Lekomania, lekoman, lekomanka cóż za paskudne określenia (!).. prowadzę stronę o lekomanii od 2013 r, a dziś na psychoterapii złapałem się na tym, a właściwie zostałem przyłapany, że wciąż nie akceptuje powyższych określeń w stosunku do siebie.
No bo co one niby znaczą (?) połączenie słów leki i mania, czy też leki i maniak, no nie są one w moim odczuciu zbyt „ładne”, no bo maniak (?).. hmm, to w ogóle kojarzy mi się z jakimiś chorym psychicznie biegającym z nożem, albo siekierą po osiedlu, albo jakimś psychopatą
Czy nie można by było tego problemu lub człowieka z takim problemem nazwać inaczej, jakoś „ładniej”(?) krzywiąc się zapytałem terapeutę.. Wolałbym chyba mówić o sobie uzależniony od benzodiazepin, albo osoba cierpiąca na uzależnienie od leków ewentualnie na lekozależność..
Spojrzał na mnie (terapeuta) z lekkim politowaniem, ale przede wszystkim z dobrotliwym uśmiechem, a moje „szerokie dywagacje”, rozważania, które ktoś mógłby nazwać „rozbieraniem gówna na atomy” porównał do cyklu skeczy Tadeusza Rossa sprzed lat emitowanego na antenie Programu Trzeciego Polskiego Radia w cyklu „Powtórka z rozrywki”, który zwykle zaczynał się absurdalnym dialogiem Piotra Fronczewskiego z Tadeuszem Rossem :
„
-
Dwa razy dwa?
-
Cztery.
-
Za dokładnie !
-
Pan spyta jeszcze raz.
-
Dwa razy dwa?
-
Czczeryy..
-
Dobrze! „
Dalej jeszcze było „ Fronczewski. – Rossssssss.. – A co tu tak syczy? ..ssss. A teraz? – Przestało. – A widzi pan!”
W tym momencie nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem, jednak nie dając za wygraną dalej ciągnąłem swój wywód:
..bo przecież gro osób, spośród wszystkich uzależnionych od leków (nie wszyscy), to zwykle ludzie, którzy mając konkretny problem z sobą, z lękiem, fobiami, bezsennością, depresją, niejednokrotnie przełamując własne opory i wstyd postąpiło właściwie i poszło do psychiatry (lub innego lekarza) po pomoc.
Tam, (między innymi) przepisano im te właśnie uzależniające leki, być może wcale nie uprzedzając ich jasno o możliwych zagrożeniach (?) To sprawiło, że się od nich silnie uzależnili jatrogennie ..Więc można powiedzieć, że nie są „winni”, a nawet jeśli nie zastosowali się do zaleceń i brali te leki dłużej niż można było je brać, to dlatego, ze nie byli w pełni świadomi późniejszych negatywnych konsekwencji, w końcu to leki, nie narkotyki sprzedawane po zmroku w bramie, leki od specjalisty na receptę, które kupuje się w aptece, na to konkretne schorzenie..
Nie chodzi też przecież o wszystkie leki, ale te leki psychoaktywne, uspokajające, przeciwlękowe, nasenne..
Powiedziałem też że jako osoba cierpiąca na uzależnienie od leków – a w mowie potocznej lekomanię, nie chce być przez takie określenie kojarzony z kimś, która rzuca się z opętaniem na każde tabletki, począwszy od witaminy C, po antybiotyk lub krople do nosa, bo, taki chyba stereotyp istnieje lub istniał do tej pory w społeczeństwie..
No i to słowo „mania”, „maniak” hmm.. jakoś nie pasuje do mnie. Nie jestem „stuknięty”, pochodzę z bardzo wykształconej rodziny, religijnej, o wysokim morale, jestem w miarę inteligentny (punkt za skromność!) i nigdy nie zażywałem żadnych narkotyków, nie nadużywałem alkoholu (nawet nigdy trawki nie zapaliłem) Pierwsze benzodiazepiny dostałem od lekarza w wieku 26 lat jak mi się „świat zawalił”, wcześniej nie wiedziałem, że takie leki w ogóle istnieją..
