Dzień dzisiejszy..
Koniec lata, ale słońce wciąż potrafi przygrzać, z tego względu w miniony weekend dostałem od żony propozycję wspólnego wyjazdu nad wodę, oczywiście przystałem na nią bardzo chętnie, ponieważ wszelkie przejawy powrotu do normalnego życia dla kogoś kto cierpiał na silne stany lękowe bardzo cieszą, wtedy nawet prozaiczne czynności sprawiają dużą frajdę! Okazało się, że było fajnie, „smażing-plażing”, kąpiele w wodzie, nawet przebywanie pomiędzy ludźmi, roześmianą młodzieżą dają dużo pozytywnej energii..
Nad wodę wybrałem się już w tamtym roku, to był mój pierwszy wypad od kilku lat, od momentu, kiedy odstawiłem benzodiazepiny ( Clonazepam, Alprazolam, Cloranxen) do zera po wielu latach ciągłego zażywania.. Wcześniej, zarówno w okresie brania, jak i w okresie poprzedzającym, zanim nastąpiła eskalacja choroby pierwotnej (fobii społecznej), która była bezpośrednią przyczyną mojego uzależnienia od leków bywałem w wielu, różnych miejscach, basenach, plażach, zarówno w Polsce, jak i zagranicą, później się wszystko skomplikowało..
Wspomnienia cd..
Wracając do swoich wspomnień z przeszłości, do okresu, gdy wróciłem z terapii (Szpital Komorów), powtórzę się i napiszę, że wciąż nie czułem się zdrowy, a nerwica społeczna, na którą cierpiałem wciąż miała się dobrze..
Celowo piszę per „ona” (nerwica), bo na ten czas i długo jeszcze później czułem subiektywnie, że ta choroba jest zupełnie niezależna od mojej woli, rządzi się swoimi prawami i nie mam żadnego wpływu na nią..
Kontynuując wątek powiem, że stany lękowe nie znikły, a pracowałem wciąż w dużym przedsiębiorstwie, zawód, który w tamtym okresie wykonywałem, wymagał ode mnie częstych kontaktów z ludźmi, pracy w grupie (zebrania, delegacje) .. Miałem też rodzinę (żonę, małe dziecko), obowiązki i aby im sprostać ponownie zacząłem łykać Clonazepam. Nie miałem odwagi, wstydziłem się przyznać, że wciąż z powodu złego samopoczucia nie daję rady, no i znów zaczęło się kombinowanie, załatwianie lewych recept, wstyd, wyrzuty sumienia. By je zagłuszyć kolejne dawki Clonazepamu i kolejne.. Także dodatkowy strach przed wpadką, zdemaskowaniem np. w jakiejś aptece lub przez członków rodziny, którzy na początku nie wiedzieli, że zacząłem zażywać dużo więcej tabletek, niż miałem zalecone w wypisie szpitalnym.. Brałem w ukryciu, w konspiracji, także dlatego, że moje problemy, stany lękowe w tamtym okresie nie znajdywały specjalnego zrozumienia, także wśród bliskich, którzy wymagali ode mnie sprawności, skoro byłem na leczeniu, sam też od siebie wiele wymagałem, inne czasy, inna mentalność, za chorobę uznawano tylko to co fizyczne..
Po pewnym czasie dostałem jakiś namiar na psychologa w Rzeszowie, który pracował w poradni leczenia uzależnień, a popołudniami prowadził prywatną praktykę, w swoim mieszkaniu, w bloku.. Pamiętam, że raz w tygodniu wsiadałem w w swojego fiata Cinquecento i jechałem prawie 70 km (w jedną stronę), tym razem do Rzeszowa..
