W dzisiejszym wpisie chciałbym wspomnieć o kolejnych korzyściach z leczenia lekomanii.. Tak ogólnie, w skrócie, bo zamierzam o tym pisać szerzej na blogu w przyszłości w cyklu swoich wspomnień. Dlaczego o tym (?) bo zbyt mało na ten temat pisałem do tej pory, a przecież ten blog ma nie tylko ostrzegać przed pułapką uzależnienia od leków – lekomanii, czy krytykować pewne wady polskiego systemu lecznictwa, lecz przede wszystkim zachęcać do niebrania.
Tak więc do rzeczy: – w pierwszej części tej serii „Leczenie lekomanii – w drodze ku zdrowiu cz. I” napomknąłem, że największym osiągnięciem tego, że przed laty przerwałem swoje uzależnienie od leków było to, że wciąż żyje. No tak, tak, prawda.. potwierdzam, ale to oczywiście nie wszystko.
Co komu po życiu, jeśli jest ono nieszczęśliwe, pełne cierpienia, po prostu do bani (?) Oczywiście nigdy nie dzieje się tak, że ze stanu chronicznego cierpienia, zaćpania, czy posiadania chorych, toksycznych, niszczących nas (i innych) przekonań nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różczki przejdziemy w stan błogostanu, całkowitego spokoju wewnętrznego, a życie od jakiejś chwili zacznie się nam już tylko szczęśliwie układać..
To raczej niemożliwe, szczególnie w przypadku wieloletnich użytkowników BDZ, bo leczenie lekomanii to często dłuższy proces, a nasza psychika podobnie jak nasze ciało po poważnej chorobie (np. wypadku, paraliżu) może doznać skomplikowanego urazu i wymagać dłuższej rekonwalescencji. Pisałem już kiedyś o tym.
Jest ona inna (rekonwalescencja), bo dotyczy psychiki, choć pewne analogie można znaleźć.. Powiem szczerze, że ja kilka lat temu (po całkowitym odstawieniu BDZ) tak właśnie się czułem, jak osoba po udarze stawiająca pierwsze kroki z balkonikiem, gdyż utraciła umiejętność chodzenia. Oczywiście to moje doświadczenia, a każdy ma inne, nie chodzi mi to, by Was nastraszyć, bo jeden człowiek (tak jak np ja) musi leczyć fobie społeczną i agorafobie, inny ma zupełnie inne problemy, w innym nasileniu.
Ostatnio poza domem zaczynam co raz częściej spotykać różne osoby z swojej przeszłości, których dawno nie widziałem. Nie wiem, czy to przypadek (?) czy po prostu więcej bywam poza domem (?) Niedawno wspólny grill z Ciocią i Wujem spod Warszawy. Wuja nie widziałem chyba kilkanaście lat. Wiem, że ostatnio miał problemy ze zdrowiem, leczył nowotwór, ponoć jest remisja..
Dziś ponownie wpadłem na starych kolegów, z podstawówki i osiedla, z którymi graliśmy w piłę, wysiadywaliśmy wieczorami pod klatką paląc fajki. Znów wypaliliśmy po papierosie, jeden ma firmę transportową (a może miał ? Nie wiem) drugi zakład protetyczny, wspominamy innych, którzy już nie żyją.
W poprzednim tygodniu znów podjechałem po żonę do pracy, tym razem zaparkowałem od frontu bezpośrednio przed wejściem do instytucji. Było już sporo po 16.00, ale wiedziałem, że pracownicy mojego, byłego działu pracują czasem dłużej Miałem nadzieję, że kogoś spotkam na papierosie, sam kiedyś chodziłem na róg budynku. No i doczekałem się, jeden ze starych kumpli, którego dawno nie widziałem „face to face” poznał mnie, szeroko się uśmiechnął Podaliśmy sobie ręce, zamieniliśmy parę słów, kiedyś pracowaliśmy w jednym biurze, jeździliśmy czasem w teren z innymi .. On musiał lecieć, ja też.. Parę lat temu unikałem ludzi jak tylko mogłem, bunkrowałem się, teraz zaczynam szukać sam kontaktu..
