UA-43269020-1

..cd Pamiętam, że byłem wtedy pod opieką sympatycznej, Pani Hani W., lekarza spec. psychiatry z PZP w moim mieście (także biegłej sądowej), gdzie zapisałem się swojego czasu.. Wiedziała o mojej lekomanii, wielokrotnie próbowała mi pomagać jak mogła, naprawdę sporo jej zawdzięczam, nieraz ratowała mnie z różnych opresji, ale w sposób fachowy..

To właśnie Ona pierwsza zasugerowała mi kontynuowanie leczenia, tym razem w Całodobowym Ośrodku Leczenia Uzależnień… Trafiłem tam po wspomnianej powyżej próbie S, na zasadzie pewnej, powiedzmy, honorowej umowy.

Osoba Pani H., to moim zdaniem jeden z przykładów lekarzy psychiatrów nowego pokolenia, którzy leczą bardziej słowem, niż lekami (choć nimi również), a już na pewno nie szastają benzodiazepinami, czy innymi tego typu lekami bez powodu.. Ooo ! Nie raz miałem ochotę od niej „wydębić” jakieś dodatkowe „benzo”, bynajmniej nie po to, by zapewnić sobie jakieś ciekawe, nowe, „odmienne stany świadomości”, ale by ulżyć sobie w realnym cierpieniu (nie umiałem sobie radzić w inny sposób z swoimi problemami wtedy), ale nic z tego, za to wiele cierpliwego tłumaczenia, Dodałbym, że kobieta inteligentna, mająca głowę na karku i zrobiony jakiś kurs terapeuty, posiadająca na to certyfikat..

Chodziłem do niej zarówno prywatnie, jak i do PZP zawsze znajdowała dla mnie czas, zawsze chętnie mnie przyjmowała..Wizyta w jej prywatnym gabinecie była komfortowa, trwała średnio 40 minut, z czego większość czasu poświęcona była na rozmowę, wywiad z pacjentem, a dopiero na końcu poruszana była sprawa leków, ich dawek..

Oczywiście mowa głównie o nieuzależniających lekach antydepresyjnych z grupy SSRI, SRNI, jak również niektórych neuroleptykach, czy normalizatorach nastroju (karbamazepina, pochodne kwasu walprionowego) , które miałem wtedy ordynowane..Wspomnę też, że cena za wizytę nie była wygórowana, a dodatkowo przed wizytą za każdym razem miałem porządnie zmierzone ciśnienie przez równie sympatyczną Panią pielęgniarkę, rejestratorkę..

Jeśli chodzi o próbę S, to nie chcę pisać o tym na blogu.. To bardzo trudny moment w moim życiu, zarówno dla mnie, jak i moich bliskich, żony, rodziców, braci ! ( Córka na szczęście była zbyt mała i nie była świadkiem tych dramatycznych zdarzeń) ..

Napiszę tylko do tych, co myślą sobie (ja zawsze miałem takie durne wyobrażenie), że płukanie żołądka polega na tym, że pacjent podtruty, nieprzytomny lub częściowo przytomny, leży sobie wygodnie na szpitalnym łóżku (np. na wznak), a może nawet smacznie śpi (?), podłączony ..hmm (?).. jakimś systemem precyzyjnych rurek, czy po prostu kroplówek, które filtrują mu krew i tyle..No i że „pełen luz”, można sobie książkę czytać w trakcie..

Prawda (?!) ..niekoniecznie..

W moim przypadku płukanie żołądka polegało na tym, ze : postawiono mi krzesło w niewielkim pomieszczeniu z kranem, prysznicem i brodzikiem zapewne służącym do mycia pacjentów, a na nim mnie.. Posadzono mnie półżywego, podsypiającego przodem do brodzika z odpływem, następnie pojono mnie niemalże na siłę litrami „kranówy” prosto z wiadra, używając do tego metalowego dużego garnuszka.

Robiono to po to, by sprowokować wymioty, aby pozbyć się w ten sposób jak najszybciej zawartości żołądka, a wraz z nią całej połkniętej chemii.. To jest właśnie „płukanie żołądka”..Oczywiście wymioty prowokuje się też przez wkładanie palców do gardła lub gumowej rurki (miałem to robione, bolał mnie później po tym przez 3 dni przełyk!)..Wcale nie miałem ochoty wymiotować, pamiętam, ze ruszyło mnie dopiero wtedy, gdy wypiłem 1.5 dużego, stalowego wiadra tej wody..

Resztę załatwiają już rzeczywiście liczne kroplówki, które mają za zadanie usunąć w miarę szybko z organizmu to co nie udało się wypłukać z żołądka.. To tak w wielkim skrócie.

Rano, jako pacjent po próbie S miałem rozmowę, z Panią Hanią W., która przyjechała do szpitala, specjalnie do mnie na konsultację, by ocenić mój stan.. Z tego co słyszałem, personel szpitala, (pielęgniarki) przekonany był, że zostanę przewieziony od razu do jakiegoś szpitala psychiatrycznego na obserwację, ja jednak, ku zdziwieniu pielęgniarek, po konsultacji zostałem zwolniony do domu.. Wcześniej jednak zawarłem wspomniany już wcześniej układ z Panią Hanią W.- zgodziłem się pojechać za jakiś czas (1 miesiąc) do Całodobowego Ośrodka Leczenia Uzależnień

Z tym że najpierw na detoks, ponieważ na okres tego miesiąca ponownie przepisano mi benzodiazepiny, abym wrócił do jako takiej równowagi psychicznej i emocjonalnej i nie zrobił znów czegoś głupiego.. Cała rodzina wiedziała o tym i „odpuściła mi” to, gdyż tak naprawdę po wcześniejszych, dramatycznych wydarzeniach każdy miał dość i chciał odpocząć,

Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że w ośrodku spędzę przeszło 6 miesięcy..cdn