Psychoterapeuta powiedział wtedy, że przecież nie mówimy o etiologii mojego uzależnienia i o tym, czy jestem „winny”, czy „niewinny”, czy może „winny” jest ktoś inny (?) o ile w ogóle o czyjejś winie można tu mówić (?) Tak naprawdę nie ma znaczenia dla naszego zdrowia w tej sytuacji, kto odpowiada za naszą lekomanię. Oczywiście możemy dochodzić sprawiedliwości na drodze sądowej i nawet wygrać, ale leczyć się i tak musimy my, bo uzależnienie to choroba, która niesie za sobą konkretne negatywne konsekwencje.
A słowa „mania”, „maniak” (?).. okropność! No ale zapytał mnie, czy pamiętam okres czynnego nałogu? swoje napady agresji, gdy zabrakło mi leków (?) gdy w amoku, z bezradności, złości potrafiłem walnąć pięścią, czy kopnąć nogą z całej siły w jakieś meble niszcząc je, a przy okazji łamiąc sobie dużego palca u stopy? Czy pamiętam, jak rzuciłem słoikiem, czy szklanką z herbatą w ścianę, albo zamknięty w ubikacji, siedząc na podłodze skulony płakałem? Kłótnie z żoną, liczne konflikty z rodziną, różne sekrety, kłamstwa, nawet kradzieże i podrabianie recept, Działałem wtedy jakbym miał jakieś bielmo, czy kurtynę na oczach w jakimś amoku, nieświadomy swoich głębokich problemów i tego jak mam je leczyć Trudno to w ogóle opisać..
Świadomie, nieświadomie, w sposób zawiniony, niezawiniony – bez znaczenia, takie miałem zachowania, tak wygląda ta choroba, więc czy na tamten czas można nazwać stan ten lekomanią, maniactwem na punkcie leków (?) szczególnie wtedy, gdy ich nie ma, gdy ich zabraknie (?) Pomyślałem, że tak.. niestety
Powiedział też, że to naturalne, że nie chcę pamiętać tego okresu, bo każdy uzależniony ucieka od tego, ma problem z akceptacją, ale czy chcę, czy nie chcę, to fragment mojego własnego życia i już nie wymażę tego gumką myszką
Pomyślałem jednak tak, że w wielu poważnych chorobach i to tych fizycznych, na etapie zaawansowanym, człowiek często tak cierpi, że przechodzi różne, negatywne stany emocjonalne, czasem zachowuje się irracjonalnie, może nawet domaga się środków przeciwbólowych, bywa agresywny (?) choroba czasem odczłowiecza, choć oczywiście nie usprawiedliwia negatywnych działań ani w aspekcie moralnym, ani prawnym..
Zgadzam się z tym, że choroba zmienia człowieka i to czasem nie do poznania. Mój syn na zaawansowanym etapie uzaleznienia, zachowywał sie zupełnie irracjonalnie. Właściwie moge powiedzieć, że go nie poznawałam, stał sie opcym człowiekiem. Najgorsze było to, że bałam się, że już nigdy nie będzie taki sam.Jakiś czas temu odbył terapię we Wsparciu w Koszalinie. Owszem, jest teraz innym człowiekiem, ale bardziej przypomina tego chłopca, ktorym był zanim wpadł w nałóg. Uzależnienie zmienia człowieka na zawsze. Ale po terapii, która przyniosła efekty staje sie lepszą wersją siebie.
***********z DALEKA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Witam, boje sie że moj partner ma podobny problem z tramalem, czy ktos z Państwa mogłby mi opisac objawy brania go ? Czy cos sie zmienia w zachowaniu ?zauwazylam u mojego partnera ze np drapie sie w nocy po twarzy… Proszę o pomoc, pozdrawiam
Witam, nikt się nie kwapi z odpowiedzią, to może ja: Matylda, nie wiem, dlaczego twój chłopak bierze tramal (?) może cierpi na jakieś silne bóle(?) to w takich wypadkach leki te stosuje się krótkotrwale, doraźnie..Jeśli jednak jest od nich uzależniony, to podejrzewam, że podlega tym samym mechanizmom, jak każdy uzależniony od leków, manifestuje pewne zachowania..Nigdy nie byłem uzależniony od tramalu, ale zdarzało mi się czasem brać tabletkę paracetamolu z jakąś domieszką tramalu na silny ból zęba, to byłem po niej senny, lekko otumaniony, a ból był na kilka godzin uśmierzony..Domyślam się, że tramal w jeszcze większych dawkach może robić ludziom dobrze..