W mijającym tygodniu mój strach przegrał z ciekawością i prozaiczną potrzebą. Okazało się, że zabrakło mi śrub do naprawy starej balkonowej ławki. Obiecałem żonie, że jeszcze przedłużę jej żywot. Zwykle zakupy tego typu w ostatnich latach robiłem tylko w internecie, trochę z wygody, głównie z powodu fobii społecznej i agorafobii. Tym razem nie chciało mi się czekać na przesyłkę do następnego tygodnia, więc wsiadłem w samochód i pojechałem przez miasto do „Mrówki”, supermarketu z różnymi technicznymi akcesoriami, która jest umiejscowiona na peryferiach mojego miasta. Byłem już tam kilkakrotnie w tym i zeszłym roku, ale tylko w towarzystwie żony i jako pasażer w aucie, a i to 2-3 lata temu było dla mnie czystą abstrakcją.
Miałem lekki stres bo o godz. 16 – tej spory ruch, ale bez przeszkód dotarłem na miejsce, zaparkowałem przed budynkiem W markecie obleciałem z koszykiem pół stoisk, przy stoisku z śrubami spotkała mnie miła niespodzianka, jedna miła Pani (klientka) chyba widząc moją tępą minę zważyła mi kilkanaście szt. lśniących śrubek, nakrętek i podkładek tłumacząc mi „zasady”. Ładnie podziękowałem Młody człowiek z obsługi wytłumaczył mi gdzie znajdę puszkę farby do drewna, dokupiłem jeszcze klej i udałem się do kasy.
Tu niestety „zważyłem się” deczko, byłem pierwszy, więc myślałem że szybko pójdzie, niestety okazało się, że przede mną jest para staruszków, co płacąc za sadzonki, obraz w ramach i długi pręt do firanki porusza się jakby w „zwolnionym tempie”. Pomyślałem sobie kurw.. ! A tak dobrze szło..
Sam miałem małą torebkę z śrubkami, klej i mini puszkę, banknot w ręku, a leciwa para donosiła jeszcze jakieś bibeloty, później zapłata kartą, wpisywanie pin-u, a na koniec karta na punkty, a za moimi plecami coraz większa kolejka ludzi porównywalnie niecierpliwych jak ja.. W pewnym momencie pomyślałem „spokojnie”, też kiedyś będziesz stary, może nawet prędzej niż „kiedyś” Stwierdziłem że muszę po prostu wyluzować stosując jednocześnie skróconą technikę relaksacji Jackobsona zalecaną mi na terapii. Zamknąłem oczy, wziąłem głęboki oddech, zamknąłem oczy, a wraz z wydechem rozluźniłem wszystkie mięśnie od powiek po stopy.. Pomogło..
Regularne treningi metody relaksacji Jackobsona zadaje mi Pan G. (psychoterapeuta) już od dawna, mam je ćwiczyć systematycznie, codziennie lub co drugi dzień, bo tylko wtedy ten trening ma sens i metoda działa. Nie chodzi przecież o to, by w dużej kolejce w sklepie mięsnym lub w autobusie rozłożyć matę, położyć się na podłodze i z słuchawkami od mp3 na przemian, mozolnie zaciskać i rozluźniać mięśnie aż do stanu totalnej „nirwany”. Chodzi o to, by mieć to tak wytrenowane, by ciało reagowało odruchowo na jakiś sygnał, komendę, która może być tylko myślą.
