..cd Jak wspomniałem w poprzednim wpisie tabletki, są tylko fragmentem większej całości, a „pod nimi” są zwykle różne, wewnętrzne, ukryte konflikty (prawdziwa przyczyna cierpienia), często bardzo skomplikowane i zupełnie dla człowieka nieświadome! (chodzi o tzw „konflikty psychologiczne”), do tego dochodzą mechanizmy choroby nałogowej, nieznane na początku zarówno dla osoby uzależnionej, jak i jej bliskich.. Dlatego też zwykle konieczna jest najpierw specjalistyczna terapia odwykowa, a w niektórych przypadkach w późniejszym czasie dłuższa regularna psychoterapia indywidualna lub grupowa, czyli praca nad pierwotnymi przyczynami sięgnięcia po tabletkę
uspokajającą, bo przecież lekomanii, alkoholicy, to nie „pasjonaci”, ani „miłośnicy” używek, tylko osoby z różnorakimi zaburzeniami, dysfunkcjami, nerwicami, fobiami, depresjami, ludzie, którzy z jakichś przyczyn nie umieją radzić sobie ze zwykłym codziennym stresem, w zdrowy, konstruktywny sposób, tak jak robią to zdrowi ludzie, więc dlatego szukają ulgi w chemii, typu, leki uspokajające, alkohol, narkotyki, która albo znieczula, rozluźnia, albo przenosi w inny świat..
W moim przypadku taki terapie były prowadzone równolegle, z naciskiem na różne sfery, w zależności od tego, która z chorób wysuwała się na czoło w danym okresie.
Kiedyś korespondowałem z jednym panem, którego syn, podobnie jak państwa córka, był pełnoletni (absolwent studiów), uzależniony od kodeiny, która w większych ilościach ma właściwości odurzające..
Znalazł sobie on (jak to mówił) taką „odskocznie i sposób relaksu” od stresów życia i ani myślał przerwać.. Jego ojciec był załamany, nie wiedział co zrobić (syn problemu nie widział lub widzieć nie chciał), aż w końcu poszedł do psychologa terapeuty leczenia uzależnień po poradę.. Nie pamiętam skąd był ów terapeuta, ale chyba z poradni terapii leczenia osób uzależnionych od substancji psychoaktywnych..
Zazwyczaj jest tak,że sam uzależniony / uzależniona nie żyje w „próżni”, tylko w jakimś układzie, modelu rodzinnym, czy też „systemie”,jego relacje z poszczególnymi członkami rodziny tworzą pewną niezdrową konstelacje i często ośrodki terapii leczenia uzależnień noszą nazwę np. Całodobowych Ośrodków Terapii Uzależnień i Współuzależnień, jak to jest w przypadku ośrodków leczenia uzależnień od alkoholu.
..i ta druga osoba, którą mogą być: rodzice, mąż, żona, brat, siostra, a nawet córka, syn, ktoś żyjący z osobą uzależnioną, jest stroną, osobą współuzależnioną, pomimo, że nie pije, nie łyka leków, ani nie zażywa narkotyków, po prostu chory bywa wtedy cały „układ” i czasem to ten drugi partner najpierw idzie po jakąś pomoc po to by:
a) samemu jakoś sobie poradzić z przykrymi emocjami, stanami, jakich doświadcza w kontakcie z osobą uzależnioną
b) zdobyć wiedzę na temat samej choroby uzależnionego i być może także pewnych swoich problemów
c) np zdobyć informacje, jak postępować z osobą uzależnioną, by ją zachęcić do leczenia, lub by ta osoba straciła „komfort brania”, by nie popełniać jakiś błędów, które czasem umożliwiają jej branie, pogłębiają chorobę..
Często bywa też tak, a może nawet zwykle, że strona współuzależniona również posiada pewne zaburzenia, kompleksy i „opiekując” się czynnym lekomanem, alkoholikiem, narkomanem dowartościowuje się w ten sposób, buduje swoje poczucie wartości, na zajmowaniu się, „ratowaniu” z opresji, często wręcz poświęcaniu się tej drugiej stronie..
Czasem nie ma innego wyjście i trzeba „ugryźć” problem od tej strony i na zasadzie wspólnej reakcji z sobą naczyń połączonych wymóc zmianę ..
Bardzo ważną kwestią moim zdaniem jest prostu próbować spokojnie rozmawiać merytorycznie, bez wyrzutów, bez pretensji, na argumenty (po partnersku), jeśli już jakąś wiedzę na temat choroby córki będziecie Państwo mieli..
