UA-43269020-1

file6091265627712-crop-crop-gotowe

W temacie prowadzenia samochodu, to powiem szczerze, że wsiadam za kółko jeszcze bardzo rzadko i głównie późnym wieczorem, jak jest niewielki ruch ..Prawo jazdy mam od 27 lat, zawsze lubiłem jeździć i jeździłem ciągle, w samochodzie czułem się dość pewnie, nie byłem niedzielnym kierowcą, ale po odstawieniu leków miałem przeszło 3.5 letnią przerwę, kiedy to w ogóle nie wsiadałem do samochodu, bałem się.. Leki przeciwlękowe (benzodiazepiny) wbudowały się głęboko w moją psychikę, więc już nawet w trakcie ich stopniowego odstawiania zaczęły pojawiać sie pewne problemy, ogólnie traciłem pewność siebie, pajawiały się stany lękowe, a po całkowitym odstawieniu leków nastąpił duży kryzys i poczułem się jak “pisklę”, które dopiero co wyszło z “skorupki”.. „Ciemno, zimno”, wszechobecna derealizacja jako objaw bardzo silnego lęku (poczucie odrealnienia otaczającego mnie świata) szczególnie typowy dla agorafobii, nie umiałem sobie z

wieloma rzeczami poradzić.., o jeżdżeniu to nawet nie było mowy, nerwica społeczna (fobia społeczna), agorafobia, lęk uogólniony, wszystko “wymieszane” z nadwrażliwością CUN, który przez lata tłumiony kolejnymi dawkami silnych leków o działaniu przeciwlękowym i uspokajającym działających na niego depresyjnie teraz dla odmiany stał się nadaktywny.. Na szczęście z jazdą samochodem, to jak z jazdą na rowerze, jeśli ktoś wcześniej dużo i często jeździł, to tak łatwo tego nie zapomni, po prostu pewne czynności wykonuje się automatycznie, odruchowo, nie mniej jednak terapeuta zalecił mi, abym, zanim wyjadę gdziekolwiek, popróbował wcześniej, przećwiczył manewry, na jakimś pustym placu, parkingu, czy zajezdni, bo zwyczajnie mogłem “zardzewieć”, wyjść z wprawy..

Jak mi zasugerował, tak też zrobiłem co prawda na początku w towarzystwie żony, jednakże szybko się okazało, że jeżdżę, jakbym nie miał żadnej przerwy i po wsparciu oraz namowie żony już tego samego wieczoru wracałem przez miasto do domu.  Pamiętam jak prowadziłem będąc pod wpływem leków uspokajających (benzodiazepin), głównie Clonazepamu, jak myślę o tym teraz z perspektywy czasu, to przyznam się szczerze, że mi skóra cierpnie na plecach..

Wtedy jednak to było jakby ktoś mi “kurtynę” spuścił na oczy, nie zdawałem sobie z niczego sprawy, byłem totalnie nieświadomy wielu spraw, wydawało mi się to naturalne, mam nerwicę, to biorę leki, nie mam wyjścia, tym bardziej, że subiektywnie czułem się po nich lepiej.., nikt mi nie powiedział, że nie wolno po nich jeździć, w ulotkach pisało, żeby zachować szczególną ostrożność, aż do uzyskania całkowitej pewności, że jakiś lek nie wpływa znacząco negatywnie na zdolności psychomotoryczne

Problem w tym, że przecież nie brałem już tylko 1 tabletki na dzień, jak to było na początku, tylko znacznie więcej .. Po kilku latach ciągłego, regularnego przyjmowania tego środka tolerancja mojego organizmu była już znacznie wyższa, nie wystarczała dawka początkowa do osiągnięcia stanu odpowiedniego zredukowania objawów lęku .. Choroba jaką jest uzależnienie od leków uspokajających (benzodiazepin) jest bardzo niebezpieczną chorobą, gdyż rozwija się powoli, stopniowo, przez co usypia naszą czujność, „czerwona lampka się nie zapala”..

Gdyby jakiś lekarz, zaleciłby nam z dnia na dzień zwiększenie dawki silnego leku o właściwościach uspokajających lub nasennych np z 1 tabletki, na 5 sztuk, pewnie postukalibyśmy się po głowie i powiedzielibyśmy mu, że zwariował! ..jeśli jednak taki proces jest rozłożony w długim czasie zdecydowanie łatwiej jest się usprawiedliwić, zminimalizować problem i w imię „wyższej konieczności” dołożyć kolejną tabletkę wmawiając sobie, że to nic, po to by jakoś funkcjonować, pracować..

Podczas prowadzenia auta bywały chwile, kiedy byłem senny, choć starałem się siadać za kółkiem subiektywnie, w swoim odczuciu „trzeźwy”, ten stan regulowałem mocną kawą, która w jakimś stopniu znosi działanie benzodiazepin.. trzeba też powiedzieć, że natura tej choroby jest taka, że ludzie uzależnieni od benzodiazepin (zazwyczaj) nie „upijają się” nimi, nie odurzają do nieprzytomności, jak to czasem bywa w chorobie alkoholowej lub narkomanii, biorą tyle „tylko”, by zredukować lęk.. tyle że to „tylko” po kilku lub kilkunastu latach brania i rozwoju tolerancji może być sporą dawką..

Ktoś pewnie powie leki uspokajające i kawa ?!? przecież to się kłóci.., po co to wszystko, to głupiego robota ! no tak, racja..mogę jedynie powiedzieć, że w dużej mierze główną rolę odgrywa tu psychologia (uzależnienie psychiczne), pewne swoje, prywatne nawyki, jakieś wypracowane przez lata iluzoryczne rozwiązania, sztuczki „na głowę”..ja brałem leki i piłem kawę, bo z jednej strony musiałem przyjąć określoną dawkę leku, żeby poczuć się „zabezpieczony” (uzależnienie psychiczne), a potem piłem kawę, bo chciałem być mimo wszystko trzeźwy

Chyba ostatnią resztką zdrowego rozsądku, czy raczej instynktu samozachowawczego, gdy dopadał mnie taki stan zatrzymywałem się na stacji benzynowej, lub jechałem do małej kawiarenki z kawą prowadzonej przez znajomoą lub gdziekolwiek i “żłopałem” kawę do oporu, aż uzyskiwałem subiektywny stan poprawy samopoczucia, odzyskania jasności umysłu. Bywało też, że jak jechałem gdzieś dalej, brałem z sobą duży termos z kawą.. Z tego co się orientuje w Polsce jazda pod wpływem benzodiazepin jest niedozwolona, ponieważ leki te obniżają zdolności psychomotoryczne człowieka, takie jak szybkość naszych reakcji (refleks), zdolność koncentracji, także zaburzają zdolność prawidłowej oceny rzeczywistości, mogą być przyczyną tragicznego wypadku, łącznie z ofiarami w ludziach.

Przypuszczam też, że wykrycie ich w organizmie, szczególnie po wypadku będzie nie tylko czynnikiem obciążającym kierowcę pociągającym go do odpowiedzialności karnej, ale może też być przyczyną i podstawą do braku wypłaty ubezpieczenia przez firmę ubezpieczeniową w której jesteśmy ubezpieczeni i nasz samochód..cdn