, ale bardzo ważną sprawą moim zdaniem jest to, by w okresie zaraz po odstawieniu leków (o ile to możliwe) być dla siebie DOBRYM i BARDZO WYROZUMIAŁYM!! i potraktować ten okres jako okres pewnej rekonwalescencji w poważnej chorobie, dozować sobie zadania, słuchać zaleceń z terapii, nie uprawiać żadnej „samowolki”..Bywa w życiu tak, że całkiem sprawny człowiek dostaje nagle udaru, zostaje sparaliżowany, jakiś ośrodek w mózgu obumiera, człowiek traci umiejętność chodzenia i często musi od nowa uczyć się chodzić zaczynając od balkoniku..
Jego rehabilitacja może trwać miesiącami.., ktoś powie,że to choroba organiczna, że to co innego, czyżby?! Umysł, psychika jest równie skomplikowaną materią, leczenie zaburzeń, traum bywa czasem tak samo skomplikowane i czasochłonne! Być może są ludzie, na których leczenie fobii metodą „zanurzeniową” (rzucenie na „głęboką wodę”) zadziała, ja jednak na pewno do nich nie należę (już nie należę)!:) i zwyczajnie tej metody osobiście nie popieram, ani nie polecam..
Inaczej pewnie leczenie wygląda, gdy fobia jest wynikiem jakiegoś traumatycznego wydarzenia w przyszłości i „tylko” tego, a inaczej, gdy jest ona fragmentem większej całości, „wierzchołkiem góry lodowej”, objawem poważniejszego wewnętrznego problemu, zaburzenia osobowości, a organizm dodatkowo jest osłabiony, rozedrgany, być może jeszcze w trakcie usuwania leku.. itd
Witam serdecznie. Co za wspaniały blog….Ile cennych porad, a tego właśnie mi potrzeba… Moja ,,przygoda” z lekami psychotropowymi zaczęła się, kiedy miałam 20 lat. Lekarz stwierdził silną nerwicę serca i przepisał Relanium 5 mg 3 x dziennie?! brałam tylko jedną tabl, bo po zleconej dawce przespałabym chyba cały dzień? Po jakimś czasie przerwałam branie Relanium, ale kiedy zaszłam w ciążę – inny lekarz przepisał mi signopam, z uwagi na to, że wciąż ogarniał mnie lęk przed porodem, byłam płaczliwa etc. Długo brałam Signopam, bo czułam się taka wyciszona. Kiedyś mi go zabrakło i znajoma przyniosła mi swój, bo twierdziła, że jej już niepotrzebny. Nie spoglądając na lek wzięłam jedną tabletkę. Poczułam się zdecydowanie bardziej wyciszona… Na drugi dzień sięgając po tabletkę zerknęłam na nazwę, bo znajoma przyniosła bez opakowania. Okazało się, że to Estazolam 2 mg. I biorę go do dnia dzisiejszego. A już nie chcę!!! Jak odzwyczaić się? Czy mogę samodzielnie odstawiać? Będę bardzo wdzięczna za wszystkie rady…. Pozdrawiam cieplutko
Dziękuje za dobre słowo na temat bloga, miło mi że tak uważasz i że komuś może się przydać to co piszę 🙂
No tak, klasyka, te leki „uwodzą” ludzi cierpiących na poważne zaburzenia emocjonalne lękowe, stres, bezsenność „oczarowują”, pojawia się na początku ta magia, że są tabletki, które naprawią nam chorą duszę, poważne problemy życiowe itd To iluzja.. nie ma takich tabletek. Oczywiście od setek lat były znane sposoby, żeby sobie polepszyć nastrój na chwile.. Halucynogenne rośliny, dzban wina, opium.. Jak rycerz w średniowieczu miał chandrę, to wypijał w karczmie kilka kufli wina i robiło mu się na kilka godzin lepiej, odcinał się od problemów.. Później niestety budził się nad ranem i nie dość, że problem się nie rozwiązał, to jeszcze był kac.. Czym to się różni od obecnych czasów? moim zdaniem niczym, wtedy było wino, teraz są tabletki, które wypisuje lekarz.. Oczywiście nie pisze tu o wszystkich lekach psychotropowych, które mogą pomóc, a nawet nie jestem przeciwnikiem benzodiazepin, które w medycynie mają swoje miejsce i odgrywają ważną