UA-43269020-1

Juliusz Strachota

(Fot. archiwum prywatne)

Mniej więcej 2.5 roku temu, na jednej z swoich cotygodniowych sesji terapii indywidualnej dowiedziałem się od psychologa (terapeuty uzależnień) o istnieniu polskiego pisarza Juliusza Strachoty, który miał odwagę przyznać się publicznie do swojej lekomanii, tzn uzależnienia od leku o nazwie handlowej Xanax (Alprazolam).. Jest to bardzo silny lek przeciwlękowy z grupy benzodiazepin, od którego między innymi i ja się kiedyś uzależniłem.. Juliusz Strachota nie tylko przyznał się do swojej lekomanii, ale napisał na ten temat książkę (powieść) pt „Relaks Amerykański”, w której opisał mechanizmy tego nałogu .. Była to pierwsza książka, na ten czas, w Polsce traktująca od tym problemie, wzbudziła różne kontrowersje, więc z ciekawości postanowiłem ją kupić i przeczytać..

Powieść zrobiła na mnie duże wrażenie, więc po jej lekturze zaświtała mi luźna myśl w głowie, że może kiedyś skontaktuje się z jej autorem i namówię go na jakiś wpis gościnny na swojej stronie.. Trochę czasu minęło od tamtej chwili, ale w końcu myśl stała się „ciałem” i dziś dzięki dobrej woli i uprzejmości Julka przedstawiam krótką rozmowę (wywiad) o nim samym, jego walce z uzależnieniem, o lekomanii ogólnie, o jego książce itp. Zapraszam!

Rozmowa z Juliuszem Strachotą [wywiad]

Piotr K.: Czy uważasz, że lekomania w Polsce (leki uspokajające, nasenne, inne..) rzeczywiście jest jakimś realnym problemem społecznym? Czy takie stwierdzenie to gruba przesada I generalnie “burza w szklance wody” (?)

Juliusz Strachota: No te sześć lat temu, jak siedziałem na detoksie na Sobieskiego, to była tam ze mną wesoła gromada głównie pań, które jakimś cudem nabawiły się tego „czegoś”, że nie mogą przestać brać tabletek. I bardzo się wstydziły, że siedziały z pijakami. Bo im dolegało coś innego jednak niż uzależnienie. Coś nieznośnego, ale jednak z nieco wyższej półki.

Z zewnątrz to zaś wygląda na takie mniej groźne. Bagatelizuje się uzależnienie od leków, albo w ogóle mówienie o tym uzależnieniu rodzi w ludziach bunt. Wiele razy oberwało mi się za to, że szkaluję lekarzy albo deprecjonuję leki, które ludziom pomagają. Nie wiem, czy to jest problem społeczny w Polsce. Nie znam żadnych badań. Wiemy, że na świecie jest. Ten problem w Polsce jest jeszcze z gatunku niewidzialnych. Ćpanie leków jest sterylne. Lekarze nie lubią jak się o tym mówi. Ciężko narysować granicę między ćpaniem a leczeniem się. Uzależnieni nie lubią jak się o nich mówi uzależnieni, bo przecież nie piją, a nic z tych rzeczy i przecież nie planowali wylądować w worku z menelami.

PK: Z jakiego powodu Ty zacząłeś brać leki, coś się zadziało w twoim życiu?

JS: Zacząłem je brać, bo od dziecka cierpiałem na zaburzenia lękowe. Zacząłem ich nadużywać zapewne przez to, że już wcześniej byłem uzależniony od alkoholu i narkotyków

PK: Wiem, że przepisał Ci je lekarz? Czy zapytał Cię, czy nie masz czasem problemu z alkoholem lub innymi używkami (?) Pytam, bo wiem, że miałeś, a w takich przypadkach zaleca się ostrożność lub w ogóle nie przepisuje leków BDZ

JS: Lekarz mnie nie pytał o to, czy jestem uzależniony od alkoholu, ale, umówmy się, ja się też tym nie chwaliłem.

