UA-43269020-1

Dziś będzie trochę mniej o samej lekomanii, gdyż tak naprawdę w roku 2002 byłem chyba jednym z nielicznych tego typu przypadków w placówce o której aktualnie piszę, zdarzały się pojedyncze przypadki krzyżowego uzależnienia, alkohol – leki i to było wszystko.. Nie oznacza to jednak, że problemu lekomanii w Polsce wtedy nie było.. Moim zdaniem istniał i narastał, lecz był marginalizowany.. W tych czasach więcej użytkowników benzodiazepin (nie alkoholików) już uzależnionych lub jeszcze nie, ale na moje oko potencjalnych lekomanów spotykałem na oddziałach leczenia nerwic 

Pisząc dalej o alkoholowym detoksie przypomnę, że wspomniałem w ostatnim wpisie, że na oddział sporadycznie trafiali też narkomanii i dziś parę słów o tym..

Gdy Grzesiek opuścił oddział przenosząc się do sąsiedniego budynku, gdzie realizowana byłya terapia uzależnień, ja wróciłem do 4 osobowego pokoju, w którym przebywałem na początku (mój detoks, jako cierpiącego na uzależnienie od leków trwał znacznie dłużej).. To właśnie tam któregoś dnia trafił drugi z narkomanów, których miałem możliwość poznać na oddziale (wspominałem już o nim na blogu)..

Był młody, ale już poważnie zniszczony, bardzo chudy, z wieloma krostami, na ziemistej, bardzo zapadłej twarzy.. Z tego co opowiadał, to miał dwadzieścia kilka lat, jego rodzice przebywali od dawna za granicą i zasadniczo mieli go gdzieś (tak twierdził) On został sam pozostawiony samemu sobie..

Dowiedziałem się też, że sam zajmował się produkcją narkotyków, zarówno dla własnych potrzeb, jak i na sprzedaż.. Już pierwszego dnia jego pobytu dowiedziałem się, że ma strzykawkę z sobą do narkotykowych iniekcji.. Bez żadnych oporów zapytał mnie, czy może ukryć swój „sprzęt” w jednej z moi kul, za pomocą których przemieszczałem się wtedy, gdyż jak już wspominałem w tym okresie miałem całą nogę w gipsie (zerwanie wiązadła w kolanie)..

Zbaraniałem słysząc jego „szacowną prośbę”, ale w końcu zgodziłem się niepewnie, nie chcąc wchodzić w konflikt z nowym kolegą już na samym początku..

Oczywiście miałem na ten temat jakieś swoje krytyczne myślenie, bo na detoks przyjechałem leczyć się z lekomanii z własnej woli, a nie przechowywać narkomanowi strzykawki, z drugiej strony bałem się gościa, bo był w dużym stopniu pobudzony i chyba nieobliczalny.. Z trzeciej strony nie oponowałem, gdyż w tamtym momencie byłem już na niewielkiej dawce Clonazepamu, przez co czułem się znacznie gorzej i coraz bardziej niepewnie..

Postanowiłem to olać i pomyślałem, wprawdzie to moja kula,ale niech sobie robi co chce i tak nie zamierzam brać w tej „zbrodni” udziału i brać za to odpowiedzialności.. Jakby co, to będę rżnął głupka i tyle..

Z luźnych rozmów z nowym kolegą dowiedziałem się, że on też czasem używa benzodiazepin, ma nawet lekarza „zaprzyjaźnionego”, od którego bez żadnego problemu załatwia sobie recepty na co tylko potrzebuje i kiedy chce.. W trakcie pobytu dowiedziałem się, że narkomani również stosują leki BDZ do pewnych celów, nie będę jednak pisał do jakich, gdyż nie chcę i nie będę podawał na swojej stronie jakichś gotowych receptur, instrukcji, które mogłyby być wykorzystane w złym celu (od tego są inne portale)

Mirek (narkoman) widząc mój coraz gorszy stan, który co tu dużo mówić utrzymywał się już od dłuższego czasu, zaproponował mi przysługę, jak się później okazało „niedźwiedzią”..

Od ok 1 tygodnia już większość czasu spędzałem polegując na łóżku, wstając tylko na posiłki ,więc któregoś razu zapytał wprost: 

Mirek : „A Ty co tak ciągle leżysz na łóżku skulony jak jakiś embrion?”

Ja : „Clonazepam odstawiam i czuję się coraz gorzej, mam lęki”

Mirek : „Mogę Ci załatwić Relanium, chcesz (?)

Ja: „Jak to? Skąd (?!)

Mirek : Mam „swoich ludzi”, którzy załatwią co trzeba i wniosą na odział”

wypowiadając to zdanie uśmiechnął się szeroko..