rolę.. Podobnie jak leki opioidowe, tramal, morfina, kodeina w terapii bólu.. Są to leki uśmierzające do doraźnego lub krótkotrwałego stosowania w momencie największego kryzysu.. KROPKA..Leczenie zaburzeń lękowych, nerwicowych, zaburzeń osobowości ,fobii, bezseność odbywa się w inny sposób, a przynajmniej powinno.. Psychoterapia indywidualna lub grupowa + dobra farmakologia .. Niestety realia w polskiej opiece zdrowotnej są jakie są, Psychiatrów sporo, psychologów o specjalności psychoterapeuta na NFZ mało, jest ich już więcej, ale nie każdego stać.. Wcześniej w przeszłości nie było ich wcale Natomiast różnych rodzajów benzo cała masa na rynku i długo były reklamowane jako bezpieczne.. Nie są, jeśli ktoś bierze regularnie dłużej niż 2-3 tyg.. Pojawia się wtedy uzależnienie, a i tak problem pierwotny pozostaje nie wyleczony…
Samodzielnie odstawiać to bym raczej odradzał.. Małgosiu, nie wiem jak dużym mieście mieszkasz, jakie masz możliwości, ale ja to bym poszukał jakiegoś dobrego psychiatrę, ale takiego młodszego (nie starej daty), który ma jakiekolwiek doświadczenie w stopniowym odstawianiu benzodiazepin i spróbował odstawić ambulatoryjnie w domu, ale pod jego kontrolą.. Trzeba to robić bardzo stopniowo, może nawet w rozpiętości kilkumiesięcznej, może z substytucją na relanium lub klorazepat dipotasowy, może jakieś leki SRRI o dobrym profilu nasennym Mianseryna (Lerivon) Trittico (Trazodon) Mirtazepina (Mirtagen, Remeron) , z tego co wiem, to stosuje się też neuroleptyki nasennie Kwetiapine (Ketilept, Ketrel) to lek na schizofrenie, ale w małych dawkach 25-50 g działa nasennie (w większych traci ten efekt) , bardzo ważną kwestią jest też zastosowanie normalizatorów nastroju które działają również przeciwdrgawkowo, co jest bardzo istotne, bo zabezpiecza przed epizodem padaczkowym (Neurotop, Tegretol, Depakine Chrono, Absenor, Lamitrin) To są leki zwykle stosowane podczas odstawiania benzo, ale leki to nie wszystko ,bo później trzeba się zająć psychotterapią i dowiedzieć, jakie są przyczyny tej bezsenności, które często są nieświadome
Jak juz pisałam wczwśniej, jestem lekomanką. W swoim życiu próbowałam już chyba wszystkich benzodiazepin, a teraz od paru lat bazuję na Clonazepamie 2 mg. Ostatni detox w marcu, gdzie lekarz psychiatra odstawił mi „clony” z dnia na dzień, zastępując Relanium i zaczęła sie masakra. Lęki, fobie, zawroty głowy i wszystkie objawy odstawienne. Wypisano mnie do domu po 2 m-cach, jeszcze z objawami odstawiennymi. Po miesiącu bycia w domu objawy minęły, ale niestety na któtko. Wróciłam ponownie do „clonów” i nigdzie niestety nie mogę znależć pomocy – profesjonalnej pomocy:(
Witaj Gosiu, przeczytałem twoje komentarze z uwagą i jako, że sam byłem uzależniony od Clonazepamu 9 lat (dalej jestem, tyle, że utrzymuję abstynencje od 7 lat od wszelkiego benzo) to wiem, że to bardzo silny uzależniacz i szczególnie „wredna” benzodiazepina do odstawiania (pisze o tym ekspert od benzodiazepin prof Heather Ashton w swoim sławnym bardzo obszernym artykule ( znajdziesz go na mojej podstronie „linki” tutaj)..Kupę ludzi od tego leku jest uzależnionych, wiem to z własnych obserwacji, z moich pobytów, na różnego rodzaju oddziałach leczenia nerwic lub z pobytu w ośrodku leczenia uzależnień, a także z korespondencji emailowej..Na drugim miejscu jest Alprazolam (Xanax, Afobam, Zomiren, Alprox)..To są świetne leki, bez dwóch zdań, ale do stosowania NIE DŁUŻEJ NIŻ 2 góra 3 tygodnie !! (Ewentualnie doraźnie)..
