UA-43269020-1

psychoterapia szpital Komorów

(Uwaga! Grafika zamieszczona powyżej jest tylko poglądowa i nie przedstawia opisywanego w artykule obiektu)

Na samym początku dzisiejszego wpisu chciałby przeprosić za dłuższą przerwę w pisaniu, złożyło się na to kilka spraw, uznałem jednak, że nie warto o nich wspominać, ot czasem coś mi wypadnie i muszę odłożyć pisanie, wciąż mam pewne problemy ze zdrowiem, uczestniczę dalej w psychoterapii, są lepsze i gorsze okresy, ale już śpieszę to nadrobić i kontynuuje swoją opowieść…jeszcze jedna rzecz..mianowicie: postanowiłem upublicznić na swoim blogu nazwy placówek medycznych, w tym ośrodków terapeutycznych, o których piszę, w 

których byłem, myślę, że nie zrobi to krzywdy nikomu, bo nie zamierzam podawać żadnych nazwisk lekarzy lub psychoterapeutów, a treść bloga nabierze „kolorków”, bo zamiast pisać„ośrodek I, ośrodek II..” będą nazwy konkretnych miejsc, a to może dać niektórym czytelnikom zastanawiającym się np. nad wyborem miejsca leczenia dla siebie jakieś większe wyobrażenie, choć minęło przeszło kilkanaście lat od mojego pobytu w tamtych miejscach..

A więc do rzeczy..

Po powrocie z pobytu na swoim pierwszym klinicznym oddziale leczenia nerwic w Lublinie przez prawie jeszcze 1 rok czasu kontynuowałem swoją terapię w formie prywatnej psychoterapii indywidualnej (wspominam o tym w poprzednim wpisie), na niewiele się to póki co zdało.., wprawdzie uzyskałem duży wgląd w siebie i w przyczyny swoich problemów, ale benzodiazepiny zażywałem dalej..Nie potrafiłem ich odstawić, nie miałem chyba też do tego gotowości, a już na pewno odwagi i wiary w własne siły, ani odpowiedniego wsparcia..Z perspektywy czasu przychodzi mi też do głowy myśl, że byłem wtedy leczony głównie z nerwicy, a aspekt uzależnienia od leków, owszem był zauważany, lecz jego siła chyba nie doceniana, nie traktowano go równie poważnie, jak np. narkomanię, alkoholizm i zasadniczo był pomijany, ja nie znałem mechanizmów choroby nałogowej, a jak patrzę na to teraz z perspektywy lat, byłem wtedy bardzo uzależniony (Clonazepam)..

Nie do końca też byłem zadowolony z swojej relacji terapeutycznej, choć osoba prowadząca sesje zdawała się być bardzo fachowa i była na pewno zaangażowana w moje leczenie, to sposób prowadzenia tej terapii był dla mnie często irytujący, nie raz miałem poczucie że terapeutka patrzy na mnie i zwraca się do mnie jakby ironicznie, nieco góry, czy tak było w rzeczywistości (?) czy to tylko jakaś reakcja „przeniesienia” w terapii pewnych emocji i uczuć na psychologa (?) tego nie wiem i już się nie dowiem

Po powrocie z oddziału zarejestrowałem się w Poradni Zdrowia Psychicznego w moim mieście, zacząłem uczęszczać okresowo do sympatycznej pani Hani, specjalisty psychiatry, która robiła dla mnie co mogła i z tego co pamiętam to ona zaproponowała mi kolejny etap leczenia, tym razem w szpitalu leczenia nerwic położonym w malowniczym Komorowie nieopodal Warszawy..Zanim tam pojechałem dowiedziałem się, że wcześniej ośrodek ten był miejscem leczenia różnych zaburzeń na tle emocjonalnym dla różnych osobistości z świata gwiazd, aktorów, piosenkarzy, osób prominentnych.. W trakcie turnusu krążyły różne opowieści, legendy na temat kto tam był i kto się leczył (nie będę tu z wiadomych powodów publikował żadnych nazwisk), ale myślę, że nie popełnię tu żadnego fopa, jeśli napiszę, że w Komorowie, ze względu na panujący tam spokój i fajny klimat wielu aktorów wybudowało swoje posiadłości uciekając od zgiełku stolicy, słyszałem takie nazwiska jak Bogusław Linda, Cezary Pazura, Wojciech Mann i Krzysztof Materna i inni, czy to prawda (?) nie wiem, żadnego z powyższych nie spotkałem, za to innego dość znanego aktora na dworcu kolejki WKD i owszem, spacerował sobie w flanelowej koszuli i (?)..kapciach 🙂 ,na ale może od początku..

Rzeczywiście w samym Komorowie w tym okresie mojego pobytu znajdowało się wiele okazałych posiadłości ciągnących się wzdłuż główniej ulicy, po lewej stronie do samego dworca WKD, wszystkie prawie z tabliczkami na bramach „obiekt chroniony”, a po prawej stronie powstające nowe osiedle nowoczesnych szeregówek, dziś pewnie już gotowe i zamieszkane..

