UA-43269020-1

uzależnienie od leków

Witam Pana! Dzisiaj pierwszy raz natknąłem się na Pański blog. Dotyczy dokładnie tego problemu jaki ma moja córka ( u Niej dochodzi jeszcze sprawa opiatów – niestety… ) . Córka jest pełnoletnia i nie mamy na Nią wpływu aby rozpoczęła leczenie. Od prawie trzech lat jest uzależniona od różnych benzo – bierze je w kosmicznych ilościach. Problem jest w tym, że jest bardzo inteligentna, przebiegła i bardzo skutecznie manipuluje ludźmi. Psychiatrzy i psycholodzy stwierdzili u Niej mieszane zaburzenia osobowości ( trochę z socjopatii, trochę z narcyzmu itp. ). Nie wiemy, czy  uzależnienie powstało na wskutek tych zaburzeń, czy też było na odwrót – leki spowodowały u Niej takie zmiany w zachowaniu. Czy byłby Pan skłonny nam pomóc w przekonaniu jej do podjęcia skutecznego leczenia i psychoterapii (w której skuteczność nie wierzy). Będę wdzięczny za informacje

Witam

Przykro mi to czytać, ponieważ sam mam 21-letnią córkę i ją też nie ominęły pewne problemy..tym bardziej współczuję Panu / Państwu !! Współczuję tej bezradności..

No właśnie, to jest niestety największy kłopot namówić osobę czynnie uzależnioną do podjęcia leczenia, w momencie, gdy ona sama nie chce, nie czuje takiej potrzeby, nie zaznała jeszcze negatywnych konsekwencji nałogu, albo po prostu się boi..

Nie oznacza to jednak, że nigdy nie będzie chciała i nie zacznie się kiedyś leczyć sama(?)..Ze mną tak właśnie było, przecież też jestem synem swoich rodziców

Wiele lat musiało minąć, zanim podjąłem właściwe leczenie, trafiłem powiedzmy w „dobre ręce”, LECZ w moim przypadku miało na to wpływ co najmniej kilka czynników min. takich jak:

  • mój młody wiek

  • niewielki poziom mojej świadomości i wiedzy o chorobie, zarówno nałogowej, jak i nerwicy, w tamtym czasie

  • niski poziom ogólnej świadomości, istnienia lub rozwoju (?) takiego problemu społecznego jak lekomania, uzależnienie od leków uspokajających (benzodiazepin) w ówczesnym czasie

  • niski poziom wiedzy dotyczącej leczenia lekomanii w Polsce, brak kompetencji lekarzy w tym aspekcie, brak miejsc, specjalistycznych ośrodków, programów i oddzielnych grup terapeutycznych dla osób uzależnionych od leków, podobno wciąż jest z tym słabo!

  • rodzaj motywacji, czy leczę się dla kogoś, np. po to by spełnić oczekiwania rodziców(?) czy może dla siebie (?) Czy biorę pełną odpowiedzialność za swoje leczenie, swoje zdrowie i życie? Czy to leczenie jest bardziej „na niby”, po to by uspokoić swoje wyrzuty sumienia lub uspokoić bliskich (?)

  • przebyte negatywne konsekwencje (czy już wystąpiły, czy jeszcze nie ? ich ilość, rodzaj), na początku, gdy jeszcze ich nie ma trudno jest się zmotywować do leczenia, cudowna tabletka rozluźnia mięśnie, koi nerwy, znosi lęki i nic się nie dzieję, ale gdy chcemy wrócić do życia to któregoś dnia np rozjeżdżamy kogoś na ulicy prowadząc samochód pod wpływem BDZ lub po kilku miesiącach, albo latach tolerancja organizmu na lek nam tak wzrasta, że by zdobyć odpowiednią liczbę tabletek uspokajających musimy zacząć wyłudzać, oszukiwać, fałszować recepty, kraść, co może skończyć się wejściem w konflikt z prawem ..itd itd 

  • jakość podjętego leczenia, psychoterapii, kwalifikacje psychologa – terapeuty, czy terapia jest fachowa, czy wprost przeciwnie, a może nawet urazotwórcza (?!)