Jeśli pytasz o jakieś zachowania, to przy stałym nasyceniu lekiem może u zażywającego pojawiać się senność, osłabienie zdolności psycho- motorycznych, jakaś apatia, spowolnienie, splątanie, nadmierne uspokojenie, brak napędu, albo wprost przeciwnie, nadmierne pobudzenie, nieadekwatna do rzeczywistości euforia, dziwne pomysły itp
U człowieka uzależnionego od substancji, gdy mu zabraknie leku mogą pojawiać się różne objawy abstynencyjne „od ciała”, jak drgawki, pocenie się, osłabienie, nudności, wymioty, biegunka, nawet halucynacje, różne zaburzenia nastroju, jak np niepokój, panika, nerwowość, drażliwość, niekontrolowane wybuchy złości, stany agresji, stany depresyjne, płacz..Człowiek taki w sytuacji braku leków z powodu realnego cierpienia może robić różne nieodpowiedzialne rzeczy, może kłamać, kraść, manipulować..
Dziękuję bardzo za odpowiedz, mowi ze bierze na bol kręgosłupa ale ja wiem, ze to nie to – problem tkwi w tym że on juz był uzależniony i twierdzi ze wzial kilka razy niedawno na bol tlumaczenia ze cale zycie trzeba byc od tego gowna sa dla niego niezrozumiale i to jest najgorsze!
Przechodzilam przez to samo 7 lat. Teraz koniec tego zwiazku. Tramal zniszczyl caly zwiazek i zmienil osobowosd mojego bylego partnera. Na poczatku drapanie to normalny efekt,pozniej z czasem jak bedzie brac a zabraknie to wystepuje atak agresji,wyrzywania sie na bliskim otoczeniu.
Bardzo ciekawy blog. Duzo rzeczy potwierdza sie bo mam w domu trzezwego alkoholika (bez tarapii) i aktualnie od ponad pol roku uzaleznionego od tramalu – tak to moj mąż. Facet cierpi na klasterowe bole glowy jednak w chwili obecnej podejrzewam juz tylko nie tyle bole co uzaleznienie. Niestety cierpi na tym ja i nasz syn. Nie chodzi na terapie a kombinuje krople w aptece kazdej innej i inny neurolog. O wszystkim wiem bo niestety pewne rzeczy wpadly mi w rece. Ja jestem po 3,5 letniej terapii wspouzaleznionych a syn 9 lat chodzi do psychologa dzieciecego. Niestety rowniez podjelam juz decyzje o odejsciu poniewaz przeroslo mnie juz jego notoryczne ucieczki z domu, cigle granie, ogladanie filmow, zero rychu, zero seksu, zero psychiatry… wegetacja a kazde moje rozmowy koncza sie obrazaniem mnie i mojej rodziny … ogolnie koszmar ktorego nie mam juz zamiaru przezywac. Duzo juz wiem o tramalu i widze co sie z nim dzieje. Niestety on potrzebuje juz pomocy neurologa i psychiatry… patrze na to i stad moja decyzja o odejsciu. Nie umiem juz pomoc, nawet najblizsi i rodzina, ktora o niczym nie wie ( ze strony jeszcze męża).
Pana wspomnienia i informacje daja mi bardzo wiele i wyjasniaja koszmar w ktorym zyje. Niestety dla niego moze to sie skonczyc zle i to za chwile a ja nie chce juz na to patrzec.
Witaj
Współczuję Ci sytuacji w której się znalazłaś, trudno jest nawet cokolwiek doradzić, gdy osoba uzależniona jest w czynnym nałogu, trwa w chorobie, nie próbuje się leczyć..Być może twój mąż uległ iluzji, jakiej uległo i wciąż ulega wiele osób (w tym alkoholików!), że leki to nie „zły” alkohol lub narkotyki, nie uzależniają tak jak one, można je brać bez ograniczeń, tym bardziej, jeśli ma się konkretną dolegliwość..
Nie zamierzam oceniać twojego męża, czytałem o bólach klasterowych i pisze, że są ponoć okropne, najintensywniejsze z wszystkich bólów głowy, lecz nigdzie nie pisze, że główna terapia polega na łykaniu garściami tramalu, choć jak rozumiem doraźnie przynosi ulgę..