Na pierwszej wizycie, przez prawie dwie godziny wypełniałem różne testy psychologiczne, diagnostyczne, składające się z kilku arkuszy wypełnionych pytaniami.. Jest ich przynajmniej kilka rodzajów (jak nie więcej?), a i pytania zawarte w nich bardzo zróżnicowane, od typowych, do dość zaskakujących.. Przykładowe pytania, z testów, które właśnie trzymam przed swoim nosem, a które otrzymałem kiedyś od swojej kumpeli, która pracuje jako psycholog – psychoterapeuta prezentuje poniżej.. Są to pytania lub stwierdzenia, do zaznaczenia TAK lub NIE, typu „prawda, czy fałsz”(?) :
„Czy kochałeś matkę swoją?” (to akurat mało zaskakujące)
„Czy idąc chodnikiem zdarza Ci się liczyć płyty chodnikowe?”,
„Czy chciałbyś pracować jako bibliotekarz?”
lub stwierdzenia dla określenia prawdziwości
„Wolałbym studiować 10 lat, niż pracować jako urzędnik na poczcie.” (tak, czy nie ?)
„Rzadko mam zatwardzenie” (tak, czy nie?)
„Wolałbym być pielęgniarzem, niż technikiem dentystycznym” (tak, czy nie?)
„Boję się być sam na otwartej przestrzeni.” (tak, czy nie?)
„W wiejskim życiu najgorsza jest jednostajność.” (tak, czy nie?)
„Prawię stale boję się czegoś lub kogoś”(tak, czy nie?)
„Sny powinny człowieka prowadzić i ostrzegać”(tak, czy nie?)
„Nie obawiam się się zarażenia jakąś chorobą, czy bakteriami w czasie, gdy dotykam klamek.” (tak, czy nie?)
„Dla ludzkości ważniejszy jest polityk, niż rzeźbiarz”(tak, czy nie?)
„Wolałbym założyć kartotekę w zakładzie wg nowego schematu, niż uczyć się grania sonaty na pamięć”( tak, czy nie?)
„Łatwo się pocę, nawet gdy jest zimno”(tak, czy nie?)
Istnieją też testy, które polegają na tym, że należy dokończyć wcześniej rozpoczęte zdanie. To co dopiszemy do niego jest również naszą indywidualną sprawą i daje pewien obraz psychologowi diagnoście na temat badanej osoby.. W tym miejscu nie mogę odmówić sobie zacytowania przykładu takiego badania, w formie testu, pewnej młodej dziewczyny która została skierowana do szkolnego specjalisty, które znalazłem na forum tematycznym, a który bardzo rozbawił mnie :
„..
Kocham… dobrze ugotowane ziemniaki.
Płaczę gdy… nie ma ziemniaków w domu.
Nie lubię… źle ugotowanych ziemniaków
Lubię… ziemniaki, a nawet je kocham.”
Później dowiedziałem się od samej autorki powyższego tekstu, że to była jej „odpowiedź” na brak specjalnego zaangażowania się i olewający stosunek szkolnego pedagoga do jej osoby, który nawet nie poświęcił kilku chwil, by objaśnić jej „co, jak i po co (?)”..
Odpowiedzi w testach psychologicznych mają zapewne za zadanie określić typ osobowości badanej osoby, ewentualnie rodzaj jej zaburzenia.. Takie testy w różnej postaci wypełniałem wielokrotnie, na wielu oddziałach leczenia nerwic, także w ośrodku terapii uzależnień, lecz nigdy nie pokazano mi ich wyników
Wracając do psychologa, do którego zacząłem jeździć, to nie wiem, czy to był terapeuta z prawdziwego zdarzenia (psychoterapeuta z uprawnieniami i certyfikatem), czy był to po prostu zwykły, ale doświadczony w leczeniu uzależnień psycholog (?) lecz na pewno osoba sympatyczna, inteligentna, ciepła z charakterem, myślę, że rozumiała moje sprawy.., czy coś więcej (?).. czy potrafiła mi konkretnie pomóc (?) nie wiem.., nie pamiętam też, dlaczego przestałem tam jeździć (?) za to dalej „jechałem” na Clonazepamie.. W międzyczasie był też ksiądz psycholog, z doktoratem z psychologii, byłem u niego tylko raz, w pokoju na parafii, pamiętam, że była zima, wszędzie pięknie biało, musiałem jakiś czas poczekać, zanim mnie przyjął u siebie..
Również bardzo sympatyczny, wesoły człowiek, poczęstował mnie słodkościami i herbatą..Nie pamiętam już, jak przebiegało nasze spotkanie, o czym mu właściwie mówiłem, ale przyznałem się mu przy okazji rozmowy, że wiele lat nie byłem u spowiedzi.. no i pierwszy raz spowiadałem się na kanapie trzymając w ręku ciastka!