Z tego co wiem, to Clonazepam ma najsilniejsze ze wszystkich benzo działanie rozluźniające mięśnie (efekt miorelaksacyjny), to stary lek antypadaczkowy, świetnie rozluźnia mięśnie od mięśnie powiek, aż po palce stóp, więc działa też silnie przeciwlękowo, bo jak rozluźnia, to WSZYSTKO ! ale później po długotrwałym stosowaniu, przy odstawianiu może występować efekty przeciwny tzw „lustrzany” np stany silnego napięcia miśniowego, skurcze mieśni, lekkie, do umierkowanych „szarpnięć” NIE WOLNO nagle odstawiać, bo może wystąpić epizod padaczkowy, często stosuje się przy odstawianiu leki osłonowe, o działaniu przeciwdrgawkowym pochodne kwasu Walprionowego (Depakine Chrono)Neurotop (Karbamazepina), są to też leki tzw stabilizatory nastroju, które normują nieco skrajne emocje, drażliwość, agresję, albo nadmierne podekscytowanie.. Stosuje sie też leki antydepresanty SSRI, SRNI, a także niektóre neruleptyki jak Ketilept..CDN:)
Pisze do pana z nadzieją pomocy.jestem chora od 30 lat na zaburzenia lękowe z atakami paniki. Jako młodej dziewczynie zafundowano clonazepam i Seroxat. W latach 90 nie było internetu ani wiedzy że to jest benzodiazepina. Lekarz nie informował ,kazał brać zwiększając dawki z 0,5 do obecnie 3 mg. Podczas tych lat nastąpiła poprawa ,pogorszenie dodano sulpiryd ,który pomógł. Niestety choroba zaatakowała z ogromną siłą. Od 4 lat nie wychodzę z domu ,mam takie ataki paniki ,boje się zawalu,omdlenia i śmierci. Nie funkcjonuje , zapewne czeka mnie zakład typu DPS…… byłam na detoxsie ale odstawili mi odrazu clonazepam i wprowadzono tranxene 20 mg. Nie wytrzymalam …. objawy i ataki paniki nasiliły się. Podano mi na dowodzenia clonazepam i wypisano do domu. Czy to po clonazepamie nastąpiła tak rozwinięta choroba??? Nikt nie chce mnie leczyć….jedynie stary doktor który zafundował mi ten,,narkotyk,,. Każdy kieruje na detoxs a ja się boje że go nie przeżyje ,że stanie mi się coś z sercem. Proszę o radę co robić, jestem inwalidą ,clonazepam zrujnował mi życie….nawet z kimś nie jestem w stanie wyjść z domu…..
..CD Piszesz, że próbowałaś wszystkich benzo (ja też i antydepresantów chyba też!), a próbowałaś kiedyś psychoterapii?
Moim zdaniem nie wystarczy stopniowo zejść z leków i kropka..Odstawienie leków to tylko połowa drogi, wiele ludzi nie wie lub nie ma świadomości, że benzodiazepiny nie leczą przyczyn choroby (np. nerwicy), nie usuwają jej źródeł, działają wyłącznie na objawy, tłumią je skutecznie (na początku), sprawiając, że choroba się wycofuje..
Wiele osób sądzi nawet, że trwale wyzdrowiało..może w niektórych wypadkach rzeczywiście zapominają o chorobie i tak jest, jednak w moim przypadku po całkowitym odstawieniu BDZ nastąpił stopniowy, silny nawrót wszystkich schorzeń nerwicowych wzmocnionych dodatkowo najpierw o efekty odstawienne związane z odstawianiem leku i spadkiem jego stężenia w organizmie, później głody lekowe, czyli po prostu cykliczne, aczkolwiek malejące w czasie, przemożna chęć zażycia substancji, wynikająca z przyzwyczajeń, „wdrukowanych” w nasz mózg przez lata nawyków, braku umiejętności radzenia sobie z problemami, negatywnymi emocjami inaczej, niż za pomocą tabletek..
To wszystko wymaga stopniowej nauki, zdobycia wiedzy (terapia odwykowa), a następnie wdrożenie właściwego psychoterapeutycznego leczenia, które w zależności od zaawansowania choroby (nerwicy, fobii, bezsenności, zaburzeń osobowości) może wymagać kilkumiesięcznego leczenia, a w przypadkach, gdy mamy do czynienia z poważniejszą nerwicą np. na bazie jakiegoś zaburzenia osobowości leczenie, psychoterapia może potrwać nawet parę lat, podobnie przecież jest z pewnymi przewlekłymi chorobami organicznymi, których na świecie jest cała masa..niestety, choroby się nie wybiera, ona wybiera nas..