PK: Współczesna teoria dot. przyczyn uzależnień mówi o psychobiospołecznych czynnikach, warunkujących powstawanie predyspozycji do uzależnień u człowieka, czyli “mix” wszystkiego: rodzaj przekonań kluczowych, norm, systemu wartości wpojonych przez rodziców, sposób wychowania, konstrukcja CUN, wpływ środowiska społecznego, przeżyte traumy, czy masz jakąś świadomość, np. wgląd z terapii, co u Ciebie “nie zagrało”? Skąd wzięła się ta podatność do nałogów? Czy ta wiedza nie ma dla Ciebie specjalnego znaczenia?

JS: Zupełnie nie ma znaczenia, ale mniej więcej wiem. To był lęk, dominujące uczucie, które nie wiem, kiedy się pojawiło, ale już jak miałem lat kilkanaście przybierało patologiczną postać i zupełnie nie umiałem sobie z tym poradzić. Bardzo wcześnie ulgę zaczął mi przynosić alkohol. Tyle. Żadnych traum, które były przed tym lękiem. Wydaje mi się, że taka moja uroda. Nie ma się specjalnie nad czym rozwodzić.

PK: Czy jesteś / byłeś chorobliwym perfekcjonistą? Czy jesteś raczej wyrozumiały dla siebie, innych?

JS: Absolutnie nie. Byłem patologicznym leniem i nierobem. Jak za coś się zabrałem, to było wiadomo, że nie skończę. Byłem dla tego swojego lenistwa bardzo wyrozumiały. Natomiast bycie wyrozumiałym dla innych to moja wielka nieumiejętność.

PK: Jesteś jak sam mówisz uzależniony od różnych rzeczy, alkohol, narkotyki, leki.. A gdybyś miał wybrać z pośród nich jedną substancję, to do której Cię szczególnie ciągnie w trudnych chwilach, za którą “tęsknisz” najmocniej, najbardziej? Jest taka? Niczego nie sugeruje, pytam szczerze (śmiech)

JS: Każdego uzależnionego czasem dopada głód substancji. To normalny stan. U mnie przypomina on stany napięcia i lęku, jakie miałem wiele lat temu. To normalna reakcja na przykład na stres albo brak snu. Uzależnieni tak mają, że im organizm przypomina o tym, że jest lekarstwo. Ważne jest to, że te głody mijają po kilku dniach bez użycia żadnej z tych substancji To fenomenalne odkrycie, które poczyniłem na terapii. Że to napięcie opada, jeśli tylko o siebie zadbać. Nic, a nic nie trzeba ćpać i stany, które kiedyś wydawały mi się niewyobrażalnie trudne, teraz po prostu przeczekuję.

I głody objawiają mi się w taki niezwerbalizowalny sposób. Nie da się stwierdzić, za czym w danym momencie mój organizm tęskni. Choć przyznam, że w snach to jest bardziej czytelne. Powtarzalny jest sen, w którym wypijam dwa piwka, a potem chodzę po mieście i roztrząsam, czy dwa piwka, to złamanie abstynencji czy jeszcze nie.

Natomiast z całą mocą chcę powiedzieć, że nie tęsknię za żadna substancją. Przez ostatnie lata nawet na sekundę nie zakiełkowała mi taka myśl. Nauczyłem się je gasić w czasie krótszym niż sekunda, mam to dobrze obcykane. Nie ma za czym tęsknić, absolutnie

PK: Jak długo zażywałeś benzodiazepiny? Czy byłeś uzależniony od stałej dawki terapeutycznej, czy rosnącej z rozwojem tolerancji?

JS: Naprawdę nie pamiętam. Musiałbym podliczyć, ile to było czasu, a szczerze powiedziawszy to jest bez znaczenia. Kilka lat. Natomiast dawka terapeutyczna to jest mi obce pojęcie. Od razu wymyśliłem swoją własną terapię i sprawdziłem, że dwie tabletki działają lepiej niż jedna. Pod koniec potrafiłem zjeść opakowanie Xanaxu w ciągu godziny. Do dziś chcę wszystko na raz.

PK: Jakbyś scharakteryzował lekomanię? – czym ona wg Ciebie jest ? jaka jest jej natura, mechanizmy?, czym najbardziej “uwodzi”? Czy różni się od innych nałogów? – nie chodzi mi o definicje naukową, tylko twoje własne luźne spostrzeżenia I refleksje na ten temat..