Moim zdaiem (prywatna opinia) to trochę „nie tak”, że cała rodzina, żona, dziecko, chodzą na terapię, próbują coś robić, a uzależniony nie podejmuje żadnej terapii odwykowej, co jest standardem w leczeniu uzależnień..Czytałem również, że przyczyna bólów klasterowych nie jest poznana, gdyby mąż podjął jakieś leczenie (najpierw terapia uzależnień, później w razie konieczności jakaś terapia pogłębiona) mogło by się okazać (nie wiem) że te bóle są objawem, wynikiem jakichś emocjonalnych, negatywnych przeżyć, związanych z jakimś jego wewnętrznym problemem i terapia mogłaby przynieść mu ulgę..
Witam Pana,
Wszystko to prawda. Jego wewnetrzne emocje sa jego tajemnica. Zyje z nimi i nie daje rady. My probujemy zyc normalnie bo niestety w chwili obecnej stanowimy dla niego problem przy bolach.
Tak, ten bol jest tez nazywany bolem samobojcow. Niestety ja nie podolam dalszej egzystencji z tak wielkimi problemami. Prosze mnie zle nie zrozumiec. Alkoholizm i moja terapia- nie meza. Maz ma bardzo negatywne zdanie o psychiatrach i psychologach. Byl moze z 5 razy, wie lepiej, zyje w takim przekonaniu i chyba niech zyje sobie dalej.
Kazdy ale to kazdy jak dowiaduje sie przez co przeszlam i przechodze stuka sie w glowe zadajac mi pytania, co mnie jeszcze trzyma i dlaczego daje tak sie traktowac. To sie nazywa chyba milosc:-) ktora zostala juz tak pognebiona ze nie widze dalszej mozliwosci bycia razem a wszystkie jego lęki, leki, depresja… zniszczyly. Szkoda, bo kiedys bylismy dla siebie partnerami fajnymi. Niestety nie ma mozliwosci aby spelnil te warunki o ktorych Pan pisze bo nie chce.
Jest dorosly i ma 41 lat, a ja chce byc kobueta i matka dlatego po 5 latach walki wycofuje sie i poddaje. Za duzo nas to kosztuje. Mam tylko kiedys nadzieje ze obudzi sie z tramalowego obledu i spojrzy w lustro. Ja zycze mu jak najlepiej i wspolczuje bardzo bólu bo nie jest mu łatwo. Ale czy to jest bol ten wlasciwy? Nikt nie wie. Ze swoja rodzina nie rozmawia i nie chce, odsunal sie od wszystkuch, nie myje sie, nie przebiera, zasady higieny to dno, koszmar trwac bedzie dopoki nie osiagnie jego dna. Nas juz tam nie bedzie bo nie pozwole na pociagniecie nas ze soba. Przykre bardzo ale niestety prawdziwe.
Nie doradzę ani „w prawo”, ani „w lewo”, to wyłącznie Pani decyzja, ale rozumiem, co Pani czuje, a przynajmniej staram się..Mam swój pogląd na to, że każdy poważnie chory człowiek ma obowiązek leczyć i dotyczy to wszelkich chorób, próbować, szukać różnych możliwości, gdy jedna metoda nie jest skuteczna, szuka się innej.. zwykle też rodzina wtedy wspiera, bo widzi sens, a przynajmniej powinna..Gdy ktoś trwa w chorobie, nie podejmuje żadnego leczenia, robi to na własną odpowiedzialność i musi się liczyć, że rodzina w takim wypadku nie będzie przy nim wiecznie trwać, wyobrażam sobie też, że jest wtedy dla nich wielkim ciężarem, no bo choroba, cierpienie często odczłowiecza, chory nie jest sobą ..
Powiem też szczerze, że uważam, że i tak Pani dużo zrobiła, bo poszła Pani na terapię, zatroszczyła się o syna, nie bardzo wiem, co jeszcze dałoby się zrobić w tej sytuacji (?) Próbowała Pani z nim jeszcze tak na koniec szczerze pogadać ? powiedział mu Pani, że chce od niego odejść ?
No właśnie tego nie wiadomo, bo często „głód lekowy” podszywa się pod nerwicę, lęk, ból, pod chorobę pierwotną i tak naprawdę nie wiadomo ,co jest co (?) Może być jedno i drugie (?), tak sobie też pomyślałem (nie wiem, czy słusznie), że skoro mąż ukrywa, tłumi swoje emocje w sobie, to już samo to może być przyczyną różnych somatycznych objawów tak jak np ból głowy (?) o ile się wykluczy jakąś przyczynę neurologiczną