UA-43269020-1

Odstawianie leków - benzodiazepin (detoksykacja)
Odpowiadając na jedno z pytań, które zostało mi zadane na blogu, jak wyglądał mój ostatni detoks (?)..postanowiłem opisać swoją ostatnią detoksykację, może w kilku fragmentach się powtórzę z tym co pisałem w wcześniejszych wpisach (z góry przepraszam!), ale pomyślałem sobie, że może potrzebny jest taki skrót (który później rozwinę, przynajmniej w tych kwestiach, o których jeszcze nie pisałem lub pisałem bardzo ogólnie), skrót dla tych, którym zależy na szybkiej informacji, a nie mają czasu, ani ochoty czytać całego mojego bloga (szkoda , to duża dla nich strata!) :), chcieli by wiedzieć ja ta moja detoksykacja wyglądała, jakie błędy

popełniłem (?) a jakie popełnili inni (?), a co mi pomogło, jak się czułem w trakcie, po zupełnym odstawieniu leków..Mówiąc w skrócie moje 14-sto letnie branie leków z grupy benzodiazepin można podzielić na 2 okresy : 9 lat brania Clonazepamu (głównie), na przemian z Xanaxem (Alprazolam), w coraz to wyższych dawkach (rozwój tolerancji) oraz 6 lat przyjmowania słabszego Cloranxenu (odpowiednik francuskiego Tranxene) w względnie już stałych dawkach. W przypadku Clonazepamu początkowa dawka wynosiła 4 mg i została mi przepisana przez psychiatrę, wraz z upływem czasu nastąpił stopniowy rozwój tolerancji, by w ostatnich latach dojść do dawek nawet 26-30 mg „Clona”/ dzień (uzależnienie od wysokich dawek)..

Następnie przerwa  ok 2,5 miesiąca na pobyt w klinice, a po jej opuszczeniu, „dół, zjazd”, próba samobójcza (pisząc w skrócie), po której zacząłem przyjmować Cloranxen (nie chciałem wracać do Clonazapamu), ale już w dawce terapeutycznej, choć dość dużej 30 – 20 mg / dzień (uzależnienie od terapeutycznych dawek) której już nie zwiększałem (leki na moją prośbę miałem wydzielane) 

Co do Cloranxenu (Tranxene), to jak wyżej napisałem, to nie mała dawka, bo na jednym z detoksów alkoholowych podawano taką ilość (30 mg Cloranxenu ) pacjentom cierpiącym na zespół odstawienny poalkoholowy jako początkową dawkę, którą później obniżano, ale przy mojej, rozwiniętej przez lata, bardzo wysokiej tolerancji nie działająca na mnie fizycznie zupełnie. To moja oczywiście subiektywna ocena, ale przy tej dawce nie czułem się w żaden sposób uspokojony lub przytłumiony, nie czułem rozluźnienia mięśni szkieletowych, o „pewności siebie”, odhamowaniu, błogostanie, jakie miałem po „Clonie” to już nawet nie było mowy..Jednak sam fakt ich przyjmowania dawał mi jakąś iluzję, resztkę poczucia bezpieczeństwa

Była to dawka, która pozwalała mi wtedy „jakoś” funkcjonować, nie wiem jakie ma to znaczenie i czy w ogóle jakieś ma, przy zażywaniu tego leku, czy też przy jego odstawianiu (??), ale Cloranxen (Clorazepate) znany również jako francuski, może nijak się nie ma mocą, siłą działania do Clonazepamu, Xanaxu (Alprazolam),czy Lorafenu (Lorazepam),ale ma, podobnie jak Relanium, które jest często używane do substytucji (podmiany) przy odstawieniu benzodiazepin krótko działających,bardzo długi okres działania. Jego czas półtrwania  To.5= [36-200 h], w zależności od organizmu, wg innych źródeł średnio 60 h u dorosłego człowieka .

Pod koniec mojej terapii, w całodobowym ośrodku odwykowym dla uzależnionych od alkoholu (będę pisał o niej w przyszłości na blogu), która standardowo trwa 6 tyg, a w moim przypadku (razem z detoksem) trwała 6 miesięcy! (stopniowe odstawianie „Clona”, kłopoty z samopoczuciem i realizacją zadań) zdając sobie sprawę, że wymagam dalszego leczenia, terapii i pracy nad sobą, nad swoim problemem pierwotnym, zacząłem szukać jakichś możliwości. Od tamtejszej kadry otrzymałem namiar na dobrego specjalistę psychologa leczenia uzależnień i zaburzeń osobowości w ośrodku odwykowym,w moim mieście, do dalszego leczenia ambulatoryjnego (terapii indywidualnej)

Gdy trafiłem do niego, pamiętam,że odbyliśmy kilka spotkań konsultacyjnych, gdy byłem jeszcze na sporej dawce Clonazepamu, (niestety, po powrocie z terapii  wróciłem do leków). Był bardzo sympatyczny, uważny, nie traktował mnie z góry, tylko z szacunkiem i wyrozumiałością, czym bardzo mnie ujął. (totalna nowość dla mnie!). Zgodnie z jego zaleceniem wyjechałem do jednego z dużych miast, gdzie trafiłem do (wskazanego przez niego) oddziału toksykologii, gdzie odstawiono mi Clonazepam po 9 latach regularnego brania. Niestety, zrobiono  to zbyt szybko, bo w 10 dni !!! (takie ograniczenia małego oddziału, dużo czekających na miejsce)