JS: Jest niewidzialna, prawie idealna. Jest sterylna. Jest do udawania, że się żyje. Jest lepszym oszustem niż inne uzależnienia. Jest trudna do wyzdrowienia, bo uzależnieni chcą ominąć uznanie siebie za uzależnionych. Jest trudna do zrozumienia przez samego delikwenta i jego najbliższych. Jest pułapką większą niż inne, bo wielu lekarz pomaga w niej tkwić. Znalezienie tej uchylonej furtki i wstawienie tam nogi jest trudniejsze niż w przypadku alkoholizmu. Dość przesrana sprawa. Dziękuję do dziś losowi, że mam to całe krzyżowe uzależnienie, narkotyki, alkohol, leki no i oczywiście nikotyna. Gdybym miał samo uzależnienie od leków, to jest szansa, że bym się jednak wyhuśtał.

PK: Jakiś czas temu w jednym z programów TV o lekomanii Robert Rutkowski (terapeuta uzależnień) powiedział, że lekomania jest najtrudniejszym do leczenia nałogiem ze wszystkich, min dlatego, że nad skutecznością, czystością, niską toksycznością tych substancji pracowali “mistrzowie świata” w tej dziedzinie, najlepsi chemicy wielkich farmaceutycznych koncernów, zgadzasz się z tym stwierdzeniem?

JS: Do tego dilerzy nie wyglądają jak dilerzy. Idziemy do nich po pomoc, po ratunek. Tu zaczynają się często moje schody, bo mądrale mi mówią, że przecież nie powiedziałem lekarzowi, że jestem uzależniony od alkoholu, ani później nie mówiłem, że ćpam te leki jak zły. No więc na tym polega uzależnienie, że się łże jak z nut. No i póki lekarze nic nie kumają z uzależnień, to gówno z tego będzie. Ćpun u lekarza będzie prawie zawsze trafiał na sprzymierzeńca nałogu. No a, umówmy się, koncerny farmaceutyczne zarabiają również na uzależnieniach. Tytoniowe też, ale jakoś nam to chyba mniej przeszkadza.

PK: Czy nie masz wrażenia, że “stare nałogi”, (alkoholizm, narkomania) w jakiejś części ewaluowały wraz z duchem czasu w alternatywny, “unowocześniony” i o wiele bardziej uniwersalny nałóg jakim jest lekomania? W dodatku całkowicie legalny, społecznie akceptowalny.. Wielu alkoholików przerzuca się też na benzodiazepiny, sądząc że to mniejsze zło.

JS: Xanax jest superpowszechny. Ludzie go łykają w momentach stresu w pracy, w samolocie, ale to nie znaczy też, że wszyscy są uzależnieni. i wielu nie będzie, bo nie ma tego wspaniałego daru, jaki mam na przykład ja, że nie umiem wypić jednego red bulla zjeść jednego serka Danio albo kupić tylko jednego biletu lotniczego. Stracę tydzień przed komputerem, żeby kupić bilet idealny lotniczy na weekend. Oczy mi łzawią, kręgosłup boli, ale kupiłem bilet.

Znam alkoholików, którzy łykają Xanax, bo myślą, że są mniej nietrzeźwi. To potrafią ludzie po terapii. To trochę mnie śmieszy, no ale przecież po alkoholu zostaje wielka pustka. Z automatu się ją czymś tam wypełnia. Nie wszyscy zaczynają nałogowo łazić po górach albo jeść Danio.

PK: Żyjemy obecnie w czasach “kultury tabletki”, Polska jest na 3-4 miejscu w Europie pod względem ilości kupowanych leków, a 6-7 na 10 reklam w TV to często materiały promujące kupno różnych medykamentów, suplementów.. Czy twoim zdaniem wielkie koncerny farmaceutyczne produkując i tak szeroko reklamując coraz to nowsze leki nie kreują w ten sposób społeczeństwa lekomanów? A może ich działania to tylko odpowiedź na potrzeby i oczekiwania ludzi, którzy już na nic nie mają czasu i szukają we wszystkim“skrótów”(?)

