UA-43269020-1

Lekomania

– Oddział detoksykacji alkoholowej cd..

Z Grześkiem (księdzem) trzymaliśmy się razem praktycznie przez cały detoks i terapię w ośrodku, tzn on, jako alkoholik już po ok 1 tygodniu skończył detoksykację, ja z racji tego, że leczyłem uzależnienie od leków musiałem spędzić tam ok 1 miesiąca, co w przypadku odstawiania Clonazepamu i tak było zbyt krótko (dopiero teraz to wiem)

Dla tych co jeszcze nie wiedzą, a z jakiegoś powodu biorą te leki przypominam kolejny raz, że nie można ich nagle odstawiać, nawet po 2 tyg regularnego brania ! Trzeba to robić powoli i bardzo stopniowo, szczególnie, gdy zażywało się je systematycznie wiele miesięcy, czy lat ..

Ja i Grzesiek od razu przypadliśmy sobie do gustu.. Rozmawialiśmy z sobą na różne tematy i to niekoniecznie na tematy wiary (choć czasem też)..

Opowiadał mi o swoim nałogu i ciężkiej pracy w hospicjum, o tym, jak wracając do domu nie mógł później w nocy spać, bo gdy tylko zamykał oczy widział pokrzywione twarze umierających ludzi, z którymi spotykał się za dnia..

Mówił, że nie pił dużo i tylko w domu.. 1 – 2 drinki góra, po to by móc w ogóle zasnąć. Najpierw sporadycznie, później już co wieczór i tak przez dwa lata.. Przyjechał w miarę dobrym stanie, nie był pijany, ani podchmielony, wyglądał normalnie, jednak w trakcie detoksu był poddenerwowany, trzęsły mu się ręce..

To była jedyna osoba duchowna, którą poznałem w tym ośrodku, później na terapii dowiedziałem się od chłopaków, że księża mają swoje „branżowe” terapie odwykowe, czy to prawda (?) tego nie wiem..

Pisząc o detoksie alkoholowym w tym miejscu chciałbym wspomnieć, że odtrucie pacjentów cierpiących na uzależnienie od alkoholu ma inny i zdecydowanie krótszy przebieg (ok 7-11dni), co nie oznacza wcale, ze lżejszy..

Przeciwnie, bywa on dla niektórych osób, szczególnie na początku odtrucia, bardzo burzliwy, wręcz dramatyczny – nie raz, patrząc jako osoba stojąca z boku (kiedy jeszcze jako tako się czułem), miałem nawet odczucie, że dzieję się tu coś na pograniczu „życia i śmierci”..

Pacjenci alkoholowi byli przywożeni do szpitala z różnych miejsc i w różnym stanie, czasem przywoziła ich karetka pogotowia, czasem dowoziła Policja

Po przerwaniu ciągu alkoholowego i nagłym odstawieniu alkoholu, często dostawali delirium tremens, czyli silnych objawów abstynencyjnych, które kadra medyczna szpitala próbowała jak najszybciej „ogarnąć”..

Trafiali więc zwykle od razu na oszkloną salę obserwacyjną, gdzie nierzadko „na wejście” lądowali w pasach, gdyż byli zdezorientowani, pobudzeni, agresywni, krzyczeli, klęli, majaczyli, mieli liczne halucynacje, wizje, śnili na jawie, rzucali się na łóżku..

W oddziałowej palarni, która będąc „centrum rozrywki” zwykle tętniła życiem, można było później posłuchać przeróżnych, nieraz mrożących krew w żyłach opowieści na temat, kto, jakie miał wizje i halucynacje, np. o złośliwym diable co pociął sierpem kwiaty w doniczkach na parapecie, o całych dialogach prowadzonych z nim, i o białym aniele i inne..

Na oddziale był na jednej zmianie jeden salowy, notabene fajny i lubiany gość, lecz gdy na sali obserwacyjnej coś zaczynało się dziać, natychmiast ze wszystkich oddziałów psychiatrycznych ściągani byli inni salowi, w tym jeden wysoki, potężnie zbudowany .. mówili, że to były ciężarowiec..

W trakcie pobytu byłem świadkiem różnych niecodziennych „akcji”, których raczej do końca życia nie zapomnę!

Pamiętam jak dziś, gdy któregoś wieczoru wracałem z świetlicy, z sali obserwacyjnej najpierw dobiegł mnie rozdzierający krzyk człowieka, a potem ujrzałem młodego mężczyznę, jak wybiega zupełnie nago z „ptakiem” na wierzchu.. Właściwie to nie był bieg, tylko szaleńczy sprint, a za nim pędziło dwóch salowych i pielęgniarka..

