UA-43269020-1

Uzależnienie od leków

Uzależnienie od leków, lekomania, a ciąża, ciąg dalszy.. Kontynuując wątek z poprzedniego wpisu, przypomnę o drugim, niechemicznym aspekcie problemu, który ja wyróżniam. Właściwie to sam nie wiem jak go określić, psychologiczny? etyczny? Co mam na myśli (?) ano to, czy kobieta regularnie przyjmująca benzodiazepiny powinna w tym momencie w ogóle decydować się na ciąże (? ) czy może powinna najpierw zająć się swoim własnym zdrowiem, wyrwać się z szponów uzależnienia (?) Jak wiadomo zdrowie psychiczne, emocjonalne jest tak samo ważne jak fizyczne, obie te sfery są ściśle z sobą związane i się przenikają. Jeśli jedna ze sfer jest zaburzona, to i inne nie funkcjonują dobrze Niby oczywiste, ale tak na co dzień dla wielu osób jeszcze nie i skupiamy się głównie na zdrowiu fizycznym.

– poza chemiczny wpływ benzodiazepin na psychikę kobiety, negatywne konsekwencje jej uzależnienia w obliczu planowanej ciąży

 

 

Aby spróbować wyjaśnić co konkretnie mam na myśli, sądzę, że na wstępie powinienem zadać Ci (drogi Czytelniku / Czytelniczko) pytanie, czym wg Ciebie są w medycynie benzodiazepiny, jaka jest ich rola i przeznaczenie (?) czy te substancje są w ogóle lekami (?)

Ja uważam, że jak najbardziej są, tyle, że do stosowania wyłącznie krótkotrwałego lub doraźnego  – taką informację zawiera każdy profesjonalny opis i każda ulotka tego leku, by nie stosować systematycznie, codziennie dłużej niż 2-4 tygodnie. Jednym słowem są to leki, ale leki znieczulające, uśmierzające przykre stany lęku i napięcia psychicznego, nie usuwające ich przyczyn.. 

Taką rolę i przeznaczenie dla nich określiła już 30 lat temu Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) na czele z brytyjskimi uczonymi, ponieważ już wtedy rejestrowano przypadki uzależnień od tych leków..

A więc leki te są potrzebne i niezastąpione w kryzysowych sytuacjach, gdzie trzeba zadziałać natychmiast (wypadek samochodowy, pożar, katastrofa kolejowa, napaść, gwałt, pobicie, groźba samobójstwa, szaleniec z siekierą), pisałem o tym wielokrotnie, lecz stosować je należy rozważnie, enajkrócej jak się da i w możliwie najmniejszych, skutecznych dawkach, tak jak się postępuje w przyp. stosowania przeciwbólowych leków narkotycznych (tramal, morfina)

Gdy leki te są stosowane przez lekarza lub samego pacjenta znacznie dłużej, niż się zaleca, zmienia się charakter ich stosowania i moim zdaniem stają się wtedy narkotykami. Po tym okresie nie tylko uzależniają, ale też tracą swoją skuteczność i moc działania (podobnie jest z morfiną), następuje wzrost tolerancji organizmu na substancje, co wielokrotnie przyczynia się do samowolnego zwiększenia dawki przez pacjenta / pacjentkę

Dlaczego o tym piszę (?) Powiedzmy, że młoda kobieta w jakimś momencie swojego życia zaczyna czuć się źle, pojawiają się u niej przykre objawy nerwicy, lęk, napady paniki o nieznanej etiologii tudzież objawy depresji, w której też często występuje lęk.. Może miała je już wcześniej (?), ale w umiarkowanej formie, teraz nastąpiła ich eskalacja..

Nieświadoma przyczyn swoich zaburzeń podejmuje trudną i odważną decyzję by udać się na wizytę do psychiatry. Z moich kilkuletnich obserwacji, doniesień od ludzi z którymi korespondowałem wynika, że w Polsce wciąż pokutuje przekonanie, że wszelkie choroby, także zaburzenia psychiczne na tle emocjonalnym leczy wyłącznie lekarz, w tym przyp. psychiatra, kolejne przekonanie to takie, ze zdolność leczącą posiadają tylko leki.

Psychiatra zwykle stawia jej jakąś ogólną diagnozę (zaburzenia lękowo – depresyjne mieszane, lub po prostu depresja) przepisuje jej lek z grupy SSRI, SRNI.

Niestety leki tego typu zaczynają działać dopiero po 2 tyg, więc lekarz, żeby pomóc pacjentce natychmiast „z biegu”, włącza jej dodatkowo na okres 1-2 tyg jakiś silnie działający lek uspokajający z grupy benzodiazepin. Lek ten jest też po to, by zabezpieczyć pacjentkę przed skutkami ubocznymi leków SSRI, które u niektórych osób występują.