A pro po majsterkowania, drobnych, domowych napraw, jak i innych praktycznych umiejętności to kilka lat temu, zacząłem spontanicznie realizować pewne męskie zadania, które stopniowo zaczęły sprawiać mi frajdę
Pamiętam, że jako osoba jakoś wykształcona, po studiach (podobnie zresztą jak mój ojciec), nigdy wcześniej nie zajmowałem się naprawianiem czegokolwiek, nie potrafiłem nawet gniazdka elektrycznego wymienić. Nie umiałem, nie dlatego, że jestem ofiarą losu, choć wtedy tak myślałem, tylko dlatego, że wcześniej nigdy tego nie robiłem, nikt tego ode mnie nie oczekiwał, nikt mnie nie nauczył, nie wiedziałem, że umiem. Uczyłem się wszystkiego sam od podstaw czytając jakieś książki, oglądając różne poradniki w internecie. Tym sposobem odnowiłem i pomalowałem meble w całej kuchni, naprawiłem wiele szuflad, łóżko w sypialni, odnowiłem stary sprzęt do ćwiczeń w domowej siłowni. Zrobiłem też wiele innych rzeczy Odkryłem, że wraz z odstawieniem leków i rozpoczęciem leczenia lekomanii rozpoczął się mój stopniowy, wewnętrzny rozwój osobisty.. cdn
Witam.
Na imię mam Marek, 42 lata, od 17 lat mieszkam w UK. 12 lat temu na skutek błędu lekarskiego zacząłem zażywać Diazepam (razem z Venlafaxyną i Pegabaliną). Na przestrzeni lat stopniowo zwiększano mi dawki, na wizytach u lekarza zawsze mi powtarzano, by nie czytać ulotek (bo pacjent sobie zawsze „dobiera do głowy” objawy nieporządane). Nie chcę wnikać w szczegóły. Nie muszę chyba pisać, jak bardzo Valium opóźniło mnie w rozwoju przez 11 lat brania dzień w dzień. W listopadzie zeszłego roku czułem się już tak źle, że pojeciałem do Polski i trafiłem do szpitala psychiatrycznego w Gorlicach. Tam…. (będzie gorąco) W JEDEN DZIEŃ odstawiono mnie z: 50mg Valium, 450mg Pregabaliny i 300mg Venlafaksyny!!!!! Wpadłem w taki szok, że tarzałem się po podłodze z wrzaskiem, poty, drgawki, konwulsje, wymioty itp. Oczywiście żadnego psychologa, terapii, tylko siedzenie pod kluczem 24h na dobę, bez odwiedzin, kontaktu ze światem. Po 3 tygodniach powiedziałem że im „dziękuję” za taką pomoc i się wypisałem. Na przestrzeni następnych 4 miesięcy stopniowo odstawiałem leki, które od nich dostałem (a który nie dość, że nie pomogły, to jeszcze bardziej mi zaszkodziły: Prozac, Absenor, propranolol, Kwetaplex). Na dzień dzisiejszy od ponad 8 miesięcy jestem kompletnie bez leków (tylko zioła). Każdy dzień jest torturą, derealizacja, brak osobowości, lęki, napady płaczu i paniki, drgawki itp itd. Na dzisiejszy dzień zniknęła TYLKO bezsenność. Codziennie błagam Boga o litość. Schudłem 25kg (wagę mam teraz w normie, przedtem ogromna nadwaga od Diazepamu). Codziennie chodzę nawet 10km (bo nie mogę usiedzieć godziny na dupie w spokoju). Z trudem czytam, piszę na klawiaturze. Przed przygodą z lekomanią byłem wysportowanym, normalnym facetem z normalną depresją. Dziś czuję się jak ćpun po heroinie. Mieszkam w Bristolu (1mln mieszkańców), ale nie ma tu do kogo pójść po fachową radę. Boję się jakiejkolwiek chemii. Koresponduję z wieloma ludźmi uzależnionymi od BZD. Wszyscy mówią, że świetnie mi idzie, a ja (po raz pierwszy w życiu, zaczęło się w Gorlicach) mam myśli samobójcze. Nie bardzo wiem, co ze sobą robić, żyję z dnia na dzień. Pracować nie jestem w stanie (informatyk, podwójne wyższe wykształcenie). Przeczytałem wiele książek o BZD. Niektóre osoby mogą zmagać się z objawami nawet 10 lat po odstawieniu. W Gorlicach poznałem faceta, który odstawił Lorafen w 2013 w Warszawie i on twierdzi, że już nigdy nie był do końca sobą. Już nigdy nie poszedł do pracy. Jest na rencie do końca życia.
