UA-43269020-1

uzależnienie od leków

Zanim dalej będę pisał o uzależnieniu od leków wspomnę tylko, że wczoraj kolejna rundka na rowerze, po moim mieście, mam nadzieję, że zacznę jeździć już regularnie..oby! Lubię rower, lecz późno w tym roku zacząłem sezon, gdyż sporo przytyłem w  ostatnim okresie.. Niestety latka lecą (w lipcu stuknęło 47 l), przemiana materii zwolniła, a jak dodać do tego kompulsywne, nałogowe zażeranie stresów, które niestety wciąż zdarza mi się (noc), to zanim się oglądnąłem wyrósł mi duży brzuch i co teraz (?!) ano dodatkowy „balast” do mojej fobii społecznej, która wprawdzie powoli chyba mija, ale takie rzeczy raczej nie pomagają..

Terapeuta długo mi musiał perswadować, że nie muszę być idealny, by chodzić po świecie i że całkiem sporo jest panów w moim wieku, którzy mają taki problem..

Bynajmniej nie jest to pochwała dla tego stanu, bo mam oprócz fobii cukrzycę i nadwaga jest mi bardzo niewskazana z wielu względów, lecz nie ma co robić z tego dramatu, tylko się trochę wziąć za siebie..po prostu.. Na chodnikach i ścieżkach rowerowych sporo ludzi, również na rowerach, ale też na hulajnogach, na deskorolkach, lub po prostu spacerowiczów, są też pieski wszelkich maści, kolorów i wielkości..fajnie!

Po Komorowie.

Dziś znów cofam się do przeszłości, do okresu, gdy jeszcze brałem leki

Po powrocie z Komorowa szybko wróciłem do wyższych dawek leków..co było tego przyczyną (?) uważam, że kilka rzeczy.. w tym wpisie, postaram się przedstawić swoje refleksje na ten temat, może to komuś pomoże uniknąć pewnych błędów, które ja niestety popełniłem..

Przede wszystkim czekała na mnie moja „wymagająca rzeczywistości”, praca, obowiązki, a do zdrowia było mi jeszcze bardzo, bardzo daleko, z czego oczywiście nie zdawałem sobie wtedy sprawy, więc podobnie jak po powrocie z kliniki w Lublinie, uznałem, że skoro spędziłem 4-5 miesięcy w ośrodku terapeutycznym, w dodatku znanym, bo kiedyś dostępnym tylko dla Vipów, to muszę być już zdrowy, bo jeśli nie będę, to znaczy, że jestem jakiś „cienki bolek” w porównaniu do innych, mięczak..

Myślę, że jedną z innych przyczyn mojego niepowodzenia mogło być to, że na ten czas nie miałem wystarczającej świadomości i wiedzy, co do wielu kwestii dotyczących mojej choroby, podobnie jak i pewnie większość ludzi cierpiących na stany lękowe, nerwice, w Polsce wtedy, nawykłych raczej do takiego myślenia, że chorobą / chorobami można jedynie nazwać tylko taki stan / stany, gdy ciało choruje, reszta, to tylko jakieś fanaberie i wymysły, które można szybko ogarnąć biorąc się w garść, albo powtarzając sobie jakieś afirmacje..

Podchodziłem też do sprawy w sposób typowy dla chorobliwych perfekcjonistów (myślenie czarno – białe), „wszystko albo nic”, czyli skoro nie udało mi się odstawić leku całkowicie, do zera, to w ogóle nic mi się nie udało, więc jest to porażka, nie ma się z czego cieszyć, nie pielęgnuje tego sukcesu, nie warto też utrzymywać tej niskiej dawki, no bo przecież i tak biorę i tak (teraz wiem, że był to„strzał w kolano”!) Oczywiście taka postawa, gdy u określonego człowieka zwykle przeważa negatywny sposób myślenia o sobie i świecie nie jest czymś co powstaje w ciągu jednego dnia, tygodnia, czy miesiąca..