Niestety w Polsce problem leczenia lekomanii jest jeszcze mało „ogarnięty”, owszem mogą oni niejako, „na doczepkę” z alkoholikami leczyć się w ramach standardowej 6 tygodniowej terapii odwykowej w ośrodkach stacjonarnych, za darmo w ramach NFZ, lub w niektórych poradniach uzależnień, gdzie poznaje się i rozbraja mechanizmy choroby nałogowej..
Później pozostaje poszukać jakiegoś dobrego psychologa z certyfikatem psychoterapeuty, bo tylko taki ma uprawnienia do prowadzenia terapii zaburzeń nerwicowych, jaki jest dostęp do takich specjalistów (?) zapewne póki co różny, bo temat w Polsce jest rozwojowy, przybywa prywatnych gabinetów psychoterapeutycznych, na NFZ też zdarzają się dobrzy specjaliści, choć czasem trzeba poszukać, poczekać w kolejce, niestety polska rzeczywistość..Na pewno warto przed samym odstawieniem leków coś zaplanować, zabezpieczyć sobie „tyły”, zapisać się na jakąś terapię, by nie zostać z problemem samemu..Przyznam się, że nie wiem, czy bez pomocy psychoterapeuty , jego wsparcia w ogóle udało by mi się odstawić tabletki
Hej, Przemku…miałam okropny nawrót lęku, depresji i bezsenności. Zaczęło się „ni z gruszki ni z pietruszki”…atak leku 14-ta, 3-ci stycznia. Trwało to 1 m-c i 20 dni. Nadal nic nie biorę, zadnych benzodiazepin….ale musiałam wrócić niestety do Sulpirydu i Trittico CR w niskich dawkach, wspomagam się dodatkowo nieszkodliwymi dawkami supli-przeciwdepresyjnymi. obecnie czuje się dobrze…ale niepokoiki-atakują…i odpuszczają , a to w dzień, a to w nocy. Nie jest mi lekko, ale walczę z ta nerwicą depresyjną zażarcie. Pieknie piszesz, blog jest super. Przybyło ci znajomych. Ola coś „znikła”…a czułam, że oprócz ciebie, to moja „bratnia dusza”. pozdrawiam cię Przemku serdecznie…i przy okazji Olę.
Przemku witaj, sorry ze nie odpisuje ale mam gorszy czas ostatnio. Jak sie pozbieram bardziej w sobie, to napisze pare slow.
pozdrawiam Chad-owiec 😉
Ok, nie przejmuj się 🙂 cierpisz także na zaburzenie CHAD ?.. napisz jak się lepiej poczujesz, będzie mi miło 🙂
pozdrawiam serdecznie i życzę szybkiej poprawy samopoczucia
p.s notabene od paru dni ja też się jakoś marnie czuje, mam jakiś wzmożony lęk i napięcie, do tego senność i kłopoty z koncentracją, nijak to nazwać, starzeje się chyba :(..:)
Witaj Przemku,
techniki Jackobsona sa mi tez znane… nawet gdzies posiadam CD zajeciowe. Mysle, ze samoswiadomosc lekowa i wyczucie jej motoryki (ze tak sie wyraze), jest bardzo pomocna w procesie jej kontrolowania. Czlowiek niestety mimowolnie unika leku, tak ze nie moze nabrac doswiadczenia, jak moze sobie z tym radzic „mentalnie lub mechanicznie” – to tak apropo „rzutu na fotel” 😉
To jest wlasnie, ten proces poznawania… proces w czasie ktorego czlowiek uczy sie dbac o siebie.
A co do mojego optymizmu – ja przewaznie szukam uparcie pozytywow wynikających z każdej sytuacji 😉
Zawsze sie smieje, ze Ten na gorze, wiedzial komu podrzucic takie dziecko haha Mnie nie przeszkadzalo, ze syn spal 2 godziny na dobe – ja i tak nie spalam. Mnie nie przeszkadzalo, ze nie mozna do kina, czy knajpki i wiele innych rzeczy, ktore istnieja w „normalnym zyciu”.
Do tego syn mnie duzo nauczyl – oj tak, tak 🙂 Wlasnie dbania o siebie – zeby miec sile na pokonanie tego wszystkiego. Nauczyl mnie odpuszczac, nauczyl mnie mowic nie, nie chce, nie musze czy tego, ze zaniechanie walki o „wszystko”, nie dowodzi tego ze przegralam.