JS: Ale nie mieszajmy dwóch spraw. Jedna rzecz to jest ciężkie psychiczne i fizyczne uzależnienie od pewnych substancji. Inną rzeczą są tabletki na zespół niespokojnych nóg u psa. Choć oczywiście spotyka się to zawsze w jednym punkcie. Każda życiowa sytuacja ma swoją tabletkę. Nawet jeśli ta sytuacja nie wymaga leczenia, to nazwie się ją chorobą, bo tabletka już jest. Może to koncerny kreują, a może tylko one odpowiadają na głód naszych czasów. Nie wiem. Ja do dziś lubię łykać tabletki. Jak mam wziąć jeden Apap, to zawsze wezmę dwa.

PK: W swojej książce pt “Relaks Amerykański” opisujesz losy Juliana, który tak jak Ty boryka się z uzależnieniem od Xanaxu, na ile jest to twoja książka biograficzna? na ile utożsamiasz się z jej głównym bohaterem I jego przeżyciami?

JS: Nawet jeśli się utożsamiałem, to teraz już niespecjalnie. Stare dzieje. Czasem coś mi się z tego życia przypomni i wtedy opowiadam ludziom o najgłupszych, najgorszych, najbardziej żenujących przeżyciach, jakby to nie do końca było o mnie. Nauczyłem się wspominać tamtego człowieka jednocześnie jako siebie i inną osobę. To bardzo dobra metoda, ale najpierw trzeba nie bać się zostać uzależnionym, ćpunem, alkoholikiem, narkomanem, lekomanem itd. Żeby się nie bać wspominać tego człowieka, trzeba go najpierw w sobie uznać. I lekomani mają tu najbardziej pod górę.

PK: Mam podobnie..W twojej książce główny bohater odbywa niezliczone wędrówki po lekarzach wciskając im różne bajki, wszystko po to, by zdobyć upragniony lek (doctor shopping).. W zdecydowanej większość przypadków po opłaceniu wizyty i wymianie uprzejmości dostaje to co chce, czy opisywane przez Ciebie w książce sytuacje, określone zachowania lekarzy są prawdziwe, czy jest to fikcja literacka ?

JS: W 90% prawdziwe. Trochę zacierałem ich tropy, choć pewne przychodnie łatwo rozpoznać, jeśli choćby zna się topografię Warszawy. To jest usługa przedpłacona zazwyczaj. Płaci się z góry za leki. Ciężko jest powiedzieć ćpunowi, weź sobie te 150 zł, bo nie dam ci leków. Choć rozumiałbym z dzisiejszej perspektywy taką wersję: za te 150 zł masz tu ćpunie ode mnie namiary na Sobieskiego albo inny detoks. Tam się odtrują i wyleczą, jeśli tam pójdziesz. Może ci się to ćpunie nie podoba dziś zupełnie, że tego nie kapujesz, ale ja za te 150 zł robię to, co powinienem. No niestety lekarze są bardziej bezradni niż sam uzależniony. Mogliby już na tym etapie ratować życia, ale wciągają chorych w otchłań.

PK: Na jednym z oddziałów toksykologicznych, znanego szpitala w Krakowie na którym kiedyś odstawiałem Clonazepam jedna z pań profesor przedstawiła mój przypadek studentom nazywając mnie “ofiarą służby zdrowia”.. Pamiętam, że byłem zaskoczony, bo nigdy nie czułem się taką ofiarą, bliżej mi było do słabeusza “ćpuna”, choć takiego z dobrego domu.. Czy Ty także czujesz się taką ofiarą ? Kto wg Ciebie zawinił w tym wszystkim ? Lekarze? Pacjenci?

JS: Nie da się być zdrową ofiarą. Wina też nie ma tu żadnego znaczenia. To mnie najbardziej wścieka w lekomanach. To cackanie się ze sobą, jaki jestem biedny, tutaj nie śpię, tam się boję, mam lęki, ataki paniki, ta mi przepisała, oj, ale tylko terapeutyczne dawki (kij, że od dziesięciu lat), ja nie wiedziałem, to wszystko lekarze. Absolutnie nie mam cierpliwości do tych lekomańskich historii. Alkoholicy nie mają tylu bastionów zakłamania. Naprawdę lepiej się czuję z tymi drugimi. Nie mają aż takiej listy alibi.

