UA-43269020-1

Przyczyny lekomanii

Jeśli przeczytaliście moje dwa poprzednie wpisy to już wiecie, że uzależnienie od leków (lekomania) polegające w tym konkretnym przypadku na zależności od leków uspokajających z grupy benzodiazepin było w moim przypadku tylko fragmentem większej całości, „wierzchołkiem góry lodowej”, konsekwencją wystąpienia w moim życiu różnych czynników i niefortunnych wydarzeń, z którymi nie byłem w stanie na ten czas sobie poradzić, w związku z tym udałem się przed 20 laty do specjalisty..Tak się zaczęła moja „przygoda” z lekami, która przerodziła się później w uzależnienie..

Pisząc o przyczynach uzależnienia od leków z tej grupy, nie tylko mojego, ale także w ogólnym wymiarze i o tym jak ja to widzę, sądzę, że należało by na koniec też wspomnieć o odpowiedzialności jaka ciąży w tej kwestii na samych lekarzach przepisujących benzodiazepiny jak również odpowiedzialności pacjentów,

Uważam, że w obydwu przypadkach mamy do czynienia  z pewnymi zaniedbaniami wynikającymi z niewiedzy w tym obszarze, nieświadomości zagrożeń, pewnej lekkomyślności, polskiej mentalności, jak i innych czynników o których postaram się wspomnieć w dalszej części wpisu..

Biorąc pod uwagę mój przypadek, to jak już wspomniałem wcześniej, uważam, że można go rozpatrywać (podobnie jak i wiele innych tego typu spraw) w kategoriach jatrogennego, (nieświadomego) błędu lekarskiego z przed lat (więcej szczegółów na ten temat zawiera wpis „Jak uzależniłem się od leków uspokajających benzodiazepin – początek ) Nie mam do tej lekarki /lekarza jakiegoś wielkiego żalu i sądzę, że nie można tego przypadku postrzegać w kategoriach czarno-białych i jakiejś odpowiedzialności konkretnej jednostki, a raczej różnych błędów całego sytemu lecznictwa na tym polu, w tamtym czasie i to chyba nawet nie tylko w Polsce (?).. No bo jeśli wyobrazimy sobie psychiatrę z przed 22 lat, z przychodni robotniczego miasteczka obsługującą wszystkich i wszystko, w ramach publicznej służby zdrowia, a więc ograniczenia czasowe itp Nie chcę też jakoś sam siebie wybielać, bo „żarłem” przez wiele lat te leki jak „koń owies”, no ale z drugiej strony, taka choroba! Podejmowałem też wiele prób odstawienia leków, leczenia.. To tyle jeśli chodzi o przeszłość i jedną z kilku przyczyn mojej lekomanii.. 

Abstrahując jednak od mojego przypadku to na czym chciałbym skupić się w tym wpisie jest to, że mija prawie 22 lata od  tego wydarzenia, które opisuje (wizyta u psychiatry), mamy rok 2016, a odnoszę czasem wrażenie (może mylne), że nic, albo niewiele się w tej sprawie zmieniło.. Dochodzą mnie sygnały, że nie dość, że nie brakuje lekarzy, którzy wciąż „lekką ręką” przepisują benzodiazepiny na każdy, nawet najmniejszy stres, to są wśród nich tacy, którzy przepisują je regularnie miesiącami a nawet latami, a przecież uzależnienie od leków (benzodiazepin), to już od dawna sklasyfikowana w medycynie jednostka chorobowa, posiadająca własny symbol i numer..

Prawdziwym dla mnie zaskoczeniem był przypadek mojej znajomej, młodej kobiety, która kilka lat temu przez wiele miesięcy była leczona przez jednego z lekarzy (neurologa) na bezsenność luminalem!! czyli lekiem z grupy barbituranów, leków nasennych starej generacji, które obecnie bardzo rzadko się stosuje, ponieważ są dość toksyczne i jeszcze bardziej uzależniają, niż benzodiazepiny.. Odstawianie tego specyfiku dla niej było koszmarem..