Proszę o słowo wsparcia
Pozdrawiam
=== Marek ===
Panie Piotrze, bardzo sie ciesze a jednoczesnie smuce czytajac Pana blog…
Ciesze sie, bo podjelam decyzje ,ze musze odstawic leki nasenne, ktore stosuje od kilku lat,bo wiem ,ze jestem od nich uzalezniona i maja na mnie bardzo negatywny wplyw i czytajac Pana wpisy, tylko sie w tym upewniam.
Jednoczesnie jestem przerazona tym jak trudna droga przede mna….:(
Nie spie odkad pamietam, nie wiem jak sobie poradze…
Jutro pierwsza wizyta u neurologa i rozpoczecie procesu…
Jestem pelan obaw ale wiem ,ze musze wkoncu zaczac dzialac!
Witam. A jakie leki nasenne Pani bierze ? z grupy benzodiazepin (Estazolam, Midazolam, Lorafen, Nitrazepam) ? czy typu Zolpidem, Zopiclon (Stilnox, Zolpic, Nasen, Imovane)? Obojętnie co, proszę nie odstawiać żadnych tego typu środków z dnia na dzień, po kilku latach odstawia się je nawet przez kilka miesięcy. Warto też zastanowić się, co po odstawieniu środków (?) bo przecież nie brała ich Pani bez powodu,a bezsenność jest tylko objawem, który ma swoje przyczyny np w osobowości, w przeszłości, w dzieciństwie które być trzeba będzie przepracować na terapii z psychologiem ? Polecam przeczytanie na moim blogu wpisów o bezsenności, uzależnieniu od leków nasennych, pierwsza część tutaj „Czy leki nasenne uzależniają cz. I” Pozdrawiam
To znowu ja.
Mija tydzień od czasu mojego zejścia na 3mg relanium. Ogólnie nie ma tragedii. Zacznę powoli chyba ruszać zolpidem. Zauważyłem, że ostatnio po prostu ścina mnie z nóg. Nie ma też już akcji typu: wracać szybko do domu by tylko łyknąć zolpi aby zatkać receptory GABA łaknące benzo jak płuca powietrza. Ogólnie plan mam teraz taki by zostawić te 3mg relanium na jakiś tydzień (lub więcej dni gdyby coś poszło źle) ale zmniejszyć już zolpidem do 5mg z obecnych 10mg. Dobrze kombinuję?
Z rzeczy mniej przyjemnych. Coraz bardziej zdaję sobie sprawę w jakiej ułudzie żyłem. W jakim fałszu strasznym. Ta ohydna chemia hibernuje człowieka. Zawiesza. Zmienia nawet poglądy na wiele spraw o czym sobie możemy nie zdawać sprawy widząc tylko wierzchołek jej działania czyli np. efekt uspokajający lub nasenny. Czeka mnie wiele pracy by sprowadzić własne życie na właściwe tory. Straciłem z 20 lat życia. Zawodowo, rodzinnie itd. Nie wiem jaką ścieżką podążyć i czy aby nie jest to łabędzi śpiew przed zbliżającym się końcem. Czy życie da jeszcze szansę nie młodemu już człowiekowi obudzonemu z wieloletniej hibernacji???
Mam nadzieję, że autor strony nie ma za złe, że tak sobie tu czasem popisuję. Ja w każdym razie jestem wdzięczny za to, że ta strona istnieje. Trafiłem na nią jeszcze wtedy gdy nawet nie myślałem, że będę z nałogu benzo schodzić. Jeszcze wydawało mi się to niemożliwe. Czytałem wtedy wpisy tutaj jak o bajkach z mchu i paproci, na zasadzie: przecież biorę mało. Mnie to nie dotyczy…
Oczywiście, że nie mam za złe, przeciwnie, każdy komentarz od kogokolwiek jest dla mnie cenny
A nie lepiej przy odstawianiu Zolpidemu zastosować substytucje na Relanium i z niego schodzić ?
Dziękuję za tę odpowiedź. Z pierwszą jej częścią zgadzam się w 100% mimo, że nie jestem jeszcze trzeźwy od leków.
