UA-43269020-1

Uzależnienie od leków,

Lekomania, lekoman, lekomanka cóż za paskudne określenia (!).. prowadzę stronę o lekomanii od 2013 r, a dziś na psychoterapii złapałem się na tym, a właściwie zostałem przyłapany, że wciąż nie akceptuje powyższych określeń w stosunku do siebie.

No bo co one niby znaczą (?) połączenie słów leki i mania, czy też leki i maniak, no nie są one w moim odczuciu zbyt „ładne”, no bo maniak (?).. hmm, to w ogóle kojarzy mi się z jakimiś chorym psychicznie biegającym z nożem, albo siekierą po osiedlu, albo jakimś psychopatą

Czy nie można by było tego problemu lub człowieka z takim problemem nazwać inaczej, jakoś „ładniej”(?) krzywiąc się zapytałem terapeutę.. Wolałbym chyba mówić o sobie uzależniony od benzodiazepin, albo osoba cierpiąca na uzależnienie od leków ewentualnie na lekozależność..

Spojrzał na mnie (terapeuta) z lekkim politowaniem, ale przede wszystkim z dobrotliwym uśmiechem, a moje „szerokie dywagacje”, rozważania, które ktoś mógłby nazwać „rozbieraniem gówna na atomy” porównał do cyklu skeczy Tadeusza Rossa sprzed lat emitowanego na antenie Programu Trzeciego Polskiego Radia w cyklu „Powtórka z rozrywki”, który zwykle zaczynał się absurdalnym dialogiem Piotra Fronczewskiego z Tadeuszem Rossem :

  • Dwa razy dwa?

  • Cztery.

  • Za dokładnie !

  • Pan spyta jeszcze raz.

  • Dwa razy dwa?

  • Czczeryy..

  • Dobrze! „

 

Dalej jeszcze było „ Fronczewski. – Rossssssss.. – A co tu tak syczy? ..ssss. A teraz? – Przestało. – A widzi pan!”

W tym momencie nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem, jednak nie dając za wygraną dalej ciągnąłem swój wywód:

..bo przecież gro osób, spośród wszystkich uzależnionych od leków (nie wszyscy), to zwykle ludzie, którzy mając konkretny problem z sobą, z lękiem, fobiami, bezsennością, depresją, niejednokrotnie przełamując własne opory i wstyd postąpiło właściwie i poszło do psychiatry (lub innego lekarza) po pomoc.

Tam, (między innymi) przepisano im te właśnie uzależniające leki, być może wcale nie uprzedzając ich jasno o możliwych zagrożeniach (?) To sprawiło, że się od nich silnie uzależnili jatrogennie ..Więc można powiedzieć, że nie są „winni”, a nawet jeśli nie zastosowali się do zaleceń i brali te leki dłużej niż można było je brać, to dlatego, ze nie byli w pełni świadomi późniejszych negatywnych konsekwencji, w końcu to leki, nie narkotyki sprzedawane po zmroku w bramie, leki od specjalisty na receptę, które kupuje się w aptece, na to konkretne schorzenie..

Nie chodzi też przecież o wszystkie leki, ale te leki psychoaktywne, uspokajające, przeciwlękowe, nasenne..

Powiedziałem też że jako osoba cierpiąca na uzależnienie od leków – a w mowie potocznej lekomanię, nie chce być przez takie określenie kojarzony z kimś, która rzuca się z opętaniem na każde tabletki, począwszy od witaminy C, po antybiotyk lub krople do nosa, bo, taki chyba stereotyp istnieje lub istniał do tej pory w społeczeństwie..

No i to słowo „mania”, „maniak” hmm.. jakoś nie pasuje do mnie. Nie jestem „stuknięty”, pochodzę z bardzo wykształconej rodziny, religijnej, o wysokim morale, jestem w miarę inteligentny (punkt za skromność!) i nigdy nie zażywałem żadnych narkotyków, nie nadużywałem alkoholu (nawet nigdy trawki nie zapaliłem) Pierwsze benzodiazepiny dostałem od lekarza w wieku 26 lat jak mi się „świat zawalił”, wcześniej nie wiedziałem, że takie leki w ogóle istnieją..

Psychoterapeuta powiedział wtedy, że przecież nie mówimy o etiologii mojego uzależnienia i o tym, czy jestem „winny”, czy „niewinny”, czy może „winny” jest ktoś inny (?) o ile w ogóle o czyjejś winie można tu mówić (?) Tak naprawdę nie ma znaczenia dla naszego zdrowia w tej sytuacji, kto odpowiada za naszą lekomanię. Oczywiście możemy dochodzić sprawiedliwości na drodze sądowej i nawet wygrać, ale leczyć się i tak musimy my, bo uzależnienie to choroba, która niesie za sobą konkretne negatywne konsekwencje.

A słowa „mania”, „maniak” (?).. okropność! No ale zapytał mnie, czy pamiętam okres czynnego nałogu? swoje napady agresji, gdy zabrakło mi leków (?) gdy w amoku, z bezradności, złości potrafiłem walnąć pięścią, czy kopnąć nogą z całej siły w jakieś meble niszcząc je, a przy okazji łamiąc sobie dużego palca u stopy? Czy pamiętam, jak rzuciłem słoikiem, czy szklanką z herbatą w ścianę, albo zamknięty w ubikacji, siedząc na podłodze skulony płakałem? Kłótnie z żoną, liczne konflikty z rodziną, różne sekrety, kłamstwa, nawet kradzieże i podrabianie recept, Działałem wtedy jakbym miał jakieś bielmo, czy kurtynę na oczach w jakimś amoku, nieświadomy swoich głębokich problemów i tego jak mam je leczyć Trudno to w ogóle opisać..

Świadomie, nieświadomie, w sposób zawiniony, niezawiniony – bez znaczenia, takie miałem zachowania, tak wygląda ta choroba, więc czy na tamten czas można nazwać stan ten lekomanią, maniactwem na punkcie leków (?) szczególnie wtedy, gdy ich nie ma, gdy ich zabraknie (?) Pomyślałem, że tak.. niestety

Powiedział też, że to naturalne, że nie chcę pamiętać tego okresu, bo każdy uzależniony ucieka od tego, ma problem z akceptacją, ale czy chcę, czy nie chcę, to fragment mojego własnego życia i już nie wymażę tego gumką myszką

Pomyślałem jednak tak, że w wielu poważnych chorobach i to tych fizycznych, na etapie zaawansowanym, człowiek często tak cierpi, że przechodzi różne, negatywne stany emocjonalne, czasem zachowuje się irracjonalnie, może nawet domaga się środków przeciwbólowych, bywa agresywny (?) choroba czasem odczłowiecza, choć oczywiście nie usprawiedliwia negatywnych działań ani w aspekcie moralnym, ani prawnym..