Być może nie przyniesie to natychmiastowego jakiegoś spektakularnego efektu,ale na zasadzie kropla drąży skałę, warto próbować, lepsze to niż siedzieć z założonymi rękami, prawda?
Moim zdaniem moglibyście też spróbować namówić ją na wizyty u jakiegoś w miarę dobrego psychologa uzależnień, w poradni, nawet jeśli miałaby tam pójść bez przekonania, dla świętego spokoju, będąc na razie na „prochach”, nawiązać jakiś kontakt z specjalista, to może z czasem coś trafi jej do głowy, coś za koduje, powoli zdobędzie wiedzę, nabierze motywacji, zobaczy szanse, kierunek.. jeśli nie teraz, to może na przyszłość, w jakiś sposób to zaprocentuje
Co do córki, jej zaburzeń osobowości i negatywnych zachowań, to jako laik, nie specjalista, w dodatku nie znający jej personalnie nie jestem w stanie się wypowiedzieć, co było pierwsze i czy była już taka przed uzależnieniem, ale mogą z całą stanowczością powiedzieć, że każdy nałóg (jeden szybciej, inny wolniej), prędzej, czy później zmienia negatywnie osobowości człowieka, degraduje uczucia wyższe i takie zachowania jak kłamstwa, manipulacje, a nawet kradzieże i różne inne „rzeczy” są wynikiem nieleczonej, postępującej choroby, a sam uzależniony nie widzi tego, oszukuje się lub raczej unika myślenia na ten temat, wypiera nieświadomie. jak to mówią wrzuca „w tył głowy”, bo przymus wzięcia tabletki jest większy
Jako ostateczność czasem się leczy uzależnionych z nakazu sądowego „na siłę”, ale spotykałem coś takiego jedynie w przypadku alkoholików, gdzie rodzina, żona, zgłaszały swoich mężów i byli leczeni z wyroku sądu, gdy byli w takim stanie, że zupełnie stracili kontrolę nad swoim życiem i np. groziło im zapicie się na śmierć lub weszli w konflikt z prawem i mieli do wyboru pójść siedzieć lub poddać się przymusowemu leczeniu…
Czy coś takiego jest możliwe w przypadku uzależnienia od leków, czy narkotyków i jak to się załatwia? i w jakim stanie pacjent musi być, aby można go ubezwłasnowolnić i skierować na leczenia przymusowe, tego nie wiem (?) Oczywiście co warte jest takie leczenie wbrew woli zainteresowanego, to inna sprawa, ale muszę też powiedzieć, że byłem kilka miesięcy w Ośrodku Leczenia Odwykowego od Alkoholu, jako jedyny lekoman, nie alkoholik, to spotykałem facetów leczących się z wyroku sądu, którzy na początku mieli gdzieś, podchodzili do wszystkiego sceptycznie, a później przekonywali się i kończyli terapię z sukcesem..
Z własnych doświadczeń i obserwacji doszedłem do wniosku, że choć natura uzależnienia od benzodiazepin moim zdaniem jest trochę inna, niż np uzależnienia od alkoholu, to podstawowe mechanizmy nałogowe są takie same dla wszystkich uzależnień..
Przemku a jak Twoje kontakty z dziećmi ? Czy nałóg je utrudnił ?
Przepr,że dopiero odpisuje, nie mogłem wcześniej..Tak, oczywiście, że utrudnił! Niestety, pewne rzeczy straciłem bezpowrotnie, niektóre udało mi się odzyskać..Swoje ojcowskie życie mogę podzielić na dwa okresy :
– okres czynnego nałogu, czyli stałe przyćpanie, chore priorytety, ale też poczucie niekompetencji, wadliwości, jako człowieka, a wiec jako ojca też..Albo pracowałem, a swój zawód w stanie przyćpania wykonywałem z trudem, a po powrocie do domu padałem na łóżko i odsypiałem, dziećmi zajmowała się żona, bo ja nie byłem w stanie..Ze względu na swoją niską samoocenę i wspomniane poczucie niekompetencji nawet nie mieszałem się w wychowanie dzieci, uważałem, że „żona wie lepiej” jak to robić, taki model wyniosłem z domu..