Choć odstawiłem wtedy „Clona” definitywnie, to patrząc na to z perspektywy lat był to bardzo kiepski pomysł, gdyż było to zdecydowanie za szybko i w konsekwencji czego przeżyłem później mnóstwo cierpień, które później, wraz z nieszczęśliwym splotem wydarzeń, doprowadziły mnie do drugiej próby samobójczej! Takie zdanie mam obecnie nie tylko ja, ale także psycholog, który mnie tam wysłał..No ale było to „przecieranie szlaków”, uczenie się na zasadzie prób i błędów. Później pobyt 2.5 mies na oddziale nerwic (na „przeczekanie”), tak mi doradzono na toksykologii, gdy dowiedziałem się, że nie będę miał na razie terapii, którą miałem nagraną, bo w/w psycholog doznał poważnego urazu nogi i musi iść na wielomiesięczne, długie zwolnienie lekarskie, a później rehabilitacje..

Powiedziano mi, że jak wrócę i będę siedział bezczynnie w domu,to zacznę z powrotem brać..Na tym oddziale dowiedziałem się również, że jestem jedną z „ofiar służby zdrowia” (słowa te padły z ust jednej pani doktor, które wypowiedziała je do grupy studentów, z którymi była na obchodzie). Gdy trafiłem na oddział nerwic jednej z klinik (będę o nim pisał na blogu), po zbyt szybkiej odstawce „Clona” dopadały mnie ciągłe doły i duże „zjazdy psychiczne”, dwa tygodnie czekałem na rozpoczęcie nowego turnusu, gdyż przyjechałem w momencie, gdy kończył się poprzedni, a później gdy się zaczął nie mogłem uczestniczyć w wszystkich zajęciach, kiepskie samopoczucie, lęk, brak apetytu, napady paniki, napięcie, mimowolne, nagłe skurcze „szarpnięcia” mięśni (szczególnie wtedy, gdy zasypiałem i się rozluźniałem), często napady głodu lekowego, stany lęku pewnie dodatkowo też związane z nawrotem fobii społecznej, z której wciąż do końca nie zdawałem sobie sprawy ..Po powrocie, psycholog wciąż na zwolnieniu, próba powrotu  do pracy, lecz nieudana, bo w dużej mierze „na siłę”, pod presją rodziny, swoich oczekiwań, znów kiepskie samopoczucie, stany lękowe, załamanie, bezradność i druga próba S., po czym skierowanie do szpitala na obserwację (taka procedura) na szczęście nie psychiatrycznego, tylko takiego normalnego, jakby sanatorium dla nerwowo chorych..Tam 3 dni przeleżałem w półśnie  na oszklonej sali obserwacyjnej razem z paroma innymi „denatami”, po czym, po paru tygodniach wypisany z wyproszoną u lekarza pewną dawką leku, ale już Cloranxenu..Psycholog w końcu wraca do pracy, rozpoczynam psychoterapię indywidualną psychodynamiczną (głęboką)

Cloranxen biorę przez 6 lat, jednocześnie uczęszczając regularnie na terapię, po ok 1-2 latach (nie pamiętam dokładnie) sam schodzę stopniowo z dawki 30 mg najpierw do 25 mg Cloranxenu/ dzień, później do 20 mg/ dzień schodząc z niego w tempie jakieś 5 mg na miesiąc, czyli powiedzmy 2.5 mg na 2 tygodnie, ale sądzę, że można rozciągać to bardziej, jeśli ktoś ma taką potrzebę i możliwość. W końcu to nie wyścig prawda?!.. i w mojej ocenie tak naprawdę, to nie ma znaczenia w jakim tempie dobiegniemy do „mety”, chodzi o to, by w ogóle do niej dobiec i co najważniejsze tak rozłożyć siły by nie „paść” po drodze lub na mecie!! Moim zdaniem w trakcie odstawiania benzodiazepin ważne jest bardziej, aby w ogóle iść do przodu, stopniowo odstawiać, później powoli uczyć się bez nich żyć i nie cofać się, a nie w jakim tempie.

Gdzieś czytałem, że benzodiazepiny pod względem chemicznym nie są tak toksyczne fizycznie, jak wiele innych leków, jak narkotyki, czy alkohol – mowa tu oczywiście o rozsądnym okresie użytkowania, nie o kilkunastu miesiącach, kilku..kilkunastu latach!! Sądzę, że główne i największe niebezpieczeństwo leży, pomijając kwestię samego odurzenia, otumanienia jakie powodują (wypadki samochodowe itd.), w uzależnieniu od nich i wszystkich konsekwencjach, jakie z uzależnieniem są związane.., w tym, co robią z naszą psychiką, osobowością, uczuciami, co z kolei ma wpływ na nasze zachowania.

Powiem szczerze, że wcale nie miałem jakiegoś konkretnego planu odstawienia leków do zera (bałem się), żyłem na „tu i teraz”, chciałem obniżyć ilość przyjmowanych leków na możliwie najmniejszą, ale akceptowalną dla mojej psychiki dawkę, nie chciałem odstawiać ich do zera.. Wmawiałem sobie, że taka ilość już nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Błąd!.. Byłem bardziej uzależniony od benzodiazepin, niż sam myślałem i tak naprawdę chodziło tu najbardziej o uzależnienie psychiczne (psychologicznie)..cdn