UA-43269020-1

Uzależnienie od leków,

Dla tych, co nie czytali poprzednich wpisów zacznę od tego, że lecząc moją lekomanię, czyli uzależnienie od leków uspokajających z grupy BDZ, szukałem dla siebie pomocy w różnych miejscach. W związku z tym trafiałem do różnych placówek medycznych w całym kraju, w tym do Całodobowego Ośrodka Terapii Uzależnienia od Alkoholu.. Zanim jednak zacząłem właściwą terapię uzależnienia, musiałem zaliczyć 1.5 miesięczny pobyt w miejscu, gdzie pod opieką lekarską mogłem stopniowo odstawić benzodiazepiny do zera.

Tą placówką lekarską był sąsiadujący z ośrodkiem oddział detoksykacji alkoholowej.. W tych latach nie było detoksów dedykowanych osobom uzależnionym od leków, taki problem jak lekomania była słabo nagłośnionym zjawiskiem 

Oto kolejny wpis, w którym kontynuuje wątek mojego pobytu na oddziale detoksykacyjnym

Alkoholowy detoks cd..

Na detoksie, na którym przebywałem odstawiałem Clonazepam (tak dla przypomnienia).. Tempo odstawiania leku ustaliła mi przemiła Pani doktor, ordynator tegoż oddziału – wynosiło ono 0.5 mg Clonazepamu na 1 tydzień. Z tego co pamiętam, to wprowadzano mi jednocześnie lek antydepresyjny z grupy SSRI o nazwie Efectin ER (wenlafaksyna), czyli robiono w pewnym sensie „podmiankę”, stopniowo ujmowano Clonazepamu, dodawano Efectinu, który jak każdy SSRI zaczynał działać dopiero po 2 tyg. podawania.. Dostawałem też Buspiron, ponoć lek o działaniu przeciwlękowym, łagodzący jego objawy, brałem go już nie pierwszy raz,  ale szczerze mówiąc specyfik ten nigdy mi w niczym nie pomógł, być może innym tak (?)

Pewnego dnia, gdy jadłem obiad na oddziale pojawił się dziwny, ponury jegomość. Był średniego wzrostu, ale wielki, napakowany w barach, niemalże „kwadratowy” (typowa sylwetka użytkownika sterydów nie mająca zbyt wiele wspólnego z ładnym, naturalnie wypracowanym umięśnieniem)..

Ubrany był w kolorową, krzykliwą koszulę w stylu hawajskim, na oczach miał duże, czarne okulary (lustrzanki), a na grubej szyi, wielgaśny, ciężki. złoty łańcuch..

Ciekawostką było to, że tego niecodziennego widoku dopełniały jedna, a może nawet dwie? (niestety, już nie pamiętam) szczupłe panienki (jedna, długowłosa blondynka). Siedziały, jakby były jego „własnością”.. Jegomość miał na skórze dziwną opaleniznę niekonieczne naturalną, nabytą na słonecznej plaży..

Całe to „towarzystwo” trafiło na alkoholowy detoks, do dzisiaj nie wiem w jakim celu i kto ich przywiózł (?) Czy chodziło o upojenie alkoholowe, czy jakieś narkotyki (?) Zabunkrowali się od razu na palarni na ławce, pod oknem, tam siedzieli i palili.. Już na samym początku ktoś z lokalnych, pochodzących z miasteczka tubylców, którzy akurat trafili na detoks na „podratowanie” zdrowia puścił famę, że to lokalny mafiozo rzekomo z jakiejś grupy przestępczej..

Na ile to była prawda i czy w ogóle, tego nie wiem, lecz gość z łańcuchem na szyi tak właśnie się zachowywał, jak jakiś „boss”, a kilku lokalnych żuli skakało wokół niego, jakby był kimś ważnym i traktowało z wielkim namaszczeniem..

Nie można było jednak tego powiedzieć o naszym sympatycznym, lubianym przez wszystkich salowym.. Młody chłopak, wprawdzie niższy od przybysza, ale z „jajami”, nieźle nabity od razu czymś podpadł u „bossa”, który jak sądzę czuł się kimś wyjątkowym i oczekiwał specjalnego traktowania także od personelu oddziału..

Wbrew swoim oczekiwaniem został potraktowany jak każdy inny pensjonariusz tego przybytku.. Nie wiem o co poszło, czy o rewizje osobistą (?) czy o brak zgody na podporządkowanie się oddziałowym zasadom (?) Panowie od razu zapałali do siebie wzajemną niechęcią, co skończyło się ostrą bijatyką na sali telewizyjnej..