PK: Uzależnienie od BDZ to już od dawna sklasyfikowana choroba, benzodiazepiny jak wiesz są na rynku od przeszło 60 lat i już 30 lat temu brytyjscy uczeni uznali że nie powinno się ich stosować regularnie dłużej niż 2-3 tygodnie (ryzyko uzależnienia, utrata efektywności działania) A więc lekomania to nie nowość, masz może jakiś pomysł na to, dlaczego w naszym kraju nie ma praktycznie żadnego zaplecza medycznego, terapeutycznego przeznaczonego do leczenia lekomanów? Dlaczego większość psychiatrów nawet nie zna opracowania prof Heather Ashton o benzodiazepinach, które jest dostępne w sieci po polsku?

JS: Nie mam pojęcia. Mam się zajmować tym, czego nie czytają lekarze? Wymagasz od ćpuna, żeby diagnozował służbę zdrowia.

PK: Gdzie odstawiałeś benzodiazepiny? Z jakiej dawki? W jakim tempie? Odczuwałeś jakieś efekty odstawienne ? Jeśli tak, to jakie i jak długo? (pytanie jednej z czytelniczek)

JS: No właśnie. Odstawiłem na oddziale F3 na Sobieskiego w Warszawie. Dawki nie pamiętam już, ale byłem rekordzistą na oddziale. Trwało to dwa miesiące i lekarze przeprowadzili to wręcz genialnie. Nie miałem ani jednego objawu odstawiennego, a zaraz po detoksie poszedłem do Ośrodka Terapii Uzależnień w budynku obok i tam też spędziłem dwa miesiące. Ostatecznie to lekarze z Sobieskiego uratowali mi życie, potem terapeuci na Sobieskiego i w przychodni na ulicy Leszno. Tam leczyłem się jeszcze dwa i pół roku. Mam wszystkie dyplomy!

PK: Czy było coś, cokolwiek oprócz terapii, co Ci pomogło w tych trudnych chwilach przetrwać? Mam tu na myśli okres po odstawieniu leków, gdy miałeś świeżą abstynencje? Jakaś pasja, sport rekreacyjny, hobby, modlitwa, techniki relaksacyjne, medytacje, kontakt z naturą, akupunktura?

JS: Miałem to szczęście, że po wyjściu z Sobieskiego poznałem nauczyciela zen, który po latach praktyki w USA wrócił do Polski. Rozpocząłem trening zen, który trwa do dziś. Wyjście z odwyku to był idealny moment, żeby zająć się choćby pracą z emocjami, bo miałem wtedy ogromny głód życia a jednocześnie nadzieję, że może go całkiem nie przegrałem. Dziś bym pewnie nie był takim pilnym uczniem. Dziś, kiedy nie doskwierają mi za duże lęki, problemy finansowe, samotność, bezrobocie i inne. Dobrostan nie skłania do pracy nad sobą. Potem, ponieważ, nie wiedziałem, co począć ze swoim życiem postanowiłem wrócić do dziecięcych pasji i marzeń. Miałem ogromne długi i nie stać mnie było na nic, więc zacząłem od spacerów po Warszawie. Kiedy już było trochę lepiej finansowo zacząłem nałogowo podróżować i do dziś nie udało mi się przestać. Bardzo dużo czasu spędzam w drodze. Właśnie miałem jechać do Turkmenistanu, ale znów nie dostałem wizy, więc wybieram się w Himalaje, ale tylko na nie popatrzeć. W kwietniu z narzeczoną chcemy przejechać chiński odcinek Jedwabnego Szlaku. Nałogowa energia nie znika, trzeba nią napędzić coś, co daje radość. Bo kiedy poświęciłem się podróżowaniu, to okazało się, że między moimi wyjazdami wyrosła pierwsza w moim życiu udana codzienność. No i pomagało i zawsze pomaga AA. Lekomanom AA nie zaszkodzi. Ostatecznie jednak najważniejsza jest bliskość. Wagę i wielką radość z posiadania rodziny dopiero odkrywam. Zgadzam się z wersją, że przeciwieństwem uzależnienia nie jest abstynencja – jest nią bliskość z ludźmi, ze sobą, ze światem.