Kolejnym etapem w moim życiu była zmiana pracy, zwolniłem się po 4 latach z przedsiębiorstwa państwowego, na rzecz posady urzędnika.. Była to bardzo trudna decyzja dla mnie, ale przyznam się, że miałem już szczerze dość tego szaroburego, starego, otoczonego stalowym płotem, pamiętającego czasy komuny molochu, w którym nie było nigdy pieniędzy na nic, a o podwyżce, to można było tylko pomarzyć..Przyznam się, że miejsce to od początku mojej pracy działało na mnie bardzo depresyjnie, obecnie też wiem, że zawód który wykonywałem wtedy kompletnie nie był zgodny z moimi zainteresowaniami..Właściwie między Bogiem, a prawdą to na ten czas sam nie wiedziałem co chce w życiu robić, można też powiedzieć, że pod względem osobowościowym „nie istniałem” jako w pełni samodzielnie myśląca, niezależna, kreatywna, decydująca o sobie jednostka, podejmowałem chaotyczne decyzje lub w oparciu o to, co mówili inni, „mądrzejsi”..
Nowa praca okazała się pod pewnymi względami o wiele bardziej wymagająca, od poprzedniej, nawet niewdzięczna w porównaniu, do reszty zawodów, lecz same warunki, miejsce, lokal, pracownicy zupełnie jakby z innej „bajki”..Wszystko nowsze, czystsze i bardziej nowoczesne, nawet ludzie zdecydowanie młodsi..cdn
Powiem tak… Panie Przemku, odważny z Pana człowiek! Nie każdy odważyłby się na takie wyznania publicznie. To się ceni! Już wiemy, że jest jakiś postęp. Nie zamyka się Pan w sobie i otwarcie mówi co gra na duszy. Dzięki Pańskim wpisom osoby z podobnym problemem będą brały z Pana przykład i będą wiedziały jak postępować 🙂 Dziękuję i gratuluję! 🙂
http://www.psychiatria.pl/forum/fluanxol-opinie/watek/509727/1.html
nie,chodzi mi o lek,ale poczytajcie,artykuł….tragedia….
Gość 2011-04-12 02:20:59:
Piotr Przemek K.Oczywiście,tak myślałam,że takie zasady są,to mnie nie przeraża,ale zastanawiam się nad,tymi wyjściami,jak wspominałam,zapewne są,tam osoby ,czy będą,z lękami ,i pomyśl,że przełamały lęk,wychodzą itd,a tu nagle Szpital i ,brak wyjścia,na powietrze,przecież to też,jakoś pomaga,chociażby bieganie -rano i wieczorem…
Tak-Szpital jest po remoncie,gdzieś to wygrzebałam.
Co do internetu,wiesz co…jak dla mnie-jest to jakiś, nowy etap w życiu,czyli jak w Twoich wpisach-bez suchego alkoholu,i na ten okres ,raczej bym,chciała -zaprzestać korzystania z neta,mam gruby zeszyt,będę pisać…
zawieszam konto na FB,i zmieniam numer telefonu,skoro -ja wybieram z kim,chcę kontakt,czyli-to bardzo mi pasuje.Nigdy nigdzie nie pasowałam…Do Rodziny Męża-bo Alkohol,którego ja nie piję…Kolejne osoby,bo za chuda jestem,bo inaczej się ubieram.bo …wymieniać bez końca…A ,morał taki,że wszystko -z zazdrości…zresztą, pisałam Ci o tym…Nawet jak coś w mieszkaniu,innego-to Męża Siostra,latała-szukała,po sklepach,a to było nie w Polsce kupione:-) Czyli od Toksycznych ludzi z dala:-)
Ostatnio-dzwoniła Bratowa do Mojej Córki,że bardzo,żle wyglądam,bardzo schudłam…Ubawiłam się tym…Jakoś mało, istotny temat dla mnie.Bo ,im się życie rozsypało-obie rozwódki,jedna z powodu alkoholu,druga -też nie taka…
Żyją, do dzisiaj-życiem innych…w każdym,doszukują się czegoś,ale u siebie nic…ot..IDEAŁY:-)
P.S.Zapewne,jak już miałabym,korzystać z neta,o to tylko tu u Ciebie,na blogu,pisać…. o Szpitalu..:-)
teraz znalazłam inny też Ośrodek..Gdyby ktoś chciał..