Często bywa tak, że jest to Clonazepam, Alprazolam albo Lorazepam, a w przypadku gdy mamy do czynienia z bezsennością np niebenzodiazepinowy lek nasenny „nowej generacji” Zolpidem. Być może podczas wizyty lekarz niespecjalnie rozwodzi się na temat tej grupy leków, ich działań zarówno terapeutycznych lub ubocznych, gdyż na przykład nie ma czasu na pogadankę, jeśli jest to wizyta w państwowym gabinecie, a za drzwiami kolejka ludzi.. W takim przyp. pacjentka może nie zostać uwrażliwiona na możliwe zagrożenie uzależnienia od leku

Niestety wiele osób najczęściej już mocno steranych przykrymi objawami nerwicy, na skutek tego, że dzięki benzodiazepinom uzyskuje natychmiastową i realną ulgę silnie przywiązuje się do tych leków łamiąc zalecenia by nie brać dłużej niż 2 tyg..

Błąd popełnia zarówno pacjent oczekujący kolejnych tabletek, jak i lekarz przepisujący następne opakowania BZD znacznie dłużej niż można, .O tym także pisałem już wielokrotnie

Zmierzam do tego, że młoda kobieta czując się znacznie lepiej, ulega iluzji wyleczenia, przecież zachowała się rozsądnie, jak należy, idąc z swoimi problemami do specjalisty, który dobrał jej odpowiednie leki, na jej problemy.. Leki pomogły, choroba znikła, więc skoro tak, to kobieta łapie „wiatr w żagle”, chce żyć, realizować swoje plany, mieć dzieci, co jest przecież naturalne, zwłaszcza, jeśli minie jakiś okres, może kilku miesięczny, może kilku letni, sytuacja zdrowotna wydaje się być ustabilizowana

Tym bardziej, gdy kobieta należy do grupy osób uzależnionych od stałych, terapeutycznych dawek (uzależnienie od terapeutycznej dawki – prof. H. Ashton) które fizycznie już tak nie działają na nią jak na początku, nie otumaniają i wszystko wydaje się być całkowicie w porządku

Tu jednak pojawia się problem, gdyż dowiaduje się od ginekologa lub swojego psychiatry, że leki te mają teratogenny wpływ na ciąże i trzeba je całkowicie odstawić. Mało tego, przenikają do mleka matki, a wraz z nim do organizmu dziecka, więc odstawić nie tylko na okres ciąży, ale i okres karmienia.. Można by pomyśleć, że sprawa jest prosta, choroba została wyleczona, leki stopniowo można odstawić..

Niestety w praktyce pojawia się kolejny problem, okazuje się, że duża część kobiet (podobnie jak mężczyzn) nie może odstawić tych leków, bo nie tylko nie zostały wyleczone, ale stały się też głęboko od tych leków zależne (uzależnienie fizyczne i psychiczne) 

Benzodiazepiny nie usuwają przyczyn zaburzeń lękowych, nie zmieniają błędnych przekonań życiowych, nieprawidłowych wzorców myślowych itp działają jedynie na objawy, po odstawieniu leku nerwica zwykle wraca zwykle wzmocniona objawami abstynencyjnymi. Niektóre kobiety w swojej determinacji zapierają się i na czas ciąży zagryzają zęby i odstawiają, lecz później, po wszystkim do nich wracają gdyż nie potrafią radzić sobie z swoimi problemami, przykrymi emocjami bez tabletki..

Inne na własną odpowiedzialność podejmują ryzyko zajścia w ciążę podczas stosowania BDZ, gdy w ich ocenie dzienna dawka leku jest mała. Jednakże wysokość i moc dawki jest pojęciem względnym, zwłaszcza, gdy mamy do czynienia z niewielkim płodem. Zapewne część dzieci urodzi się zdrowych, inne, wrażliwsze nie. Trzeba mieć  też na uwadze, że skoro beznodiazepiny przenikają do płodu, to po 9 miesiącach noworodek może przyjść na świat z objawami abstynencyjnymi

Nasuwa się tu kolejne pytanie, tym razem natury moralnej, czy osoba czynnie uzależniona od czegokolwiek – i nie mówimy tu o uzależnieniu od landrynek, czy kawy – powinna decydować się na ciążę, na macierzyństwo, na wychowywanie dziecka (?) Jaki wzorzec radzenia sobie z problemami, negatywnymi emocjami przekaże swojemu dziecku jako rodzic (?) Niestety niewyleczone problemy rodzice najczęściej przekazują swojemu potomstwu, tak jak i sposoby radzenia sobie z nimi (wiem to z terapii) i dzieje się to zupełnie nieświadomie Dzieci obserwują, podpatrują swoich opiekunów, uczą się od nich pewnych zachowań, jakby z „automatu” szukając wokół siebie autorytetów.. Być może same kiedyś będą łykać takie same tabletki (?)

Myślę, że sporo kobiet zażywających leki BZD poczuje się słusznie oburzona, oszukana, być może zawiedziona, bo przecież postąpiła bardzo rozsądnie idąc z swoimi kłopotami do specjalisty, psychiatry, a nie do kowala, dealera, czy wróżki ! Mimo to popadła w uzależnienie i każe im się teraz leczyć na terapii dla „ćpunów” (?!).. cdn

Zobacz następny wpis:

pt ” Uzależnienie od leków, a ciąża – benzodiazepiny cz. III”