UA-43269020-1

Uzależnienie od leków

Ostatnio na blogu lekomania niewielka aktywność z mojej strony (przyznaje, przepraszam), niestety życie pisze nam różne scenariusze, czasem trudne do zniesienia, szczególnie, jak się nieszczęścia skumulują.. Zaczęło się prawie jak w Biblii plagą egipską co zwiastuje nadejście pasma nieszczęść.. Plaga robali (pluskwy), w środku miasta, na największym osiedlu centralnym, dużym blokowisku, w mieszkaniu na 5 piętrze, czystym, zadbanym, bo prowadzonym przez „perfekcyjną panią domu”, najczystszą osobę jaką znam (moją żonę).

Mówi się, że te insekty można przytargać do domu wraz z nowo zakupioną w sklepie meblowym sofą lub np drewnianą szafką.

Ścierwo jest odporne na wszystko..


Kilka miesięcy walki, psikania chemikaliami, traktowania parą wodną, segregowania ubrań, prania rzeczy w wysokiej temperaturze, wymrażania na balkonie, posypywania krzemionką, w końcu wyrzucenie materacy na śmietnik na niewiele się zdały.. Moja żona była na skraju załamania nerwowego, bo wiele zniesie, ale nie robaki !

W końcu przybyła odsiecz, specjalistyczna ekipa załatwiła problem ostatecznie..uff !


Niestety, to był tylko początek.. Po jakimś czasie dowiedzieliśmy się, że stan teścia po udarach znacznie się pogorszył.. Wprawdzie od kilku lat już nie domagał, ale teraz było coraz gorzej.. W końcu zmarł w szpitalu (to tak w wielkim skrócie.. wielkim.).. Przykro było patrzeć przez kilka miesięcy jak bardzo cierpi moja żona, widzieć jej strach, później wielki smutek.. Ja sam wściekałem się na siebie, na własne ograniczenia, bezradność, miałem poczucie winy, że nie mogę być dla niej lepszym wsparciem.

Po nowym roku, jak zwykle o tej porze, w styczniu, pojawił się stres związany z komisją rentową.. Te same strachy, te same obawy i czarne scenariusze „przedłużą świadczenia, czy nie przedłużą (?) na pewno tym razem już nie, Państwo i tak było długo łaskawe”..


Później zachorował mój ojciec – guz złośliwy w jelicie. Krótka piłka, bo guz operacyjny, w wczesnym stadium, wiec podjął natychmiastowe działania.. Jako że jest lekarzem z 40 letnim stażem, cenionym i lubianym przez wiele osób, wszyscy mu szli na rękę..
Miało być szybko, sprawnie, bezproblemowo, coś jednak poszło bardzo nie tak.. Po pierwszej operacji puściło spojenie jelita.. Tego samego dnia kolejna operacja, niestety ciężkie zakażenie organizmu, poważne powikłania (długo by pisać)..

Wiele tygodni w szpitalu, wiele dni na OIOM-ie z zagrożeniem życia co jakiś czas. Modliłem się nad Pismem Świętym i przed Kościołem, czego nie robiłem od wielu lat.. Bóg wysłuchał, Tato wyzdrowiał, wrócił do domu.. 

Później zachorował nasz ukochany pies Max.. Mój mały przyjaciel, a nawet terapeuta, który leczy mnie z fobii.. To między innymi z jego (nieświadomą) pomocą zacząłem regularnie wychodzić poza dom.. Rzadka odmiana raka złośliwego na powiece nad okiem. Różne leki i zabiegi, dojazdy żony do Rzeszowa, do prywatnej kliniki, do psiego onkologa, w końcu usunięcie jednego oka i części lewego węzła chłonnego..