Kolejną rzeczą o której już pisałem wcześniej, odnośnie swoich minionych doświadczeń, na której temat nie mam do końca wyrobionego zdania, a która budzi moje pewne obawy jest fakt, że tak jak kiedyś, tak i obecnie, w leczeniu psychiatrycznym stanów lękowych (podobnie było w moim przypadku) na początkowym etapie kuracji, wraz z podaniem leku antydepresyjnego z grupy SSRI, SRNI dalej często podaje się pacjentom silne benzodiazepiny np w postaci Clonazepamu, Alprazolamu (np Xanax, Zomiren, Alprox, Afobam), Lorazapamu (Lorafenu)..

Skądinąd wiem, że robi się to na „przeczekanie” okresu zanim SSRI zacznie działać i po to, by od razu konkretnie zadziałać, ulżyć, najczęściej bardzo ciepiącemu pacjentowi, co (nie uogólniając oczywiście) kończy się w niektórych przypadkach tym, że pacjent zamiast odstawić leki BDZ po 2-3 tygodniach i cieszyć się poprawą samopoczucia na skutek coraz intensywniej działającego leku SSRI, który działa zarówno antydepresyjnie, jak i przeciwlękowo, bierze benzodiazepiny nadal (SRRI też), od których się uzależnia, czasem SSRI po prostu przegrywają z BDZ.. Dlaczego się tak dzieje (?)..

Przypuszczam, że prawdopodobnie głównie z powodu jeszcze ogólnej nieświadomości, nieznajomości potencjału uzależniającego benzodiazepin, a więc co za tym idzie braku w wielu przypadkach bardzo rzeczowego, wyraźnego i stanowczego poinstruowania przez lekarza osoby pacjenta, że leki te są „lekami ratunkowymi”, ale, o działaniu analogicznym do działania morfiny (moje osobiste porównanie i refleksja), którą podaje się w przypadku poważnych kryzysów np bóli nowotworowych, silnych poparzeń do stosowania tylko „na chwilę”, a dłuższe ich zażywanie grozi silnym uzależnieniem, które może przynieść z sobą poważne, negatywne konsekwencje, podobne do tych które przynoszą ze sobą alkoholizm i narkomania.. Brak takiego stanowczego, dogłębnego wyjaśnienia moim zdaniem powoduje, że ludzie bagatelizują zalecenia nawet gdy zostaną poinformowani, że mają brać lek 2 tygodnie i koniec..Oczywiście znajdą się tacy, co pomimo wyraźnych ostrzeżeń, bez względu na wszystko będą łykać te leki..

Jakie mogą być inne przyczyny lekomanii w Polsce (?) .. przypuszczam, że fakt, że:

– leki te przepisywane są często i to od dawna nie przez specjalistów, psychiatrów lecz przez lekarzy różnych specjalności, którzy nie posiadają wystarczającej wiedzy na temat tej grupy leków, ani świadomości jak szybko uzależniają i jakie mogą być konsekwencje takiego uzależnienia.. Niestety, są wśród nich zdarzają się także psychiatrzy..

– przepisują je nawet psychiatrzy, nie zawsze chętnie, lecz wychodząc naprzeciw oczekiwaniom i zapotrzebowaniu ludzi, którzy uwierzyli w „moc tabletki” przychodząc do nich oczekują konkretnej i natychmiastowej pomocy, konkretnego leku. (?). Żyjemy w „szybkich czasach”, ludzie nie mają czasu na chorowanie i jakieś długotrwałe psychoterapie, bo zostaną „w tyle” w porównaniu z innymi (wyścig szczurów), więc płacą konkretne pieniądze i oczekują „cudownych pigułek”, które przyniosą natychmiastowy efekt, pigułek o których od dawna się mówi (kultura tabletki) itd. Być może przepisują je, bo zwyczajnie boją się stracić pacjentów (?)..Może jest też tak,że ludzie wybierają pigułki, bo można je dyskretnie łykać i nikt nie zauważy, a psychoterapia to więcej zabiegów, boją się, że ktoś się dowie..Może też chcą się oszukiwać sami przed sobą, że wszystko jest ok..