Ja: „Jakich ludzi ?” – byłem mocno zaskoczony i prawdę mówiąc nie wierzyłem w żadne jego słowo..

Mirek – „Zobaczysz..” – powiedział tajemniczo

Okazało się, że mówił prawdę (niestety), za jakiś 2-3 dni pojawiło się u niego dwóch młodych „łebków”, każdy po 14-15 lat i mieli „co trzeba”, zarówno dla niego, jak i dla mnie..

Zamówienie” złożył prawdopodobnie wcześniej rzucając kartkę owiniętą w kapsel (czy coś innego ?..) przez okno, gdy mnie nie było w pokoju..

Przynieśli 2 reklamówki niby z jakimiś owocami i innymi spożywczymi produktami, ale chyba tylko po to, by odwrócić uwagę salowego, by ten miał co przeszukiwać od tego co mieli ukryte w spodniach, za paskiem.. Wyszkolone małolaty..

Później dowiedziałem się, jaką role pełnili ci chłoptasie, bo przecież nie byli żadną rodziną, troszczącą się o zdrowie chorego pacjenta , który ponoć został dowieziony przez Policje z z osiedlowej „łapanki”..

Podejrzewam, że funkcjonariusze nie wiedzieli co zrobić z ujętym dealerem, który jednocześnie był czynnym narkomanem na głodzie, więc przywieźli go na najbliższy w mieście oddział detoksykacyjny..

Chłopcy, „dostawcy”, jak to się mówi byli jego ziomkami z „dzielni”, którzy dorabiali sobie na modne, markowe ciuchy, adidasy, współpracując z moim „kolegą” z pokoju w dystrybucji narkotyków.. Chodziło o to, że byli cennym ogniwem w całym tym procederze, gdyż byli niepełnoletni i w razie wpadki nie odpowiadali by za swoje czyny przed sądem dla dorosłych, lecz przed sądem dla nieletnich..

Podejrzewam, że chłopcy pochodzili z patologicznych lub po prostu biednych rodzin i już od dziecka mieli spaczony ogląd rzeczywistości, system norm, wartości, być może życie się z nimi nie cackało i już w młodym wieku nauczyli się cwaniactwa.. Z tego wszystkiego pojąłem tyle, że narkoman siedzi w domu i się nie naraża, produkuje towar, którym po części sam się szprycuje, a resztę upłynnia za pomocą swoich „dostawców”, z którymi dzieli się zyskiem..

Cała ta sytuacja skończyła się tak, że zaraz po wizycie „małolatów” Mirek wyciągnął strzykawkę, napełnił ją i w dużym pośpiechu zrobił sobie zastrzyk, prosząc mnie, abym go zasłonił (miał łóżko od okna, ja bliżej drzwi), a mi wręczył pudełko „Rolek” (Relanium)..

Na tym etapie mojego odstawiania leków, gdy dawka Clonazepamu jaką otrzymywałem od personelu była już znikoma, więc odmowa przyjęcia takiego „prezentu” była dla mnie jak mission impossible .. Podejrzewam, że dla większości uzależnionych taka sytuacja była by z góry przegrana..

Tym bardziej, że Clonazepam, jak pisze w swoim słynnym naukowym opracowaniu prof. Heather Ashton pt„Benzodiazepiny, jak działają, jak je odstawić?” jest szczególnie złośliwą benzodiazepiną, która dla wielu osób jest trudna do odstawienia..

Nie wiedziałem też wtedy o metodzie substytucji, jaką się teraz stosuje, o zjawisku kumulacji BDZ w organizmie, po wieloletnim zażywaniu (ta wiedza nie była jeszcze dostępna), myślę, że tempo odstawiania mogło też być za szybkie.. Nie znałem też mechanizmów choroby nałogowej, np. racjonalizacji, minimalizacji, zaprzeczania. więc szybko swój czyn rozgrzeszyłem mówiąc sobie „to tylko na chwilę, żeby nabrać sił, odpocząć” „to przecież tylko 1 opakowanie”

Pudełko Relanium szybko wylądowało w mojej torbie, zawinięte w jedną z grubych skarpet, oczywiście poczułem się szczęśliwy, szybko „cudownie ozdrowiałem”, humor mi powrócił, na myśl, że nie długo zażyję sobie którąś z ukrytych tabletek.. Oczywiście Relanium to nie to samo co mój „ulubiony” wtedy Clonazepam, ale też lepszy rydz, niż nie, a Relanium też nie byle co.. Poprawiłem sobie nastrój, lecz nie na długo, na tyle ile starczyło tabletek w opakowaniu..cdn