– okres rozpoczęcia leczenia, jednocześnie terapii odwykowej, jak i psychoterapii nerwicy, następnie odstawienie benzodiazepin do 0, po którym nastąpiła „rozsypka”, nawrót nerwicy,ale od tego momentu z pomocą terapeuty zacząłem jakby budować swoje wnętrze od nowa, swoją osobowość, poczucie wartości, zacząłem od nowa budować swoje kontakty z dziećmi, uczestniczyć w ich życiu, rozmawiać ..Ze względu na swoje problemy, fobie społeczną, agorafobię byłem uziemiony w domu, więc siłą rzeczy więcej czasu spędzałem z nimi..Po jakimś czasie zacząłem mówić szczerze o swoich nałogu, przestrzegać..Dzięki terapii zrozumiałem też wiele rzeczy, także w relacjach z dziećmi, mam już 21 letnią, dorosłą córkę, traktuje ja w pełni po partnersku, uważam, że mam z nią bardzo dobry kontakt, no ale w tej chwili studiuje w innym mieście i widzę ją 1-2 razy na miesiąc, ale dobre i to:)
Kurcze najgorsza przypadłość takie uzależnienie. Jak uświadamiać dziecko o późniejszych problemach ? Są jakieś poradnie ?
Każda choroba, nieszczęście, które przytrafia się naszemu dziecku, jest chyba największym koszmarem dla rodzica, szczególnie wtedy, gdy jest on bezradny w obliczu tego co się dzieje i musi patrzeć, jak jego pociecha brnie w jakąś ślepą pułapkę! a może nawet się powoli stacza :(..Na domiar złego u podłoża uzależnień naszego potomstwa niejednokrotnie leżą nasze rodzicielskie zaniedbania, zazwyczaj nieświadome..
Zapewne są poradnie, sam widziałem kilka witryn internetowych, oferujących np zajęcia profilaktyczne dla młodzieży, która ryzykownie próbuje, eksperymentuje z różnymi substancjami, choć jeszcze uzależniona nie jest..przede wszystkim uświadamianie, szczera rozmowa na poziomie rodzic – dziecko, uważność i poświęcenie dziecku czasu, którego często brakuje w tym pędzie, „wyścigu szczurów”, pogoni za karierą, sukcesem za wszelką cenę..
Ja wielokrotnie rozmawiałem z swoją już dorosłą córką na ten temat, powiedziałem jej o swoim nałogu, przestrzegałem, to samo mówiłem o narkotykach, bo na swojej drodze leczenia, detoksach spotykałem zarówno młodych narkomanów, często naprawdę świetnych, lecz zaburzonych już ludzi, którzy w dodatku zatrudniali nieletnich nastolatków do dystrybucji pewnych substancji, za kasę na drogie buty, gry, gadżety, z racji tego, że nie można ich sądzić tak jak dorosłych..
Rozmawiałem z nią, cierpliwie tłumaczyłem, ale nie z pozycji ojca „mentora, kontrolera”, władzy absolutnej, która wydaje dekrety i je egzekwuje, tylko raczej ojca, które traktuje swoje dziecko z szacunkiem, tłumaczy, odpowiada na wszelkie pytania, ale pozostawia wolny wybór..
Tak więc pozostaje rozmowa i przypominanie o konsekwencjach nałogów. Dziękuje Ci Przemku za informacje 🙂
Tak, rozmowa na pewno, działania profilaktyczne, ale nie tylko.., uważność na dziecko w każdym wieku (nie mylić z NADOPIEKUŃCZOSCIĄ!!), ale taka „z ukrycia” (nie trzymamy cały czas za rękę, nie wskazujemy cały czas drogi, nie rozkładamy przed nogami miękkiego dywanika, reagujemy tylko wtedy kiedy TRZEBA!:)), świadomość, że każdy wiek, ma swoje problemy..Myślenie, że problemy małego dziecka nie mają znaczenia tak jak dorosłej latorośli jest moim zdaniem błędem, bo z tego co słyszałem (jeśli dobrze pamiętam) osobowość człowieka kształtuje się już wciągu dwóch pierwszych lat jego życia, dzieci potrzebują kontaktu z swoimi rodzicami, potrzebują się ich poradzić, czegoś od nas nauczyć, zanim dorosną, a jeśli dorosną i są emocjonalnie, psychicznie zdrowe, to nie będą potrzebować tabletek na uspokojenie, ani innych tłumiących substancji, ponieważ będą umiały radzić sobie z problemami w sposób konstruktywny