Nie pamiętam jak to się zaczęło, ale salowy „załadował” z byka grubasa swoją głową w okolice splotu słonecznego i obaj legli jak dłudzy na podłodze, a drobne ogniwa zerwanego, złotego łańcucha rozsypały się wokół po całej salce telewizyjnej.. Jak się ta „akcja” zakończyła (?) ..”Fighterzy” leżeli jakiś czas na sobie, „boss”w pozycji na plecach, salowy na nim, lecz ten pierwszy swoim wielkim łapskiem usiłował dusić salowego za szyje, ten z kolei nie dawał za wygraną, wyrywał mu się jak tylko mógł.. W okół nich stali ciekawscy pacjenci..

Po jakimś czasie panowie zostali rozdzieleni, nie pamiętam już przez kogo (?) na oddziale nie było wtedy innych salowych.. Być może wezwano wsparcie z innych oddziałów

Wszystkie cząstki złotego łańcucha zostały pieczołowicie zebrane przez jednego z pacjentów jak szczątki relikwii jakiejś, wyraźnie ów ktoś liczył że zostanie doceniony za to przez „bossa”, dostąpi jakiejś gratyfikacji w przyszłości

Po tym zdarzeniu „mafiozo” trafił na krótki czas na oszkloną, salę obserwacyjną, gdzie kłócił się, dyskutował jeszcze z personelem, lecz jeszcze tego samego dnia (lub następnego), całe towarzystwo, „boss” i jego panienki, opuściło oddział, zostali wypisani.. Chyba dla świętego spokoju.

W temacie lekomanii byłem na tym oddziale raczej odosobnionym „zjawiskiem”.. Owszem, spotkałem przypadek krzyżowego uzależnienia, połączenia, a raczej przejścia jednego nałogu w drugi.. Jedna z kobiet była alkoholiczką, która lecząc swoje uzależnienie od alkoholu przeszła w lekomanię..

Chyba miała kłopoty ze snem, bo była zafascynowana Nitrazepamem.. To lek nasenny starszego typu, benzodiazepina o krótszym od pozostałych BDZ okresie półtrwania, lecz dłuższym, niż nowe środki z grupy Z-leków (Zolpidem).. Oczywiście Ela po jakimś czasie brała coraz więcej tabletek i nie tylko w nocy.. Lek robił jej „dobrze” także za dnia, na uspokojenie, na wyluzowani i poprawę humoru .. Przybyła na detoks i odwyk leczyć swoje uzależnienia, lecz chciała postrzegać swoją lekomanię, jako mniejsze zło (mechanizm iluzji i zaprzeczeń), dobierała tabletki po cichu, w zależności od potrzeb.

Czasem zdarzały się też zabawne sytuacje.. Pamiętam, jak któregoś dnia Grzegorz (ksiądz) jak na prawdziwego duchownego przystało usiłował modlić się z różańcem w dłoni, niestety dwa dni wcześniej zostaliśmy przeniesieni na większą, ogólną salę, gdzie było ok 12 chłopa i warunki do zadumy, takie sobie..

Grzegorz wybrał sobie celowo późną porę do modlitwy, myśląc, że wszyscy będą spali i będzie mieć ciszę. Prawie w uduchowionej atmosferze, w wielkim skupieniu, z zamkniętymi oczami starał się rozmawiać z Bogiem, niestety kilku pensjonariuszy zaczęło tak chrapać, jakby pod oknem przyczaiło się „stado niedźwiedzi”!(określenie jednego z pensjonariuszy, doskonale opisujące stan rzeczy)..

Trudno było w takim hałasie zebrać w ogóle myśli, mimo to Grzesiek nie dawał za wygraną, próbował, starał się.. Poddał się w momencie, gdy na sąsiednim łóżku, wielki, wąsaty, gruby kolejarz odwrócił się do niego swoim wielkim tyłkiem i donośnie, przez sen spier***ał mu się centralnie w twarz i to już było dla niego aż nadto..

Nie muszę Wam chyba pisać jaka była moja reakcja na to zdarzenie, padłem na twarz dając głębokiego nura w poduszkę i rechotałem chyba z 5-10 min

Pamiętam też Armena o ksywce Alvin, narkoman, uzależniony od amfetaminy, ale także Clonazepamu, bardzo fajny, sympatyczny gość o żartobliwym usposobieniu.. Jednak w trakcie detoksu nie było mu do śmiechu, cierpiał bardzo na silne głody narkotykowe, bóle mięśni i bezsenność.. Którejś nocy poszedł do gabinetu pielęgniarek wyżalić się, że nie może spać.. Liczył na jakąś tabletkę nasenną .. Nie dostał jej, a jedna z sióstr zażartowała sobie z niego i kazała mu liczyć barany.. On z poważną miną zapytał ją, „a kuda oni są?”..cdn