Cos na zasadzie – „wewnetrznej sily a nie slabosci”… pragmatyzm? moze … ale jaki przydatny 😉
Witaj Julciu 🙂
Sztuka odpuszczania sobie, jak również dawania sobie prawa do słabości i popełniania błędów to „wyższa szkoła jazdy” dla perfekcjonistów, ludzi którzy zostali wychowani w takim duchu (tak powiedział mi kiedyś psycholog), więc tym bardziej szacuneczek dla Ciebie i podziw,a nawet trochę zazdrość, bo ja akurat jestem, choć raczej byłem (bo to się jednak zmieniło i zmienia) „typem”, który podświadomie szuka negatywów (czarnowidztwo) i w każdej sytuacji je znajduje:))szczególnie jeśli rzecz dotyczy mnie bezpośrednio..
Dzieje się to na zasadzie jakiegoś „automatu”..Zgadzam się z Tobą, że techniki, próby kontrolowania swoich lęków są bardzo ważne (techniki oddechowe, trening Jackobsona, czy czasem Szultza, gdy chcemy po prostu się położyć,zrelaksować się i nic nie robić), ja mam nagrane obie tech.relaks. na mp3 i po prostu kładę się na łóżku i „odpalam”..można je nagrać też na telefon, jak ktoś ma w miarę udany model..Do technik dodałbym jeszcze psychoterapię, czyli coś co leczy przyczyny stanów lękowych i np bezsenności, chodzisz lub chodziłaś z tą swoją fobią społeczną na jakąś terapię może?..
DOBRYM i BARDZO WYROZUMIAŁYM!!
Witaj Przemku, w nastepna nieprzespana noc przeczytalam calego Twojego bloga. Nie bede sie za bardzo rozpisywac, powiem tylko ze „osobowosc unikajaca” nie jest mi obca i bardzo zaanwansowana „maskowana” u mnie nerwica lekowa – zaburzenia somatyczne.
Polozylam sie spac okolo 4.oo rano, po pol godzinie wyrwal mnie ze snu narastajacy lek wolnoplynacy – ktory w poczatkowej fazie, wywoluje u mnie lekowa hiperwentylacje. Dodam ze hiperwentylacja jest u mnie wyuczona w dziecinstwie – jest to moj sposob blokujacy dalsze rozplywanie sie leku. Kiedy czuje juz mrowienie w konczynach, zmuszam sie do wykonywania powolnych wdechow przeponowych – zeby uzupelnic tlen w organizmie. Obecnie wystarczaja mi 3×3 swiadome wdechy i wydechy, zeby poczuc sie spokojnie.
Do czego zmierzam ….. od 6 miesiecy biore a raczej bralam Sedam, zapisany mi przez ginekologa w czasie ustawiania dawki. Hormonalne leczenie jest u mnie troche skomplikowane, bo glowna przyczyna sa hormony podawane mi na tarczyce ale mniejsza z tym, bo to dluzsza historia.
W stanie calkowitego zjazdu depresyjnego, dostalam wlasnie Sedam na tak zwane, przeczekanie. Powiem prawde, ze nawet ulotki nie czytalam – chcialam tylko wkoncu spac, spac, spac. Pare lat temu mialam tez 6 miesieczny okres z Zolpikiem, ktorego odstawilam z dnia na dzien bez wiekszych trudnosci, tak ze nastepne „tabletki na spanie” nie byly dla mnie zadnym halo. … a nawet jakby to bylo „diabelskie ziele” w czystej formie, to tez z czystej desperacji bym to zezarla.
Sedam odstawilam 4 tygodnie temu, jak postawil mnie na nogi na tyle, ze moglam siasc do lapka i doczytac, co to za cudowny srodek mnie tak ozdrowil 😉
I wlasnie lezac tak sobie dzisiaj rano w spokoju ducha, przypomnialam sobie Twoje slowa i to co pisales kiedys o tych wspanialych ludziach ktorych spotkales na swojej drodze …. na mojej drodze jest duzo takich ludzi.