Ta operacja miała mu dać 90% szans na wyleczenie.. Jakiś czas było dobrze, teraz mamy podejrzenie nawrotu, opuchlizna całej szyi, zalecenie eutanazji.. Jednak po konsultacji z lokalnym wet – em psiak dostał sterydy, po których odżył, opuchlizna zmalała.. Zaczął jeść, chodzimy dalej na spacery.. Nie robimy sobie z żoną i córką wielkich nadziei, ale póki co jest lepiej, więc nie myślimy w przód, żyjemy tym, co jest tu i teraz, ano pożyjemy, zobaczymy, przecież cuda się zdarzają.. Zawsze lubiłem psy, ale nigdy nie myślałem, że tak pokocham zwierzaka.. Nie tylko ja, jest częścią naszej rodziny (i na zawsze pozostanie)..


Domyślam się, że każdy z Was ma swoją własną biedę, bo tak już jest na tym świecie, ze czasem jest dobrze, a czasem źle, lecz zdecydowałem się wspomnieć o tym co spotkało mnie / nas, bo po primo, to mój blog, a blog to w końcu także osobisty, internetowy pamiętnik (tak przynajmniej kiedyś było) więc mogę sobie pozwolić, żeby trochę ponarzekać, po duo, to co się wydarzyło w ostatnich kilkunastu miesiącach wygenerowało we mnie tak wiele negatywnych, bardzo intensywnych emocji i uczuć jak smutek, strach, napięcie, bezradność, skumulowanych w stosunkowo krótkim okresie, że to wywołało we mnie chęć ucieczki, wygenerowało lekowe głody, które generalnie rzadko już u mnie się pojawiają.. 

Objawiły się jak zwykle, głównie pod postacią „lekowych snów” z benzodiazepinami w roli głównej, które pojawiają się w nich nie wiadomo skąd, bo przecież na co dzień o nich nie myślę już od dawna. Czasem jednak pragnieniem zażycia „czegoś”, czego (?).. hmm, wiadomo czego : Clonazepamu, Xanaxu, Lorafenu.. Wiedząc jednak, że nie mogę sobie w tym względzie nic pofolgować, w końcu nie jestem jakimś nowicjuszem, niczego nieświadomym świeżakiem, mam coraz więcej wiedzy o chorobie (uzależnieniu), coraz trudniej jest się oszukać (i dobrze), oszukać że np już się dawno „wyleczyłem” z uzależnienia od leków uspokajających po tylu latach abstynencji, że mogę sobie teraz śmiało i bez przeszkód znów czasem „coś” zażyć bez żadnych, negatywnych konsekwencji (przecież to leki).. No nie, w takie bajki to już nie wierzę.

Moja przesympatyczna, obecna Pani dr psychiatra z ośrodka terapii uzależnień w moim mieście powiedziała kiedyś z smutkiem w głosie „to se ne vrati”, co po czesku oznacza że coś się już więcej nie powtórzy, a w odniesieniu do lekomanii można przetłumaczyć, ze dla osoby uzależnionej od leków nie ma bezpiecznego powrotu do leków, ponieważ raz utracona kontrola nie wraca

Niestety, zamiast tego podświadomie zacząłem zażywać więcej zwykłych leków przeciwbólowych niż zwykle.. Mam tu na myśl leki dostępne bez recepty, choć sam nie wiem po co, bo w gruncie rzeczy to obiektywnie bezsensowne działanie, dlaczego? a  bo ibuprom, czy pyralgina nie działają na napięcie mięśniowe wywołanym lękiem, czy strachem, poza tym nie tędy droga..

Wiadomo, że jak kłopoty się spiętrzą, zwłaszcza, gdy są poważne i w niecodziennej konstelacji, jest ciężko zdrowemu człowiekowi, co dopiero lekomanowi, zapewne nie ma na to cudownej rady, to co możemy jedynie zrobić, to próbować zaradzić temu co się da (nie uciekać), zaakceptować, tego co zmienić się nie da, starać się przetrwać trudny okres, bez toksycznych zachowań i użycia „wspomagaczy”, relaksować się stosując naturalne sposoby, wyrażać emocje i uczucia na bieżąco w zdrowy sposób, nie krzywdząc innych