http://osrodektrzezwosc.pl/uzaleznienia/lekomania/benzodiazepiny/
Może,ma ktoś bliżej ,ja miałam ogromny problem, aby było ,gdzieś blisko…Zostałam przy Warszawie, 🙂
Myślę, że to dobry wybór, tym bardziej, że gdzieś, ktoś pisał, że ostatnio był tam jakiś remont (?) (nie wiem, czy to prawda), warto jednak, żebyś pamiętała, że to detoks, nie terapia, czyli po prostu szpital, w którym będziesz odstawiała leki pod okiem fachowców, tak żebyś przeszła ten etap jak najlżej, być może dostaniesz jakieś leki, które będą miały coś złagodzić, być może zostaną Ci dobrane jakieś leki, które będziesz musiała brać po szpitalu (?) ale nastaw się też na rewizje swoich rzeczy, przy przyjęciu (taka może być procedura), aby sprawdzić, czy nie masz przy sobie jakichś leków (w razie co?), ja miałem nie raz, a nawet w trakcie pobytu (to naturalna rzecz na detoksach, czy terapiach odwykowych), podejrzewam, że może też będziesz musiała oddać wszystkie ostre przedmioty, sznury, paski (względy bezpieczeństwa) i to nie tylko chodzi o Ciebie, ale także innych pacjentów, którzy mogą takie rzeczy wykorzystać przeciwko sobie
Witam
Piotr Przemek K zostało mi 6 dni ,do wyjazdu….zaczynam się bać,czy dam radę-zadaję sobie to pytanie…Jak Ty się czułeś,wiedząc,że idziesz,na Detoks??Jakie myśli ,krążyły Ci w głowie ?? Jakie było Twoje nastawienie?
Jednego ,czego nie rozumiem,jest to Oddział zamknięty,jeśli są ludzie z lękami,fobiami..i bez wyjścia? na powietrze,jakaś ścieżka zdrowia do biegania,czy coś takiego??Przecież,będąc w zamknięciu,2 msc ,można-jak ,ja to widzę-wpaść w większe lęki….Dwa msc ,to jednak , długo bez sportu itd….
Czy,nie ma -zorganizowanych ,wyjść na jakąś ścieżkę -Zdrowia? pod okiem ,np Terapeuty ??
Pozdrawiam
Hej Dorota, dopiero dotarłem do domu.. Rozumiem twoje obawy, prawdę mówiąc trudno mi Cię jakoś wesprzeć, bo nie byłem na tym oddziale..Kolejna rzecz, ja odstawiałem leki w kilku miejscach, ale ostatni swój detoks (ten udany) przeszedłem ambulatoryjnie a) z wsparciem psychologa klinicznego, z doświadczeniem i certyfikatem leczenia uzależnień b) pod opieką lekarza psychiatry..Z taką opieką, po tułaczce po różnych dziwnych miejscach w całej Polsce „zawściekłem się” i powiedziałem, że nigdzie więcej nie pojadę! odstawiam w domu
Jeśli chodzi o Ciebie, to to, co mogę powiedzieć dobrego, to że sądzę, że to chyba najlepszy w Polsce oddział do odstawiania benzo i najbardziej fachowy, choć pani dr Anna Basińska psychologiem nie jest, więc nie wiem jakie ma podejście do pacjenta (?) może nie ma (?) nie wiem, nie znam osoby, ale słyszałem że ma dużą wiedzę, więc może warto jej zaufać (?)..