Od mojej wspanialej Mamci, ktora ukratkiem wsuwala talezyk z ciastkami, pod stol z dlugim obrusem pod ktorym namietnie siedzialam jako male dziecko, ktora nauczyla mnie swiadomego wybudzania, kiedy czulam nocny lek, ktora potrafila pol nocy czytac mi ksiazke, bo balam sie zasnac – od niej tez mam techniki przeponowego oddychania. Poprzez moje szkolne kolezanki i dziecieco-mlodziencze” przyjaciolki – przez pozniejszych „chlopakow”, pracodawcow, znajomych, sasiadow, lekarzy i jeszcze innych ludzi spotkanych na mojej drodze – ktorzy z niewiadomych powodow „ciagneli mnie za soba w realne zycie” – pomimo mojej innosci, zawieszek, umyslowej nieobecnosci w wielu momentach i ktorzy z uporem maniaka potrafili przez lata wymachiwac mi przed oczami rekami – wolajac „halo Julka gdzie jestes, wracaj do nas!!!” A skonczywszy na moim partnerze, ktory pokochal mnie z calym dobytkiem inwentarza czyli mnie i moje dziecko po porazeniu mozgowym ….. ktory przez 20 lat „zabezpieczal mi tyly”, pozwalaajac mi na calkowita koncentracje w wychowaniu syna. Ktory pracowal na terapie, konie-slonie-delfiny a teraz na oplacenie dobrego osrodka terapeutycznego w ktorym syn zyje wlasnym doroslym zyciem. Ktory nadal nosi mnie na rekach, rozpieszcza i glaszczac po policzku mowi „halo Julcia, gdzie jestes?”
mialo byc krotko – wyszlo, jak wyszlo 😉 chcialam tylko powiedziec, ze tez jestes wlasnie taka mala czastka w moim swiecie, ktora wczoraj przeczytalam i ktora dala mi mozliwosc pomyslenia o tych wszystkich duzych i malych a nieraz malusienkich czastkach, ktore robia to cos cennego w naszym „pokreconym zyciu”
Julka
Witaj Julko!:)
Bardzo Ci dziękuje za tak miłe słowa i komentarz! 🙂 to dla mnie niesłychane i bardzo budujące,że znajdują się ludzie, którym chce się czytać mojego bloga od „deski do deski”! To nie beletrystyka łatwa i przyjemna w odbiorze, piszę o dość trudnych rzeczach i nie zawsze przyjemnych..Współczuję Ci tej bezsenności i fobii społecznej i choroby syna tak poważnej, ale na przekór tym problemom wydajesz się być osobą pogodną i nie nieszczęśliwą, dającą sobie radę 🙂 Ja też mam zalecone z terapii, by w fazie ostrzejszego lęku wykonywać ćwiczenia oddechowe, a na zespół lęku uogólnionego, bardziej stałego (nie napadowego) technikę relaksacji Jackobsona. Różnie mi to jeszcze wychodzi, bo ta druga technika nie jest prosta, ale ponoć ćwiczona wielokrotnie, systematycznie (codziennie) po paru miesiącach wchodzi później w nawyk i jest bardzo pomocna, słyszałaś o niej? Wrócę jeszcze do ćwiczeń oddechowych, kiedyś jedna pani super psycholog, dyrektor jednego z dość znanych ośrodków leczenia uzależnień wezwała mnie do swojego gabinetu, aby nauczyć mnie właśnie ćwiczeń oddechowych, nie byłem zbyt przekonany, że będzie mi to w ogóle przydatne i powiedziałem jej, że akurat na ten moment jestem spokojny, wtedy wzięła mnie za ramiona i przesunęła na środek pokoju, nie wiedziałem o co chodzi, a ona nagle i niespodziewanie z dużym impetem popchnęła mnie, poleciałem do tyłu, na szczęście na fotel,który stał za mną, a o którym oczywiście nie wiedziałem 🙂 (ona tak) no i zestresowałem się..Trzy razy mnie tak rzucała na ten fotel, aż w końcu całkiem zbaraniałem i faktycznie się zestresowałem ..na koniec zapytała mnie ,a teraz?? jesteś spokojny?..no i wtedy już chętnie przystąpiłem do ćwiczeń :)) No tak, bez dobrych ludzi, zaangażowanych, i tych z dużą wiedzą i tych bez, ale z dobrym sercem, którzy czasem wkładają więcej energii w to co robią, niż przeciętny człowiek w swoją pracę, ludzi z powołaniem . Dobrze, że się „wymiksowałaś” z tego benzo (to samo z zolpikiem), można je brać przez jakiś czas i w takiej sytuacji są pomocne, gorzej jak się „wcina” je latami, wtedy wytwarza się pewien automatyczny schemat w mózgu (psychice), który później utrudnia odstawienie leków..Pogratulować partnera! 🙂 Na pewno zasługuje na docenienie:)..
Witam. Chciałabym prosić pana o pomoc
O co chodzi??
Great post! We are linking to this particularly great content on our site. Keep up the good writing.