Gdy przyjechałem na miejsce moim oczom ukazał się okazały, stary budynek z szerokimi schodami z przodu i małym parkingiem przed frontem, położony wśród zieleni, taki trochę wiejski, sielski krajobraz, cicho, spokojnie..Okazało się też, że z tyłu, za ośrodkiem jest duży park, obszar zieleni, taki trochę dziki, z małym placykiem za budynkiem z paleniskiem, gdzie można było rozpalić duże ognisko lub po prostu posiedzieć..Gdzieś nieopodal płynęła mała rzeczka..Jeśli mam być szczery, to powiem, że ze wszystkich ośrodków terapeutycznych i miejsc, gdzie byłem wcześniej lub później w trakcie swojego leczenia tu panował najfajniejszy klimat, a miejsce było dość magiczne i bardzo pacjentom przyjazne..

Na miejscu też okazało się ku mojemu zadowoleniu, że nie ma w oknach żadnych krat, teren nie jest ogrodzony żadnym płotem z bramą, w ośrodku nie było też żadnych chorych cierpiących na poważniejsze choroby psychiczne (psychozy)..a jeśli w trakcie okazałoby się, że ktoś cierpi na poważniejsze zaburzenie, to mógłby być odesłany do sławnych Tworek, które były położone stosunkowo niedaleko (w nocy jak było cicho w Komorowie było słychać szczekanie psów z tego zakładu psychiatrycznego, które prawdopodobnie były spuszczane do pilnowania obiektu)..

Udogodnieniem dla ośrodka był z jednej strony wspomniany dworzec WKD (Warszawska Kolej Dojazdowa) którą można było łatwo dotrzeć do centrum Warszawy, pobliski, odległy o ok 500 m sklep spożywczy, a w przeciwnym kierunku można było (jeśli ktoś dysponował samochodem) dojechać do center handlowych Ikea, Tesco jak również do Mc Donalda..Niedaleko dworca znajdowała się również Urząd Pocztowy..

Jak już wspomniałem przed szpitalem znajdował się mały parking, niektórzy pacjenci mieli na miejscu swoje samochody (sam w późniejszym terminie przywiozłem swój) i po zajęciach w wolnym czasie robili sobie wycieczki np. do wspomnianej Ikei lub Mc Donalda..

W środku budynku panował specyficzny klimat, trochę jakby z ubiegłej epoki, prawdopodobnie za sprawą samego budynku, który swoje lata miał, jak i z sposobu budowania, wyglądu wnętrza (wysokie ściany i sufity, wysokie, drewniane drzwi w pokojach w starym stylu), jednak w środku było schludnie i czysto, ściany były prawdopodobnie świeżo pomalowane farbą olejną, jak się później dowiedziałem o porządek i czystość dbał nie tylko ktoś do tego wyznaczony, ale również sami pacjenci..

Przekraczając drzwi wejściowe wchodziło się do dużego, wysokiego holu, po którego lewej stronie znajdował się wtedy gabinet dyrektora, a naprzeciwko znajdowała się główna świetlica w której stał fortepian..Nie była to jednak zwykła świetlica, a raczej większa sala, w której odbywały się zarówno terapie grupowe, jak i zebrania..

Skręcając przed samą świetlicą w prawy korytarz wchodziło się w głąb budynku, gdzie były gabinety lekarskie, duża stołówka i schody, które z kolei prowadziły na pierwsze piętro, gdzie znajdowały się pokoje pacjentów, mniejsze sale o różnym przeznaczeniu, do psychoterapii grupowej, do terapii zajęciowej lub do oglądania telewizji, bodajże dwa gabinety psychologiczne do psychoterapii indywidualnej (nie pamiętam już dokładnie), gabinet dyżurny, gdzie urzędowała pielęgniarka oddziałowa, gdzie wydawano zlecone leki, a czasem robiono badania, pobierano krew, mierzono ciśnienie, zanosiło się próbki z moczem..Na górze było jeszcze drugie piętro, gdzie były dalsze pokoje dla pacjentów, gdzieś tam była też łazienka z prysznicem (nie pamiętam dokładnie) do której często była kolejka, tutaj muszę wspomnieć o jedynym nieudogodnieniu, mianowicie na samym dole, gdzieś w części piwnicznej było podobno znacznie więcej pryszniców, ale ponoć w bardzo kiepskim stanie jeśli chodzi o warunki sanitarne, nie wiem, nigdy tam nie byłem, nie miałem ochoty tam schodzić..w piwnicy znajdowała się też dodatkowa salka do zajęć z terapii zajęciowej,czasem też organizowaliśmy my tam dyskoteki, jeśli duża świetlica była zajęta..

Do wnętrza budynku prowadził też drugi korytarz, na lewo od holu, którym można było dostać się do pokoi

Kadrę ośrodka przed laty stanowił wtedy personel medyczny i terapeutyczny, na który składali się doświadczeni specjaliści, lekarze psychiatrzy, z tego co pamiętam to razem z dyrektorem ok czterech, dwóch psychologów (psychoterapeutów) plus jeden nowy na stażu, dwóch terapeutów zajęciowych, pielęgniarka oddziałowa i inni.. cdn