psychiatrzy nie współpracują z psychologami (psychoterapeutami) i może vice versa(?)., z jakiegoś powodu leczą sami, jedynie objawowo z użyciem wyłącznie farmakologii, a przecież farmakologia jak podaje literatura jest ważną, ale tylko wspomagającą metodą w leczeniu zaburzeń lękowych, główny, najbardziej skuteczny sposób leczenia to psychoterapia

Psychologowie o specjalności psychoterapeuta o lekach nie mają pojęcia, za to przez 5 lat studiów poznają tajemnice ludzkiej psychiki, różne mechanizmy psychologiczne, typy osobowości ludzkiej i ich zaburzenia, patologie oraz sposoby ich leczenia, uczą się jak powinny wyglądać relacje z pacjentem, tak aby on czuł się w nich bezpiecznie, oni również robią specjalizacje, jak również muszą zdobyć pewne umiejętności i uprawnienia, certyfikaty, do prowadzenia psychoterapii w określonym nurcie, co zajmuje kolejne 3-4 lata..Jeśli to co napisałem powyżej ma sens i jest zgodne z prawdą, to czy dobry lekarz nie powinien współpracować z psychologiem (i odwrotnie) jako dwuosobowy zespół (?) być w stałym kontakcie i wzajemnie się uzupełniać, wymieniać się informacjami i pacjencie (?) Dobrym wyjaśnieniem różnic pomiędzy różnymi fachowcami w tej dziedzinie jest artykuł

„Psycholog, psychoterapeuta, psychiatra – brzmi podobnie. Jakie są różnice?” 

przepisują, bo nie ma jeszcze wystarczającej liczby wykwalifikowanych psychoterapeutów, a jeśli są, to dostęp do regularnej psychoterapii wymaga posiadania i nakładu określonych środków finansowych, a w małych miasteczkach i wsiach brak jakichkolwiek możliwości do tej formy leczenia

przepisują, bo nie są lub nie byli do tej pory przeszkoleni w nauce umiejętności asertywnego odmawiania pacjentowi przepisania benzodiazepin lub leków nasennych, gdy nie zachodzi uzasadniona potrzeba lub dalszego przepisywania, gdy minie okres 2-3 tygodni regularnego przepisywania specyfiku, wraz np. umiejętnym uzasadnieniem, wytłumaczeniem, że to dla jego dobra i co powinien dalej zrobić (?)

Na koniec chciałbym napisać o wspomnianej odpowiedzialności ludzi (pacjentów), którzy często wybierają drogę „na skróty” lekceważąc i odrzucając już „na wejście” inną formę pomocy, jak również ignorują ostrzeżenia zawarte w ulotkach.. Być może dobrym rozwiązaniem póki co było by to, że lekarz specjalista brałby odpowiedzialność, za przedstawienie pacjentowi w sposób jasny i wyczerpujący wszelkich możliwości i wariantów leczenia jego choroby jakie istnieją z wskazaniem tej najlepszej, najskuteczniejszej, nawet jeśli warunki na ten czas w danej miejscowości nie pozwalają na jej wdrożenie..Są jednak miejsca, gdzie taka pomoc zaczyna być dostępna..brałby odpowiedzialność za poinformowanie o zagrożeniach spowodowanych np nadużywaniem benzodiazepin, pacjent wtedy decydowałby w jaki sposób chce się leczyć i brałby odpowiedzialność, za stosowanie się i realizację zaleceń.

Piszę o tym, choć wiem, że są osoby, których po prostu nie stać na regularną psychoterapię, ale też nie każda dobra terapia musi być zaraz płatna, z drugiej strony wiele osób w obecnych czasach nie szczędzi środków na kursy, specjalistyczne szkolenia, płatne uczelnie, dodatkowe fakultety, lektoraty języków obcych, ludzie wydają grube pieniądze na inwestowanie w siebie, podnoszenie kwalifikacji, a szkoda im pieniędzy na psychoterapię, która jest przede wszystkim inwestycją w siebie, w własne zdrowie, bo na co komu znajomość dwu, a nawet trzech języków i wiedza w dziedzinie marketingu, jeśli ten ktoś będzie cierpiał na nerwicę, będzie bał się wyjść z domu (?) na co komu dwa skończone fakultety, wiedza i tytuły, jeśli zdrowie nie pozwoli mu ich wykorzystać (?)..