Nie wiem, czy są jakieś wyjścia i przepustki (?) uważam, że powinny być, myśmy w psychiatryku mieli, wprawdzie nie od razu, nie w pierwszym tygodniu,
Myślę, że powinnaś mieć świadomość, że detoksykacja, to tylko pierwszy etap leczenia, być może będziesz musiała kontynuować swoją terapię w Polsce lub Niemczech (dlatego pytałem o twoją znajomość j. niemieckiego) Jeśli słuchałaś wywiadu z dr Anną Basińską (link pod spodem)
Wywiad z dr Anną Basińską spec, psychiatrą ordynator oddziału leczenia objawów abstynencyjnych w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie
to Pani doktor wyraźnie w nim mówi, że wielu ludzi popełnia błąd poprzestając tylko na detoksykacji, a powinni kontynuować leczenie w ramach terapii odwykowej i psychoterapii problemów pierwotnych, ponieważ tak naprawdę większość ludzi zaczyna brać leki uspokajające lub nasenne z powodu różnego rodzaju nerwic, fobii, bezsenności i czasem te dolegliwości po odstawieniu leków wracają
W oddziale F3 OLAZA w IPiN w Warszawie przy ul. Sobieskiego 9 być może pani ordynator Anna Basińska i jej współpracownicy mają ogromną wiedzę dotyczącą odstawiania benzodwuazepin, ale nie mają empatii i zrozumienia dla innych problemów psychicznych leczonych przez nich pacjentów. Wszyscy zapewne zgadzamy się, że uzależnienie od leków to tylko wierzchołek góry lodowej a pod nim są wszelkie nerwice,fobie i inne zaburzenia osobowości, depresja czy ChAD. Tego niestety w tym oddziale nie dostrzegają widząc jedynie problem z uzależnieniem. A przecież nikt nie sięga po leki uspakajające czy nasenne dla zabawy. Często ludzie stają się niewolnikami chemii w wyniku decyzji lekarzy. Tego typu historię opisał w swojej beletrystycznej książce pod tytułem „Relaks Amerykański” bardzo zdolny polski pisarz młodego pokolenia Juliusz Strachota, który również był leczony w oddziale dr Basińskiej.
Miałem okazję osobiście poznać oddział F3 w IPiN w Warszawie. Odstawili mi tam Lorafen, ale nikogo nie interesowało dlaczego go zacząłem brać. Nikt nie rozpoznał mojej depresji i nerwicy lękowej pomimo, że prowadząca mnie lekarka była podobno bardzo doświadczona. Ja wówczas nie zdawałem sobie sprawy z istoty mojej choroby. Warunki w OLAZA były straszne. Zamknięcie, brak spacerów na świeżym powietrzu, brud w toaletach, grypserka wśród pacjentów ( w tym samym oddziale leczono także alkoholików skierowanych przez sądy). Pacjenci byli straszeni, że w przypadku braku zgody na terapię w Ośrodku Terapii Uzależnień w IPiN zwanego „Białym Domkiem” o ich uzależnieniu zostanie powiadomiony pracodawca. Chodziło zapewne o pozyskanie jak największej ilości pacjentów dla Instytutu ze względów komercyjnych. Wszystko to u wielu chorych powodowało narastanie lęku i depresji. Nikt nie zalecił mi leków antydepresyjnych. U mnie dodatkowo odstawiono nagle przed wypisem Depakine ( stabilizator nastroju) co w efekcie zaowocowało próbą samobójczą w kilka dni po wyjściu do domu. Myślę, że jeszcze minie wiele czasu zanim o uzależnieniach od leków jako o problemie społecznym zacznie się więcej mówić, pisać i wreszcie powstaną oddziały detoksykacyjne i terapii uzależnień w których będą pracowali fachowi i życzliwi lekarze. Obecnie o uzalężnieniach lekowych nie mówi się zbyt dużo bo niestety koncerny farmaceutyczne są zainteresowane sprzedażą jak największych ilości tzw. „tabletek szczęścia” a wielu psychiatrów pełni po prostu rolę dilerów.