Są osoby, które, jak to się mówi, zawsze widzą „szklankę do połowy pełną”, wieczni optymiści oraz osoby, które koncentrują się w życiu wyłącznie na negatywach, w stosunku do siebie samych lub innych ludzi i widzą „szklankę do połowy pustą”.., wszystko zależy od tego, jak nas wychowano w domu rodzinnym, jaki „trening” odebraliśmy w życiu, w dzieciństwie (?) czy rodzice byli dla nas wyrozumiali, czy tylko i wyłącznie krytyczni (?)..

Więc jak sobie o tym wszystkim myślę patrząc z perspektywy lat, to stwierdzam, że powinienem był uznać swój pobyt i zmniejszenie dawki zażywanych leków jako tylko jeden z pozytywnych etapów swojego leczenia i od razu, za wszelką cenę szukać możliwości kontynuacji terapii, co z drugiej strony w tamtych czasach nie było takie proste

Na wypisie, w zaleceniach poszpitalnych, który otrzymałem, gdy opuszczałem ośrodek była mała wzmianka „kontynuować leczenie w warunkach ambulatoryjnych”, ale nikt z kadry terapeutycznej lub lekarzy na koniec turnusu jakoś specjalnie nie uczulał na to, nie zachęcał, raczej budowano klimat „dzieła skończonego”, więc ja odebrałem ten zapis, jako coś raczej „w razie co”!

Nie miałem też świadomości, że nerwica lękowa, zwłaszcza ta poważna, wynikająca z zaburzenia osobowości, to coś co kształtuje się w określonych warunkach, przez wiele lat, a często przez całe życie i ma swoją genezę już w dzieciństwie, więc trudno to wyleczyć zaledwie w parę miesięcy..

Pod koniec pobytu popełniłem błąd..W trakcie turnusu poznałem fajnych ludzi, którzy wydawali mi się jacyś lepsi ode mnie, no i w lepszej formie, wstydziłem się swoich słabości, chciałem się poczuć lepiej, pewniej i nie odstawać od towarzystwa, więc co najmniej kilka razy „wsparłem się” Xanaxem, który jak się okazało ktoś tam miał.. Moje zachowania wtedy nie były zbyt dojrzałe..No i w tym momencie można by metaforycznie rzec, że „ tonąca na jeziorze łódka, z której z mozołem wypompowano prawie całą wodę, na nowo zaczęła przeciekać”!..

Przypuszczam, że działały już pewne mechanizmy nałogowe, o których wspominałem w wpisie „Psychologiczne mechanizmy nałogowe”, a o których wtedy to już w ogóle nie miałem pojęcie, takie jak „system iluzji i zaprzeczeń”, w postaci stwierdzeń „wezmę tylko jedną tabletkę Xanaxu” „nic się nie stanie, skoro już tak długo nie biorę” „ muszę wziąć, bo wyglądam jak ofiara losu”, to typowe przykłady minimalizacji i racjonalizacji, próby uzasadnienia konieczności zażycia substancji uzależniającej (tabletki) lub pomniejszania znaczenia, wagi określonego działania i jego negatywnych konsekwencji..

Zdarza się też, że w takich ośrodkach ludzie wchodzą z sobą w różne relacje także męsko damskie, powstają pary, co czasem też ma to negatywny wpływ na pracę, odciąga od terapii, wiadomo, zakochanie, zauroczenie, to silne uczucie, stąd też zwykle w regulaminie ośrodka jest zakaz utrzymywania intymnych stosunków w trakcie turnusu pod groźbą wydalenia z terapii..

Podsumowując, w trakcie pobytu w Szpitalu Komorów jak już wcześniej wspominałem, udało mi się tymczasowo (na krótko) stopniowo, powoli, w spokojnych, przyjemnych i bezpiecznych warunkach poważnie zredukować dawki przyjmowanych benzodiazepin, spotkałem tam bardzo fajnych i sympatycznych ludzi, którzy również mieli swoje poważne problemy, lecz nie kontynuowałem terapii w warunkach ambulatoryjnych (psychoterapia indywidualna), bo po 1. nie wiedziałem, że powinienem był po 2. na ten czas nie było w moim rodzinnym mieście lub okolicy specjalnych możliwości..cdn