UA-43269020-1

 

Przyczyny lekomanii cz.III

W ostatnich dwóch dniach można powiedzieć, że nieco „zaszalałem” :).., no było to szaleństwo  rzecz jasna jak dla kogoś z fobią społecznąagorafobią, bo dla zdrowego człowieka to nic wielkiego..Dwa tygodnie temu przytargałem sobie późnym wieczorem mój ukochany rower trekkingowy, który od co najmniej 4-5 lat stał w piwnicy, w domku u rodziców..Dość duży, fajny rower Kands, rama aluminiowa, koła 28” na cienkim bieżniku, 21 biegów (przerzutki Shimano), jazda na nim to prawdziwa przyjemność, lekki, szybki, przy małym wysiłku można przejechać spory dystans..Przejechałem na nim trochę kilometrów swojego czasu

(był ze mną w górach i na Mazurach) w okresie, gdy byłem jeszcze bardziej mobilny (na lekach). Przedwczoraj naszła mnie ochota na przejażdżkę za dnia po mieście, co wciąż stanowi dla mnie nie lada problem.. Zauważyłem, że obecnie obawiam się i krępuje nie tyle obcych ludzi, co przypadkowych spotkań z dawnymi znajomymi, których jak na kogoś z fobią społeczną mam o dziwo całkiem sporo..Trochę zestresowany, z telefonem w plecaku w razie co pojechałem ..Czego się bałem? Różne negatywne scenariusze na początku kłębiły mi się w głowie, długo by wymieniać..jednak żaden z nich się nie sprawdził

Kolejnym czynnikiem, który jak się dowiedziałem z swojej psychoterapii, prawdopodobnie stał się podłożem do rozwoju nerwicy i uzależnienia od leków była moja bardzo niska samoocena i wiara w siebie, ogólne poczucie wadliwości, gorszości i braku kompetencji w dużej części wyniesione z domu rodzinnego, jak również ze środowiska w którym dorastałem.. 

Nie cierpiałem nigdy biedy (nie wychowywałem się też w bogactwie), w moim domu nie było przemocy fizycznej, nadużywania alkoholu, tego typu patologii.. Można by rzec, przykładna, bardzo wykształcona rodzina o wysokim morale, lecz jak się później okazało w trakcie terapii mająca swoje ukryte, wewnętrzne problemy, pewne nieuświadomione dysfunkcje, które wygenerowały w późniejszym czasie, w moim życiu szereg określonych kłopotów.. Nie chcę jednak się na ten temat tu jakoś specjalnie rozwodzić, bo sprawami wglądu, szukania przyczyn wewnętrznych problemów zajmuje się szczegółowo psychoterapia, szczególnie ta w nurcie psychodynamicznym (tzw głęboka) i dla każdego człowieka może to wszystko wyglądać inaczej..

Ja poznając historię innych ludzi uzależnionych od benzodiazepin (korespondencja mailowa) zauważyłem jednak pewne powtarzające się prawidłowości i podobieństwa

Człowiek, który ma zaniżoną samoocenę, nie czuje własnej „mocy”, ma się za beznadziejnego, nie wierzy w siebie, jak już wspominałem w którymś z wcześniejszych wpisów, ma problem z własną inicjatywą, ponieważ zwykle odrzuca ją w przedbiegach, uważając ją za bezwartościową..Osoba taka jest zwykle kimś niepewnym siebie, w związku z tym często ulega wpływom innych, polega i uzależnia się od ich opinii, może odczuwać różne przykre stany emocjonalne, wynikające np z różnego rodzaju wahań i wątpliwości (tak było ze mną) Dodając do tego wpojony perfekcjonizm, nie potrafiąc wybaczać sobie żadnych, nawet najdrobniejszych błędów, jest często z siebie niezadowolony i nieszczęśliwy, stale się kryguje, dołuje, popada w różne emocjonalne pułapki..

Wracając do dzieciństwa i wychowywania to nie chodzi mi bynajmniej o to, by np „wieszać psy” na swoich rodzicach teraz za „to i owo”, bo przecież chcieli jak najlepiej, jeśli już, to pewne błędy popełnili nieświadomie, oni sami zostali zaopatrzeni w jakieś „gotowce” na życie (byli wychowywani przez swoich rodziców tak samo, w podobnym duchu), to raczej wina pewnego wadliwego modelu rodzinnego, nieprawidłowych schematów zachowań, które są często przekazywane z pokolenia na pokolenie zupełnie nieświadomie i bez ingerencji osób trzecich specjalistów (psychoterapeutów) nie mamy szansy pewnych rzeczy sobie uświadomić, jest to dla nas pewna „normalność”, standard, nie mówiąc już o ich zmianie..

Piszę o tym wszystkim po to, by przestrzec innych rodziców, by w „odmęcie” ludzkich spraw i codziennym, dużym pędzie życia znaleźli czas na refleksję, zwracali większą uwagę na to, jaki mają stosunek do własnych dzieci, do dorastających nastolatków w fazie buntu, czy też młodych ludzi u progu dorosłości (?) by nie próbowali ich dominować, by zwracali większą uwagę na to, czy szanują ich młode wybory (?) czy nie próbują wtrącać się na siłę w ich młode życie i realizować czasem własnych, niespełnionych marzeń i ambicji (?) czy nie są zbyt zajęci sobą lub pracą i czy poświęcają im odpowiednią ilość swojego czasu, czy rozmawiają z nimi o ich problemach lub tak po prostu (?) wreszcie, czy są wyrozumiali dla swych pociech, w końcu, dzieciństwo, młodość, to okres nauki, często popełniania różnych błędów i głupstw, po to by w dorosłym życiu było ich najmniej

Pamiętajmy, też, że dziecko to nie „przedmiot” i że osobowość dorosłego człowieka zaczyna się kształtować już od wczesnego dzieciństwa (wiem to z psychoterapii) i ten proces moim zdaniem trwa praktycznie przez całe życie..cdn

Zobacz następny wpis pt :

„Przyczyny lekomanii, czyli o tym dlaczego uzależniłem się od benzodiazepin cz. IV”..