Co do drugiej części Twojej odpowiedzi to też już tak sobie kombinowałem by takie rozpuszczanie w odliczonej ilości wody stosować na końcu rozstania z benzo i dzielić taką wodę strzykawką na odpowiednie porcje. Póki co zaopatrzyłem się w dość ułomne urządzenie do dzielenia tabletek. Będzie potrzebne gdy zejdę na 3mg gdyż nie ma w sprzedaży tabletki 1mg relanium.
Witam ponownie z organizmem już przystosowanym do 4mg relanium dziennie (plus 10mg zolpidem na sen, którego nadal nie ruszam, ale ruszę w swoim czasie). To zejście z 5mg poszło dość dziwnie. Przez pierwsze 4 dni organizm jakby nie zauważył, że karmię go mniejszą ilością i potem zupełnie nagle zaczęły się efekty odstawienne. Jakiś tydzień wytrwałości (z nieocenioną pomocą CBD) i już jest wszystko w porządku. Następne zejście planuję na koniec sierpnia. Znów o 1mg mniej.
Naprawdę bardzo pomaga CBD przy operacji schodzenia z benzo. Szczerze polecam. Choć może być to zgubne, bo przy wysokiej dawce CBD wydaje się, że benzo już jest niepotrzebne i można przestać odrazu je brać. Niestety nałóg benzo przypomina o sobie tak czy inaczej z dużą siłą. Testowałem niestety na sobie. :/ Schodzimy z benzo po mału mimo, że CBD daje pozorną siłę do odstawienia od razu.
Wracają emocje.. nawet strach taki zdrowy też jest przecież potrzebny.
Pytanie mam do autora strony czy to prawda, że najgorsze jest odstawienie ostatniego 1mg? Chodzi mi o samą końcówkę, gdy z powiedzmy 0,5mg relanium będę próbował zjadać już NIC?
Jasne że tak.. Zagrożenia, negatywne konsekwencje z uzależnienia, nadużywania silnych leków uspokajających, nasennych, czy opioidowych nie wiążą się tylko i wyłącznie z tym, jak te substancje wpływają przez lata na nasz mózg i jego np. przyśpieszoną demencję, ale może przede wszystkim z tym, czego nie robimy lub przeciwnie, co robimy, będąc pod wpływem tych leków i mając zubożone emocje. Wielu osobom biorącym regularnie leki wydaje się, że są w pełni „trzeźwi” ,bo nie „upijają się” tymi lekami do nieprzytomności jak niektórzy alkoholicy, nie ćpają na umór.. Trochę się oszukują, bo nie mają w pełni trzeźwego oglądu otaczającej ich rzeczywistości, nie mają też dobrego, autentycznego kontaktu z swoimi prawdziwymi emocjami, po prostu nie są sobą. Mogliby by zacząć z czasem być, gdyby odstawili leki i poszli na psychoterapie. No ja np. po lekach jeździłem zbyt brawurowo i szybko samochodem przekraczając wielokrotnie prędkość, spontanicznie chciałem skakać na bungee, mając lęk wysokości, miałem inne głupie pomysły, o których wstydzę się tu pisać
Z moich własnych doświadczeń i nie tylko niestety często tak bywa, ale nie jest to jakaś reguła. Nie jest to też problem nie do przezwyciężenia.. Trzeba sobie dać trochę czasu. Na końcówce jest trudniej z tego wzglądu, że trochę przeszkadza „głowa”, gdy dociera do niej świadomość, że „już nie biorę wcale leków” = strach, trochę się człowiek sam nakręca, bo bzdurą jest, ze po zaprzestaniu podawania leku nie ma go już w organizmie.. Biorąc pod uwagę że Relanium działa od 100 – 200 g, to jeszcze możesz go mieć długo w sobie, zwłaszcza, że brałeś go dłuższy czas, a nie jednorazowo jedną tabletkę.. Są jednak ludzie którzy maksymalnie rozciągają to odstawiania do 0,05 i bardziej metodą rozpuszczania w wodzie i mierzenia w menzurce i to jest też ok