Andrzej Dziękuje za komentarz..Z racji, że prowadzę tego bloga, ale przede wszystkim, że nie byłem na tym oddziale, ani nie znam lekarzy z tej placówki chciałbym pozostać neutralny i nie zajmę żadnego stanowiska w ich sprawie, jednakże dwa dni temu pod wpisem „Pytania i odpowiedzi cz.X” pojawił się komentarz w podobnym tonie .. Jeśli chodzi o pozostałe kwestie, które poruszyłeś, to właściwie prawie zgadzam się ze wszystkimi
a) lekomania to rzeczywiście „wierzchołek góry lodowej”, a pod nim są różności, nerwice, fobie, napady paniki, zaburzenia osobowości, a większość lekomanów nie alkoholików, to ludzie którzy poszli kiedyś do lekarza po pomoc, nawet psychiatry, dostali leki i podejrzewam, że z braku świadomości oraz innych, lepszych metod leczenia uzależnili się
b) uzależnienie (jakiekolwiek) to choroba, a nie cecha, wada charakteru, a uzależnieni, to chorzy i tak jak innym chorym należy im się troska, elementarny szacunek, wsparcie, LECZ jest też tak, że na etapie detoksykacji nie ma sensu zajmować się leczeniem nerwicy, czy zaburzeniem osobowości i z reguły nie robi się tego, ponieważ w tym momencie na pierwszy plan wysuwa się fizjologia organizmu, efekty odstawienne, ciało szaleje, głowa produkuje różne scenariusze nałogowe, wszelkie nałogowe mechanizmy są bardzo aktywne, po prostu bardziej w tym momencie dochodzi do głosu uzależnienie – CO NIE OZNACZA, że nerwicy nie ma i jej nie czuć! Niestety jest, miesza się z uzależnieniem i trudno na tym etapie odróżnić co jest co (?) ..Dopiero jak organizm się ureguluje, warto pójść na terapię odwykową, by poznać mechanizmy choroby nałogowej i je rozbroić, A DOPIERO wtedy leczenie „problemów pierwotnych”, PSYCHOTERAPIA, leczenie zaburzenia osobowości, nerwicy..Niestety, z tym wszystkim nie tak hop siup!..
c) detoks, to nie terapia, ale EMPATIA jest bardzo miło widziana, a nawet konieczna (kolejne słowa prof H.Ashton), do tego wsparcie psychologiczne, najlepiej osoby z doświadczeniem w terapii uzależnień..Ja po wszystkich swoich nieudanych próbach odstawiłem w końcu leki ambulatoryjnie i takie wsparcie psychologa miałem (psychiatry też) i bez tego wsparcia, ciepła, porad praktycznych powiem szczerze,żew nawet nie podjął bym decyzji o odstawieniu tabletek do zera!
d) Ja również kupiłem książkę J.Strachoty i jestem w trakcie czytania, jestem w połowie i póki co uwazam, że super książka..
Tu przyznam, że pewnych rzeczy nie rozumiem..dlaczego nie ma jakichś spacerów (?) dlaczego nie można palić (?) Spacery oczywiście krótkie,, gdzieś w obrębie szpitala i po jakimś czasie, dla tych, co mogą, no i rzecz jasna pod opieką terapeuty były by chyba pomocną w zdrowieniu sprawą (?) a pro po palenia, sama prof Heather Ashton, międzynarodowy, uznany autorytet w sprawie uzależnień od leków BDZ w swoim artykule [Tutaj..] pisze, że to za dużo, by wymagać od pacjenta odstawiającego leki na detoksie, by w tym samym czasie rzucał również palenie..Druga rzecz, byłem na terapii leczenia uzależnień w znanym Całodobowym Ośrodku Leczenia Uzależnień w Łukowie i tam przestrzegali nas, by nie rzucać palenia w trakcie detoksu i okresie świeżej abstynencji (alkoholowej, czy lekowej), bo to po prostu za dużo i już z tego powodu można wrócić do nałogu
Szczerze to uzależnienie od leków zastanawia mnie najbardziej.
Nie dziwi mnie to wcale.. wprawdzie problem lekomanii, a konkretnie mówiąc uzależnienia od leków uspokajających (lub nasennych) istnieje nie od dziś, to dopiero od niedawna się o nim mówi, choć tak naprawdę substancje te działają na te same obszary mózgowe i podobnie jak alkohol pity w mniejszych dawkach, nawet niektórzy lekarze nazywają ten rodzaj leków „suchym alkoholem” lub legalnymi narkotykami lub półnarkotykami..Alkoholizm, narkomania można powiedzieć, że są już znane, w jakiś sposób „zaopiekowane”, kto chce się leczyć to ma gdzie, są ośrodki, terapie..Lekomania, netoholizm itp to jak powiedział jeden z mądrych terapeutów uzależnień to „wschodzące gwiazdy” uzależnień, więc wiele osób, które nie miały styczności z tym tematem taki rodzaj problemu może być nieznany..