Mężczyzna miał jakiś obłęd na twarzy, wyglądał tym bardziej przerażająco, że w jego oczach zamiast źrenic widać było białka, a jego ruchy były tak chaotyczne, jakie ma kura po odcięciu głowy, gdy biega jeszcze chwilę w agonii, bez składu i ładu, a później pada na ziemię..

To samo stało się z tym człowiekiem, tak szybko jak zaczął swój bieg, tak szybko go zakończył zderzając się centralnie ze ścianą, której w ogóle nie zauważył..

Zastanawiałem się później, czy on w ogóle przeżył, co dalej się z nim stało (?) Przeżył, a jakże.. byliśmy później na terapii w jednej grupie..

Innym razem, gdy siedzieliśmy w palarni, ktoś nagle zawołał coś z korytarza

W jednej chwili sala prawie cała opustoszała, prawie.., gdyż oprócz mnie został w niej jeszcze jeden gość..

Reszta gawiedzi pobiegła na oddział (wraz z całą ekipą medyczną), ponieważ ktoś dostał ataku padaczki na jednej z sal.. Pech chciał, że dokładnie w chwilę potem ów kompan, z którym zostałem w pomieszczeniu sam na sam zaczął się usuwać na ziemię, cały trząść, gdyż również dostał epilepsji.. Na szczęście jakiś cudem wyczułem wcześniej co się święci, zdążyłem go złapać, sprawę dodatkowo komplikował fakt, że wciąż miałem nogę w gipsie od pachwiny uda, po stopę i musiałem zrobić prawie pół szpagat, by móc zareagować..

Nie wiedziałem co robić, trzymałem więc jego głowę podczas konwulsji w oczekiwaniu na jakąś pomoc, niestety zdążył wcześniej nią przywalić mocno w w twardą posadzkę .. Wokół jego głowy, na linoleum rosła coraz większa plama krwi, pomyślałem sobie, „kuźwa, niedobrze to wygląda !.. naprawdę niedobrze”

Mimo to, nie puszczałem swojego uchwytu, to jedno, co mogłem robić i wzywać dalej pomoc.. Za jakiś czas ekipa medyczna przybiegła do nas i zajęła się facetem.. Pamiętam, gdy już po wszystkim wracałem korytarzem w półmroku poczułem lepką ciecz na dłoniach, okazało się że całe ręce (aż po łokcie) mam we krwi.. w jego krwi ! Wcześniej kompletnie tego nie widziałem..

Nie mogłem tej nocy długo zasnąć, miałem przed oczami całą sytuację, następnego dnia siedząc z innymi na palarni martwiłem się, zastanawiałem się, co stało się mężczyzną (?!) czy nie doznał jakiegoś urazu głowy (?!)..

W pewnym momencie drzwi od palarni otworzyły się, wszedł gość, którego krew zmywałem z siebie poprzedniego wieczoru prawie przez 40 min i jakby nigdy nic, z wyluzowaną miną, odpalił papierosa, zaciągając się nim, stanął przy ścianie.. Nie poznał mnie, nigdy później nie rozmawialiśmy.

Były też takie sytuacje, jak ta, gdy przywieźli młodego mężczyznę, który, gdy tylko pojawił się na oddziale i w pokoju natychmiast jak stał, tak położył się na łóżku i zasnął.. Spał tak w ubraniu przeszło dwa dni, jak się później okazało, był to alkoholik, który na złagodzenie objawów alkoholowego kaca połknął sobie kilka „Lorafenów” (silna benzodiazepina) i tak w zasadzie przespał objawy abstynencyjne..

W tym miejscu chcę, powinienem wspomnieć (choć już to nie raz robiłem), że jest grupa alkoholików – lekomanów, uzależnionych krzyżowo, którzy stosując leki BDZ na kaca lub po leczeniu psychiatrycznym (odwykowym) przerzuciła się na leki, sądząc, że to mniejsze zło, albo nie mając w ogóle świadomości, że to także uzależnienie.

Z tego co tam zaobserwowałem (jak również podczas pobytów na innych, podobnych oddziałach) detoksykacja alkoholowa polega głównie na tym, że w trakcie hospitalizacji odstawia się całkowicie alkohol, a pojawiające się objawy odstawienne i abstynencyjne próbuje się ujarzmić stosując różne do tego celu dedykowane leki, w tym benzodiazepiny, które jak wiadomo działają uspokajająco, przeciwdrgawkowo

Przez kolejne dni pacjenci dostają kilka, kilkanaście kroplówek (podejrzewam, że z elektrolitami i glukozą), nieraz też widziałem, że podaje się im witaminy takie jak B12 ponoć w bardzo bolesnych zastrzykach..cdn