    Przypominam, że psychoterapię mogą prowadzić jedynie osoby do tego uprawnione, tzn uprawnione do prowadzenia psychoterapii, posiadające specjalny certyfikat psychoterapeuty ! z tego co się orientuje, to nawet mgr psycholog po 5 letnich studiach musi taki certyfikat zrobić lub specjalizacje, w przeciwnym razie może jedynie prowadzić konsultacje, pogadanki itp, 

    Jeśli jest fachowa, to ważnym czynnikiem jest także to, czy uda się stworzyć dobrą relację na linii terapeuta – pacjent pacjent – terapeuta, co nie zawsze jest proste, oczywiste i zależne wyłącznie od fachowości psychologa

Przyznam szczerze, że na początku nie leczyłem się dla siebie..tzn wydawało mi się, że tak, ale w środku nie czułem jeszcze takiej potrzeby, konieczności, nie miałem tak silnie rozwiniętej tolerancji organizmu na tabletki, nie przyjmowałem ich po kilka, – kilkanaście/ dzień. Nie świadczy to bynajmniej o mojej jakiejś przebiegłości, złej woli, tylko braku dojrzałości do uzyskania wystarczającej determinacji do leczenia..

Takie powtarzanie sobie, że „powinienem, muszę” się za to wziąć, jakieś mniejsze, większe naciski ze strony bliskich, ale tak naprawdę, nie czułem jeszcze tak wewnętrznie, że nałóg coś złego ze mną robi, w każdym razie na tyle, by konkretnie, całkowicie odstawić substancje, nie było jeszcze wystarczająco dużo negatywnych konsekwencji, które później nastąpiły..

Piszę Pan, że córka jest inteligentna, ma to swoje oczywiste zalety, ale i wady, niestety, jest też tak, że inteligentni ludzi wpadają w swoistą pułapkę:

po 1. np oszukują się, „ja nie jestem takim idiotą jak inni, kontroluje sprawę, nie dam się wciągnąć w uzależnienie i w odpowiednim momencie przestanę, bo jestem mądrzejszy, bystrzejszy niż inni”! (błąd)

To oczywiście iluzja i utopia, większość uzależnionych (jak nie wszyscy) na początku myśli, że problem go nie dotyczy, tu działa jeden z znanych, trzech głównych mechanizmów choroby nałogowej tzw „mechanizm iluzji i zaprzeczeń” i inteligencja nie ma nic do rzeczy..

po 2. mogą też sobie myśleć, że skoro oni sami nie wpadli dotąd jak sobie pomóc, a są świadomi swojej inteligencji, niejednokrotnie bardzo wykształceni, to nikt inny tego nie wie! (błąd) Tylko, że można by zastosować taką samą analogię do sytuacji z problemem stomatologicznym i zapytać, dlaczego gdy rozboli nas bardzo ząb, wypadnie plomba, albo potrzebujemy wyprostować sobie zgryz, nie rozkminiamy tego sami, nie próbujemy rozwiązać problemu, tylko po prostu rejestrujemy się do specjalisty (stomatologa)? Może powinniśmy to samo zrobić z uzależnieniem, z nerwicą?

Obawiam się, że uzależnienie od leków uspokajających (benzodiazepin), szczególnie zażywanych latami regularnie wbrew pozorom może okazać się bardzo trudnym do leczenia nałogiem, ze względu na fakt, że to leki i posługując się cytatem jednego z znanych terapeutów uzależnień, są to perfekcyjne substancje, które skutecznie znoszą wszelkie przykre objawy lęku, napięcia mięśniowego, działają rozluźniająco, uspokajająco i nasennie, substancje, nad których czystością, niską toksycznością chemiczną, pracują najwięksi „mistrzowie świata” , naukowcy wielkich koncernów farmaceutycznych,

Przypuszczam, że uzależnienie państwa córki, jak i uzależnienie każdego innego człowieka jest formą ucieczki i wynika z jakichś jej ukrytych problemów wewnętrznych, które dają silne przykre emocje, zaburzenia emocjonalne, stany lękowe i ona po prostu nie umie sobie z nimi radzić jak normalny człowiek w jakiś sposób konstruktywny (bez chemii), tylko uśmierza swój ból tabletkami.. cdn