Dzień dobry Przemka
„Piękny” blog…jeżeli tak to można napisac…nie mogę się oderwać od czytania. Nie jestem osoba uzalezniona ale mój przyszły mąż i nie długo tatus mojego, naszego dziecka…będziemy mieli córkę w grudniu. …on tak bardzo chciał mieć córkę i będzie córka.
Staramy się z jego rodzicami mu pomóc. ..tak strasznie pragnę żeby wyzdrowial. …aktualnie po raz kolejny jest w ośrodku na detoksie…nie będę opisywać wszystkiego. ….ja czuję się bezradna….tak bardzo chcę mu pomóc. ..ale jest ciężko…jak sobie z tym dziwnym uczuciem radzić?
Też chciałem mieć córkę (marzyłem nawet o niej) no i mam, wspaniałą, cudowną !! Bardzo ją kocham! W listopadzie kończy 22 lata, w tym roku obroniła licencjat (3 lata), dostała się na studia magisterskie 2 letnie..Nie zawsze nam w życiu, w rodzinie, w małżeństwie różowo było, wciąż czasem zdarzają się spięcia, ale jest „pozytywną wariatką”, mam z nią dobry kontakt (super dziewczyna)..
Nie jestem specjalistą, trudno mi się jednoznacznie wypowiadać, pewnie też żadnej Ameryki nie odkryję, ale jeśli chodzi o problemy męża / wasze problemy / twoje, to jeśli jest uzależniony od leków, to oprócz odtrucia (detoksykacji) powinien poddać się terapii odwykowej i psychoterapii problemów pierwotnych, bo same leki, są tylko środkiem znieczulającym, redukującym objawy, te z kolei mają swoje przyczyny które są często głęboko ukryte w podświadomości uzależnionego..Sama detoksykacja to początkowy etap leczenia, później warto poznać mechanizmy choroby nałogowej i jak radzić sobie z życiem bez pigułek, czasem jednak pewne sprawy trzeba przepracować z psychologiem, psychoterapeutą lub po prostu nauczyć się pewnych rzeczy, zadbać o swój rozwój wewnętrzny..
Tobie samej polecam wpis z cyklu „Pytania i odpowiedzi – Lekomania, gdy zachoruje nasze dziecko” cz I i cz II w których piszę trochę na temat „układu, modelu” uzależniony – współuzależniony, którzy często tworzą ludzie, czasem małżeństwa, związki, ale niekoniecznie, bo też ojciec – syn, córka – ojciec i na odwrót, gdzie jedna osoba jest czynnie uzależniona od jakiejś substancji, czy zachowań nałogowych, a ta druga jest trzeźwa, zdrowa i dźwiga w pewnym sensie brzemię problemów tej drugiej osoby, przeżywa określone, przykre emocje i też wymaga wsparcia psychologicznego, terapeutycznego, choćby po to, by wiedzieć, jak ma postępować z tą drugą osobą, uzależnioną, by np nie popełniać jakichś błędów, które by dawały osobie uzależnionej możliwość i komforta dalszego brania leków..
Nie wiem, czy mnie zrozumiałaś, ale dla przykładu Ci powiem, że ośrodek, w którym ja się leczę w ramach terapii indywidualnej nazywa się Wojewódzki Ośrodek Terapii Uzależnienia od Alkoholu i Współuzależnienia, co oznacza, że leczą się w nim nie tylko osoby uzależnione, ale także współuzależnione..
Czasem mówi się, że żony alkoholików „poświęcają się” dla nich, bezustannie czuwają, ratują ich z różnych „opresji”, chronią, ukrywają, często kosztem siebie, swoich dzieci, uważając, że postępują słusznie i choć mają dobrą wolę, to takie zachowanie jest często błędem ..
Jednak ja sądzę, że podstawowym sprawą w tym wszystkim jest terapia twojego męża, najpierw odwykowa, później być może jakaś pogłębiona..