PK: Terapeuci w ośrodkach terapii uzależnień zalecają swoim podopiecznym stosowanie różnych, czasem sztywnych zasad na początku, które mają ich uchronić przed skuszeniem się i powrotem do nałogu.. Przyznam się, że ja nadal stosuję tzw zasada unikania “wyzwalaczy”, czyli min fizycznego kontaktu z lekami z grupy benzodiazepin, możliwych źródeł ich pozyskiwania, czy Ty stosujesz jakieś podobne zasady?

JS: Trzeba słuchać terapeutów i stosować te zasady najdłużej jak się da. To jest absolutnie wystarczające, żeby robić to co mówią terapeuci. Unikanie wyzwalaczy to podstawowa zasada. Jak jesteś daleko od czegoś to po to nie sięgniesz. To jest naprawdę proste. Z uzależniającymi lekami jednak jest łatwiej się nie stykać niż a alkoholem. Tu akurat lekomani mają łatwiej niż alkoholicy.

PK: Jak wiesz są różne grupy ludzi nadużywających BDZ, które różnią się od siebie, ze mną kontaktują się osoby, które uzależniły się na skutek jatrogennego błędu lekarza, do którego przyszły z nerwicą, fobią itp Osoby te nie miały kłopotów z alkoholem, czy narkotykami, są wykształcone, czynne zawodowo, na różnych stanowiskach. Najgorzej jest z tymi co dopiero zaczynają brać lub biorą niedługo, nie myślą, co będzie za 5-10-15 lat.. Próbuję ich ostrzec, niby rozumieją, ale …biorą dalej, bo w sumie przecież nic takiego złego na razie się nie dzieje, wręcz przeciwnie podnoszą się z kolan, pozbywają barier, zahamowań, wracają do pracy, jeżdżą samochodami, co byś im powiedział, co by ich przekonało że nie warto pakować się w ten koks? Ja, często czuję się bezradny..

JS: Wszystko co najlepsze w moim życiu zaczęło dziać się po wyjściu z odwyku.

PK: Jakie formy terapii przeszedłeś, by dojść do momentu, w którym jesteś teraz? Korzystasz jeszcze z jakiejś formy pomocy?

JS: Idę do terapeuty, kiedy uznam, że potrzebuję. Czasem chodzę prewencyjnie, gdy coś mi świta, że może w złą stronę idę. Uzależnienie po latach jest dość proste w obsłudze

PK: Jaki rodzaj leczenia, ośrodek zasugerowałbyś osobom uzależnionym od leków, lecz nie będących alkoholikami, narkomanami?

JS: Ośrodek Terapii Uzależnień na Sobieskiego 9 w Warszawie.

PK: Jak się czujesz obecnie? Jak sobie radzisz w swoim “trzeźwym życiu” już bez chemicznego, amerykańskiego relaksu ? W czym ono jest lepsze od tego na lekach? A może lepiej było pozostać w “Matriksie” jak robi to wiele osób? Terapie są często żmudne i długotrwałe, wymagają sporego wysiłku, determinacji, czasu, tabletka jest szybsza

JS: Życie mam wreszcie zupełnie zwyczajne. Nie wiedziałem przez lata, że to ono daje największą frajdę. Coraz mniej rzeczy, a głównie nawyków mnie niewoli. To satysfakcjonująca praca. Od czasu, kiedy zacząłem leczyć swoje uzależnienia, życie mi mniej więcej wychodzi. Wciąż mam wielką nieporadność, ale ją polubiłem.

Juliusz Strachota (ur 1979) – polski pisarz, prozaik, studiował kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim oraz fotografię na Wyższej Szkole Filmowej w Łodzi. Debiutował na łamach „Czasu Kultury”. Swoje teksty publikował w czasopismach „Ha!art”, „Lampa”, „Polityka” czy „Gazeta Wyborcza” 

Napisał książki pt:

Oprócz marzeń warto mieć papierosy zbiór opowiadań (2006 r),

Cień pod blokiem Mirona Białoszewskiego (2009 r),

Zakłady nowego człowieka (2010 r),

Relaks Amerykański (2015 r)