Czy w twojej rodzinie lub męża był ktoś kto nadużywał leków lub alkoholu, lub był uzależniony do czegokolwiek? pozdr
Dziękuję bardzo. …mam nadzieje ze pójdzie na dalszą terapię . Jest zaplanowana i on chce pójść ale tak na prawdę to nic tak do końca nie wiadomo. …mąż bardzo kłamie. ..oszukuje jak tylko może. …chciałbym mu wierzyć….ma straszne chumory,ale tak samo bylo na ostatnim detoksie. Ja mam nadzieje i będę mu pomagac, ale on szybko potrafi zniszczyc wszelkie moje nadzieje. Osoby nie bezpośrednio uzależnione. ..ale takie jak ja pośrednio uzależnione nie mają łatwo. ….jest to moim zdaniem równie ważny temat jak temat uzależnień. My…musimy być silni. …chodź jest to bardzo bardzo ciężkie. …co zrobili by uzależnieni bez pomocy kochających ich osób? Jest mi strasznie ciężko a muszę być silna dla mojego ukochanego i naszej córki. …..piszę pamiętnik. ..spisuje swoje uczucia. …troszkę pomaga. ..ale to kropla w morzu. …bardzo bym chciała iść razem z nim na terapię. …i zrobię to. ….pozdrawiam wszystkich i życzę dużo siły
Pola, twój mąż jest uzależniony od leków, czy od alkoholu ? (pytam z ciekawości) A możesz napisać na jaki temat on głównie kłamie ?..Przepraszam, za bezpośredniość, ale z własnych doświadczeń i innych osób wiem, że choroba nałogowa zmienia negatywnie osobowość, nawet bardzo uczciwy człowiek pod wpływem uzależnienia od leków (lub innych nałogów) może bardzo zmienić na niekorzyść, zacząć kłamać, manipulować, kraść, a nawet prostytuować się (znam takie przypadki), jego zachowania stają się nieodpowiedzialne..
Tak się dzieje, ponieważ cierpienie, lęk, panika na głodzie lekowym jest tak wielkie, że „wszystko” usprawiedliwia konieczność zdobycia tabletek..Sam robiłem „różne rzeczy”, miałem tajemnice, ukrywałem pewne fakty, również kłamałem (a nawet kradłem) i powiem szczerze, że odkąd poprosiłem o pomoc, zarówno bliskich, jak i fachowców przeszedłem swoiste Katharsis, „wyspowiadałem” się ze swoich „grzechów” i może to zabrzmi dla niektórych osób jakoś niewiarygodnie, ale ja przestałem kłamać i od ponad 14 lat nie kłamie, bo nie mam takiej potrzeby..
Jednakże moment podjęcia decyzji o prawdziwym leczeniu (wcześniej leczyłem się chyba dla innych ?) poprzedzony był bardzo przykrym dla mnie wydarzeniem, którego tu nie będę opisywał (wstydzę się), niestety w leczeniu uzależnień czasem bywa tak (choć pewnie nie zawsze) że osoba uzależniona musi osiągnąć swoje „dno”, tj doznać wystarczająco dużo przykrych konsekwencji nałogu, by zechciała się naprawdę leczyć, z tym że, dla każdego to „dno” może być inne
Wow, poruszający wpis…Czekam na kolejną część. Bardzo mnie ciekawi jak sobie z tym wszystkim poradziłeś.
A dziękuje..oczywiście będzie dalszy ciąg, radzę sobie z pomocą specjalistów, przede wszystkim psychologa, specjalisty leczenia uzależnień i zaburzeń osobowości, do którego uczęszczam 1 x tyg na terapię indywidualną oraz z pomocą lekarzy psychiatrów, którzy wspierają mnie farmakologią, tą dobrą farmakologią, nieuzależniającą i nieotumaniającą..Myślę, że bez wsparcia specjalistów nie odstawiłbym sam leków, a już na pewno nie wytrwał bez nich..raczej.., bo odstawić leki do zera nawet po wielu latach brania można, jeśli się to robi stopniowo i umiejętnie, ale nauczyć się żyć bez nich to już nie jest takie proste..To samo dotyczy zapewne pozostałych substancji (alkohol, narkotyki, leki przeciwbólowe itp)